Zbieżność dwóch wydarzeń: rocznicy wybuchu Powstania Warszawskiego (w tym roku 70!) i wymarsz ząbkowickiej grupy Pieszej Pielgrzymki Diecezji Świdnickiej na Jasną Górą (w tym roku już 11!), sprawia, że w naszym mieście jest chwila na refleksję na początku miesiąca pełnego dat przypominających o ważnych dla Polski wydarzeniach i zarazem o potrzebie wnoszenia w aktualną rzeczywistość tego, co dla przyszłych pokoleń może będzie stanowić wartość.
Ten pierwszy wątek, czyli dwa wydarzenia tego dnia są opisane w ZĄBKOWICE4YOU.PL , więc nie będę się powtarzał. Za to drugi wątek zasługuje na podjęcie, bo o nim jakby mniej było dzisiaj mowy. Co roku 1 sierpnia w Ząbkowicach jest dniem łączącym wspomnienie Powstania Warszawskiego i przeżywanie Pielgrzymki. Historia splata się więc z teraźniejszością, tym bardziej zatem warto wysilić się myśląc o przyszłości. Ponieważ odnoszę wrażenie, że takie perspektywiczne i dalekosiężne myślenie nie jest silną stroną lokalnych elit, zastanawiam się dlaczego tak jest. Dlaczego planowanie tego, co ma się dziać w Ząbkowicach, wyznaczane jest perspektywą kolejnych kampanii wyborczych lub ograniczonymi w latach skalami wyznaczanymi przez budżety gminy, województwa, państwa czy Unii Europejskiej. Nie twierdzę, że te wektory nie mają znaczenia, wręcz odwrotnie – trzeba się nimi posługiwać, ale nie oznacza to, że mamy się nimi …ograniczać.
Łatwo jest ganić tego czy innego burmistrza za błędy faktyczne i domniemane, nie jest wielkim trudem obarczone robienie wideł z igieł, gdy się jest poszukiwaczem dziury w całym. Wiem o tym dobrze…. Nawet aż za dobrze! Nie chcę przez to powiedzieć, że krytyka osób sprawujących mandat publiczny w gminie (burmistrza, radnych i innych osób sprawujących rozmaite urzędy) nie jest uprawniona i zasadna. Wielka jednak szkoda, że – choćby pod wpływem kalendarza wyborczego – nikt nie otwiera debaty o tym, jak wyobrażamy sobie Ząbkowice Śląskie w perspektywie sięgającej przynajmniej okresu, w jakim dorosłość osiągną dzieci, które sa dzisiaj w przedszkolach czy młodszych klasach szkół podstawowych. O obecnych absolwentach szkół średnich wiemy, że w zdecydowanej większości opuszczają swoje rodzinne strony, o gimnazjalistach wiemy, iż planują (zbyt często) edukację maturalną czy zawodową poza gminą czy powiatem swego zamieszkania. Ich starsi koledzy i koleżanki, częstokroć członkowie rodzin lub znajomi, już wyemigrowali nie tylko z Ziemi Ząbkowickiej, nie tylko z Dolnego Śląska, ale nawet i z Polski! Nie chcę postawić tezy, że „już ich nieodwracalnie straciliśmy”, ale nie jestem – jak sądzę – odosobniony w przeświadczeniu, że ich powrót tutaj jest wielce wątpliwy. Jak zatem sprawić, co zrobić, czym zadziałać, aby fatalna w dalekosiężnych skutkach migracja edukacyjna i zarobkowa nie wyludniła Ząbkowic do tego stopnia, że staniemy się małym miasteczkiem, do którego wpada się na urodziny, przyjeżdża się na pogrzeb i zagląda na groby. Nie przekonuje mnie teoria, że Ząbkowice mogą być centrum imprezowym czy miejscem tanich zakupów, i że to miałoby stanowić dźwignię rozwoju lokalnej wspólnoty. Ząbkowice to nie Imprezowice.