Plac przystankowo-manewrowy PKS przy al. Niepodległości w Ząbkowicach został w ostatnich dniach „wyposażony” w odbijające się żółtym kolorem dwie wiaty, które (jak można domniemać) mają stanowić osłonę przed deszczem, śniegiem lub słońcem dla osób oczekujących odjazdu ich autokaru.
O problemie komunikacyjnego wykluczenia Ząbkowic pisaliśmy już w naszym portalu, ale jak gołym okiem widać, problem pozostaje nierozwiązany. Trudno bowiem uznać, że postawienie dwóch wiat na wielkim i zdegradowanym wieloletnią eksploatacją placu, ma poprawić jakość usług świadczonych przez PKS. Na temat samej skuteczności dwóch daszków pasażerowie przekonają się zapewne w porze jesienno-zimowej, gdy warunki pogodowe będą mniej sprzyjające, niż obecnie. Nie lepiej zresztą prezentuje się dworzec PKP i całe otoczenie niegdysiejszego węzła komunikacyjnego Ząbkowic. Zarośnięty chodnik wzdłuż terenów PKS i PKP jest najbardziej rzucającym się w oczy dowodem tego, że ten fragment miasta jest „przez wszystkich” zapomniany. Jeśli ktoś dociera do stolicy powiatu korzystając z komunikacji zbiorowej oferowanej przez różnych operatorów, to pierwsze wrażenie jest fatalne (delikatnie rzecz nazywając).
Cały ten stan stanowi niewątpliwie spore wyzwanie dla gospodarzy terenu, czyli dla samorządu gminnego i powiatowego oraz problem, z jakim winny się zmierzyć spółki komunikacyjne korzystające z tej części Ząbkowic. I nie chodzi tu tylko o wizerunek miasta. Przede wszystkim bowiem musi się szybko zmienić, opisywany w naszym portalu, stan ograniczonej dostępności do nowoczesnych środków zbiorowego transportu dla mieszkańców. Jest to bolączka doświadczana szczególnie przez dojeżdżających do pracy lub uczących się.