Po awansie politycznym p. Pawła Grasia, na fotelu rzeczniczki rządu zasiadła prawnuczka dwóch wybitnych mężów stanu: Prezydenta RP Stanisława Wojciechowskiego i Premiera Władysława Grabskiego. Ogromna wiara, że posiadane geny podniosą jakość przekazu informacyjnego, jakoś nie bardzo chcą się urzeczywistnić. Oczywiście do poziomu pani premier, „Sorry, takie mamy…” Bieńkowskiej, bardzo daleko.
Tak się składało, że poprzednik nie miał, delikatnie mówiąc, najlepszej prasy, nawet tej, „głównonurtowej” i wydawało się, że gorzej być nie może, ale życie lubi płatać niespodzianki. Przyczynkiem stało się zachowanie i komentarze pani rzeczniczki, bo tak się winno mówić, spełniając oczekiwania przynajmniej feministek, że o lingwistkach nie wspomnę, związane z podsłuchami. Nie lubię słowa „afera” bo ilość przymiotników, z którymi występowała i występuje przestaje dziwić i szokować. Nowa pani rzeczniczka bierze na swoje barki ogromną odpowiedzialność i za wszystko i wszystkich. „To decyzja prokuratury, ale nie widzę powodu, by premier miał być zapraszany na przesłuchanie – odpowiedziała, czy Donald Tusk będzie zeznawał jako świadek w śledztwie dot. sprawy podsłuchów polityków.” To może od razu wysłać kogoś do prokuratury i „przywołać” ją do porządku, do obecnie panującego porządku.
Na szczęście pani R.P.** nie neguje faktu „prywatnej rozmowy” szefa MSW z prezesem NBP ale zaraz dodaje, że „pan premier nikogo na rozmowy nie wysyłał„. Strach pomyśleć do jakiej „samowolki” są zdolni, podlegli, powołani i zaakceptowani osobiście ministrowie. Dalej jest jeszcze bardziej wesoło, ale to radość z gatunku, tych podobnych do uprawiania seksu z tygrysem. Prokuratura nie ma powodu zapraszać na przesłuchanie kogo chce ale „powinna w miarę możliwości jak najszybciej tę sprawę wyjaśnić”. Później pani R.P. wyraziła „chciejstwo”, żeby to było do końca wakacji skończone, ale zdaje sobie sprawę, że „prokuratura i ci, co prowadzą śledztwo, narzucają tempo, widocznie nie są w stanie zakończyć tego w szybkim czasie”. Przyjmuję zakład, że z zakończeniem tego śledztwa będzie ja z przysłowiową „rekonstrukcją rządu”.
Do klasyki „złotoustych”, pewnie trafi kolejne odkrywcze stwierdzenie, w kontekście sprawności wyjaśniania sprawy: „życie jest życiem i czasami stawia nam opór”. Jakby tego było mało Pani rzeczniczka przebija samą siebie. Bo z jednej strony to „decyzja prokuratury”, która wiadomo nie jest w żadnym stopniu instruowana i jest niezależna, a z drugiej stwierdza, że te nagrania, a właściwie ich treść mogą „paraliżować nasze życie, przez takie oszczerstwa czy spekulacje”. Zresztą co odpowiedź na konferencji prasowej, to delikatnie mówiąc, siurpryza. Nie wiem jak dla pani R.P., ale wydaje się, że sprawa podsłuchów nie jest błahostką w kontekście zarządzania państwem. A pani R.P. z podziwu godną i znaną tylko sobie pewnością stwierdza, że „nie sądzi”, aby wśród nagrań był głos premiera, bo „premier nie chodzi do żadnych restauracji, spotyka się w kancelarii”. Jakby tego było mało, to na pytanie o wystąpienie premiera w sejmie w tym tygodniu stwierdziła z sobie rozumianą stanowczością: „Poczekajmy, zobaczymy”. Chyba lepiej by było, gdyby już była tą paprotką… Lepiej dla wszystkich, a szczególnie dla pana premiera.
*/ takim zdecydowanym i bezprecedensowym stwierdzeniem rozpoczęła swoją nową pracę pani rzecznik.
**/ Rzeczniczka Prasowa