Już jesteśmy PO prezentacji nowego rządu. Nie od dziś wiadomo, że „przewodnia siła” na czym jak na czym, ale na profesjonalnym PR zna się jak mało kto ale… Zabrakło mistrza nad mistrze, „musiał” wyjechać, bo obrzydły mu już szczaw i mirabelki więc wybrał się na brukselki i zaczęło się.
Przygotowanie do prezentacji nowej ekipy rządowej, pełnej ogranych twarzy, odbywało się w mediach lepiej niż niejeden serial, ale nie dało się utrzymać poziomu. Chyba że poziomu seriali z gatunku „soap opera”. Wszak „miszcz” jest tylko jeden.
I nawet nie chodzi o to, że sprawami wewnętrznymi będzie się zajmowała pani, mam nadzieję, znająca się na teologii. I nawet nie oto, że minister R. „Sknerus” S. został zastąpiony przez człowieka, który zna doskonale, ale jedynie tzw. uśmiechowy polski, bo może rzeczywiście jemu to wystarcza, a nam musi. I nawet nie o to, że mimo starań speców od wizerunku tego rządu, na prezentacji tego szacownego gremium nie udało się ustrzec przed wpadką bo… najważniejsza jest jedność partii. I nawet nie to, że pani Premier stwierdziła, że chodzi o odbudowę zaufania Polaków, bo to by świadczyło, że zostało w jakimś stopniu naruszone. I nawet nie o to, że postraszyła, że będzie surowym recenzentem i obserwatorem, bo może się „ugotować” i po strachu. Zresztą do końca nie bardzo wiadomo kto ma się bać.
Najśmieszniejsza, przepraszam najważniejsza, informacja jaka została przekazana mediom na 1. konferencji prasowej nowego rządu to odpowiedź, na chyba nieuzgodnione pytanie jakiegoś dziennikarza, o wysyłanie polskiej broni na Ukrainę. Pani Kopacz stwierdziła, z wdziękiem należnym stanowisku: „Wie Pan, jestem kobietą”. Więc jednak, podobnie jak Maria Skłodowska-Curie, że o Koperniku nie wspomnę. I nolens volens zapachniało, jeśli już nie „Seksmisją” to przynajmniej komedią. Ale wesołość to trwały element rządów PO zgodnie z obowiązującym trendem: „skoro nie może być lepiej niech chociaż będzie weselej”.