Do dzisiaj właściwie nikt z ząbkowiczan nie wie, że w naszym mieście przez kilka lat zamieszkiwał jeden z wielkich bohaterów II wojny światowej oraz czasów okupacji niemieckiej i sowieckiej.
Pochowany jest wraz z małżonką na nowym cmentarzu miejskim. Przy jego grobie w dniach Wszystkich Świętych i Zadusznym nigdy nie widziałem honorowej warty harcerskiej, a przecież całe życie poświęcił walce o wolność umiłowanej Ojczyzny. Mowa tu o kapitanie Wojska Polskiego Janie Koziku (1906 – 1953 ), Kawalerze Orderu Virtutti Militari, Komendancie Dzielnicy Zachodniej Armii Krajowej we Lwowie, wieloletnim katorżniku norylskich kopalń na Syberii. Po powrocie na łono Rodziny i Ojczyzny – nie takiej, o którą walczył i o której marzył, zgasł przedwcześnie. PRL – ojczyzna macocha, wyrzekła się go i wzgardzała nim, nie była dla takich jak on.
Szczęściem nastał czas kiedy wreszcie możemy przywrócić bohaterom cześć i pamięć o nich. Maleńki Janek przyszedł na świat 5 grudnia w Dziedzicach w rodzinie Józefa Kozika, maszynisty kolejowego. Niestety ojciec Janka , podpora rodziny, umiera w 1909 r. na skutek wypadku, pozostawiając żonę Zofię z trójką osieroconych dzieci. Najmłodszy Janek trafia na wychowanie do stryja, wziętego kowala w Zakopanem. Po kilku latach przenosi się tam także Zofia. To jej dzieci zawdzięczają wpojenie umiłowania do Polski i wolności, która jak mawiała – jest wartością najwyższą i nieocenioną. Swoje patriotyczne poglądy odziedziczyła po dziadku Stefanie Piórkowskim, powstańcu styczniowym. Janek już od wczesnych lat zdradza wybitne uzdolnienia sportowe, szczególnie w biathlonie, chodzi tez do szkółki narciarskiej Marusarza, gdzie uczy się skakać na nartach, zjazdów, slalomów i biegów. Wraz z pełnoletnością otrzymuje certyfikat instruktora narciarskiego. Dodać trzeba, że już od 17 roku życia pracował w PKP wydatnie wspierając budżet rodzinny.
Przełom w jego życiu następuje w 1926 r., w lutym umiera ukochana matka, a w marcu dostaje powołanie do odbycia służby wojskowej w 4 Pułku Strzelców Podhalańskich w Cieszynie. Utalentowany i głęboko patriotyczny młodzieniec otrzymuje skierowanie do szkoły podoficerskiej i kończy ją w 1927 r. z I lokatą jako kapral. W tym samym czasie osiąga pierwsze sukcesy sportowe w zimie jako narciarz, ale bryluje też w letnich wielobojach zajmując czołowe miejsca. Z kolei zostaje odkomenderowany do rocznej Szkoły Wysokogórskiej w Zakopanem, którą kończy w 1930 r., również z I lokatą, w tym też roku awansuje do stopnia plutonowego. W latach 1931 – 32 odbywa dwuletnie studia w Centralnym Instytucie Wychowania Fizycznego w Warszawie. Od 1935 r. studiuje w Szkole Oficerów Piechoty w Bydgoszczy, którą kończy w 1937 r. w stopniu podporucznika. Równolegle trenuje ekipę biathlonowa na Zimową Olimpiadę w Garnisch-Partenkirchen w Niemczech. Nowo mianowany ppor. Jan Kozik otrzymuje skierowanie do 6. Pułku Strzelców Podhalańskich w Samborze.
W kampanii wrześniowej już porucznik i dowódca kompani i zwiadu zostaje w jednej z bitew ciężko ranny w nogę i głowę, kilka tygodni kuruje się w chłopskiej chacie. Gdy już jako tako dochodzi do zdrowia przekracza, przedzierając się do Sambora, sowiecko – niemiecką strefę demarkacyjną, a stamtąd bez powodzenia stara się przejść do Rumunii.
Zagrożony aresztowaniem przez NKWD ucieka do Lwowa, gdzie chroni się i ukrywa w mieszkaniu swoich przyszłych teściów, państwa Petelaków. Z początkiem 1940 r. przystępuje do Związku Walki Zbrojnej, przybiera pseudonimy konspiracyjne: „Zdzisław”, „Karski” i „Walek”. Po wybuchu wojny niemiecko-rosyjskiej i zajęciu Lwowa przez III Rzeszę, na bazie ZWZ powołana zostaje przez rząd emigracyjny Armia Krajowa, ze stricte wojskową strukturą. Od tego momentu praca konspiracyjna we Lwowie nabiera coraz większego rozmachu i w pierwszej dekadzie 1942 r. Jan Kozik obejmuje rozkazem dowództwa AK Komendę Dzielnicy Zachód.
W tym też roku następuje kolejna poważna zmiana w jego życiu – żeni się z Ireną Petelak, a także otrzymuje awans na kapitana służby stałej. Z całą swoją energią włącza się w wir prac organizacyjnych, a potrzeb i zadań było bez liku. Mimo licznych zagrożeń trzeba było szkolić młodzież, prowadzić dywersję, zdobywać broń, likwidować konfidentów, udzielać pomocy Żydom i organizować mały sabotaż. Kapitan Kozik potrafił konsekwentnie przezwyciężać trudności, znakomicie kierując powierzoną sobie dzielnicą. Od lutego 1943 r., kiedy to armia niemiecka poniosła klęskę pod Stalingradem, zaczął zdawać sobie sprawę, że „wyzwolicielami” Kresów będą bolszewicy, należało się więc przygotować i na tę ewentualność, zwłaszcza że konferencja w Teheranie rozwiała wszelkie nadzieje, oddając naszą Ojczyznę Stalinowi.
Akcja „Burza” dla kapitana Jana Kozika rozpoczęła się w lipcu 1944 r., jego zgrupowanie zgodnie z ustaleniami zaatakowało Niemców 25 lipca, a już 27 lipca Lwów został uwolniony przez wojska sowieckie i oddziały AK. W tym to dniu generał Filipkowski odznaczył Jana Kozika orderem Virtutti Militari. W ślad za Armią Czerwoną do miasta wkroczyło NKWD i podstępnie, łamiąc umowy i obietnice, niemal z marszu zaczęło aresztować żołnierzy AK, szczególnie zaś polując na oficerów. Wrodzona roztropność pozwoliła kapitanowi Kozikowi jeszcze raz umknąć niebezpieczeństwu. Ukrywa się i włącza do konspiracji, tym razem jako oficer supertajnej organizacji „Nie” (Niepodległość ).
Jego żona Irena, wraz z ponad rocznym synkiem Jerzym zamieszkała w tym czasie dla bezpieczeństwa u rodziny w Samborze. Niewiele to pomogło, gdyż już wkrótce 18 lutego 1945 r., na skutek donosu, kapitan Jan Kozik został aresztowany we Lwowie przez NKWD i skazany na 10 lat katorgi. W uzasadnieniu wyroku słowem nie wspomniano o walce z okupantem niemieckim, a największa jego winą było to, że był polskim patriotą gotowym życie oddać za wolność Ojczyzny.
W efekcie trafił etapem przez Krasnojarsk do Norylska. Nie miejsce tu na opis katorgi, zresztą nie odbiegała ona od przeciętnej sowieckiej i była jak zawsze nieludzka, a praca w kopalni potrafiła ze szczętem podkopać siły i zdrowie skazańca. Jakby tego było mało i więzień żył za długo, kapitan Kozik zostaje przeniesiony w góry do obozu specjalnego, gdzie też ostatecznie traci zdrowie. Wtedy to jako „dochodiaga” zostaje uznany za inwalidę niezdolnego do pracy fizycznej i szczęściem przeniesiony do Dubrawłagu, gdzie wykonuje różne lekkie prace i jest nieco lepiej odżywiany.
Po śmierci Stalina, Kozika obejmuje amnestia. W końcu 9 stycznia 1954 r. zostaje przekazany na stacji Brześć pełnomocnikowi polskich władz. Wtedy to zostaje błyskawicznie zatrzymany przez żołnierzy KBW i funkcjonariuszy UB, intensywnie przesłuchiwany i zastraszany (major UB stwierdził – „Będziesz wisiał”, „Masz krawat jak amen w pacierzu” ). Wreszcie po obowiązkowym upokorzeniu i pozbawieniu jakichkolwiek złudzeń, 19 stycznia został zwolniony do domu. Tak to przywitała go wytęskniona Ojczyzna.
Rodzina jego żony już od niemal dziesięciu lat mieszkała w Bardzie, zaś ona z synkiem w Ciepłowodach, a potem w Ząbkowicach Śląskich przy ul. Legnickiej nieopodal gazowni. Tam też w samotnej kamieniczce na drugim piętrze zamieszkał kapitan Jan Kozik ciesząc się odzyskaną rodziną. Życie przebiegało mu pod stałym nadzorem UB (codziennie musiał się zgłaszać w urzędzie), stałej pracy uzyskać nie mógł. Kolejno próbował w NBP, w REDP, by w końcu, dzięki pomocy życzliwego mu inżyniera Jerzego Tołłoczko, dostać posadę w Klubie Sportowym „Budowlani”, pracował tam do 31 marca 1957 r.
Stopniowo pogarszający się stan jego zdrowia nie pozwalał na wyczerpujące i aktywne życie zawodowe. Wraz z teściową podejmuje spokojną pracę w kiosku „Ruchu” w Bardzie. Niewiele to pomaga, zdrowie psuje się coraz bardziej. W końcu występuje z wnioskiem o zaopatrzenie rentowe, decyzja jest odmowna z uzasadnieniem, że „Jan Kozik nie przepracował co najmniej 5 lat w PRL”.
Sterany życiem i walką bohater umiera 7 grudnia 1958 r. Na jego pogrzebie nie było przemówień i salw honorowych żegnających niezłomnego żołnierza i sportowca. Chciałbym przywrócić jego postać następnym pokoleniom ząbkowiczan. Chyba już czas na to. Mam też nadzieję, że weterani mieszkający w Ząbkowicach i na terenie powiatu przyjmą pośmiertnie jego osobę do swojego grona i starać się będą by pamięć o Janie Koziku, wybitnym sportowcu i patriocie trwała.
Tekst opublikowany w Tygodniku „Wiadomości Powiatowe” nr 47 (28.11.2017).
Publikację o Janie Koziku oraz innych niezwykłych postaciach najnowszej historii Ziemi Ząbkowickiej znajdziesz także klikając TUTAJ.