Zanim przejdę do refleksji i oceny „okrągłego stołu” warto sięgnąć do historii i genezy dojścia do obrad 6 lutego 1989 roku. Dziś, po 25 latach, większości ludziom, a szczególnie młodemu pokoleniu wydaje się, że było to takie proste. Że ktoś tam krzyknął, i na pewno była to strona związana z generałem Jaruzelskim, siadamy do stołu jak rycerze króla Artura i rozmawiamy jak „podzielić się Polską”. Nie!!! Stanowczo NIE!!!
Należy pamiętać o tym, że Polska Ludowa brnęła nieodwracalnie w kataklizm gospodarczy, a socjalistyczna ekonomia doprowadziła do tego, że większość dóbr była racjonowana poprzez tzw. kartki. W tym socjalizm się sprawdził, każdemu po równo. Kwitła korupcja, kwitło donosicielstwo, bo za donos dostawałeś coś ponad równy podział. Uprzywilejowanymi grupami w Polsce był aktyw polityczny, służby bezpieczeństwa, oficerowie wojska no i oczywiście Milicja Obywatelska. Dla nich tworzono specjalne sklepy, ze specjalnymi dostawami poza kartkami. Na tych służbach swoją władze opierała siła przewodnia jaką było PZPR. Coraz częstsze strajki pod koniec lat osiemdziesiątych, w tym również wałbrzyskich górników, wyrażające niezadowolenie z sytuacji materialnej i gospodarczej w kraju, uświadamiały włodarzom PRL-u, że brnięcie w utrzymywanie władzy za wszelką cenę może doprowadzić do ich linczu społecznego. Jedynym wyjściem było podzielenie się władzą i odpowiedzialnością, chytre posunięcie. Ratujemy d… ale i tak dalej sprawujemy władzę.
Nie zapominajmy, że to Polska była pionierem w przekłamywaniu dominacji komunistów w bloku państw socjalistycznym. Nie zapominajmy, że wówczas istniał sojusz militarny tzw „Układ Warszawski”. W tym czasie wojska radzieckie stacjonowały w Polsce, około pół miliona żołnierzy, a główna siedziba była w Legnicy. Czy ekipa Wałęsy dała się na to nabrać? Czy błędem było dogadywać się z komunistami? W mojej ocenie nie, to nie był błąd. Oczywiście, można było czekać aż władza PRL-u sama się wykrwawi, wiemy przecież, że były tarcia wewnątrz tej partii. Można było dalej czekać i patrzeć na pogłębiającą się biedę Polaków. Ile to mogło jeszcze trwać? 2, 3, 5, 10 lat? Czy Polskę było na to stać? Co z tego, że mieliśmy pracę, co z tego, że nie było bezrobocia, najgorsze było to, że nie mogliśmy konsumować owoców naszej pracy. Natomiast dygnitarze i odpowiednie służby żyły na poziomie poza reglamentowanym.
Niektórzy historycy uważają, że „okrągły stół” był katalizatorem przed prawdopodobnie drastycznymi, kto wie czy nie krwawymi, wydarzeniami w Polsce. Być może, to tylko jego plus. Przypomniał mi się taki jeden wpis, już nie pamiętam czy pod moim tekstem czy gdzie indziej. Przepraszam autora jeśli nie zacytuję dosłownie, brzmiał on mniej więcej tak: ”Za PRL-u ludzie mieli przynajmniej pracę,, zakłady nie były likwidowane, a młodzi Polacy nie musieli uciekać za pracą do innych krajów”. Napiszę tak przewrotnie, gdyby pod koniec lat osiemdziesiątych każdy Polak mógł przekroczyć granicę bez paszportu i bez wizy, i mógłby być legalnie zatrudniony jak dziś na zachodzie, to Polska byłaby zamieszkana tylko przez dygnitarzy politycznych, a na pewno już nie przez ich dzieci, Służby Bezpieczeństwa, Oficerów Wojska, Oficerów Policji i ludzi w podeszłym wieku. Pozostali szybko przenieśliby się do lepszej cywilizacji. Przykładem tego może być była NRD i to, w jaki sposób wyludniła się, kiedy nastąpiło zjednoczenie Niemiec.
Uff… uciekłem od „okrągłego stołu” 🙂
Wracam do meritum. Dziś decyzja o „okrągłym stole” w wielu środowiskach spotyka się z bardzo negatywną oceną. Co prawda, w latach 80. środowisk w ogóle nie było albo miały marginalne znaczenie. Ale dziś wygłaszają swoje prawdy. Niech nie zapominają jednak, że to również dzięki „okrągłemu stołowi” mogą to robić. Pamiętam doskonale okres przygotowań do obrad „okrągłego stołu”. Byłem wówczas Przewodniczącym Tymczasowej Komisji Zakładowej jeszcze nielegalnej Solidarności. Pamiętam, jakie nadzieje rozkwitły w społeczeństwie, nadzieje na lepsze życie. Pamiętam jak rozwieszałem informacje z obrad warszawskich, pamiętam jak ludzie to czytali. Nie zapominajcie, że TV i Polskie Radio były w rękach komuchów. Ludzie łaknęli ulotek. Dziś pewnie nikt nie pamięta, że Wałbrzych miał swojego przedstawiciela w obradach „okrągłego stołu”. Może nie uczestniczył w tym dużym, i na pewno w tym biesiadnym, ale był członkiem tzw. „podstolika ds. górnictwa”. Był nim inż. Krzysztof Betka.
Kto z organizujących i kibicujących powstaniu dialogu „okrągłego stołu” pomyślałby wtedy, że to on, tak naprawdę, będzie zapalnikiem upadku ZSRR, Układu Warszawskiego i impulsem do zjednoczenia Niemiec. Kto pomyślałby wtedy, że Polska 10 lat później zostanie członkiem NATO. Kto wtedy pomyślałby, że Polska 1 maja 2004 roku stanie się pełnoprawnym członkiem Unii Europejskiej. Natomiast chichotem historii jest to, że Polskę do UE wprowadza formacja wywodząca się bezpośrednio z PZPR-u, która była stroną w obradach „okrągłego stołu” w dążeniu Polski do niepodległości. Cynizmem tej formacji, a wręcz policzkiem dla Polaków – patriotów było wyznaczenie daty 1 maja, a nie jak postulowały środowiska niepodległościowe – 3 maja przyjęcie Polski do UE. No dobra tyle o plusach „okrągłego stołu”, czas na minusy, które tak naprawdę przemawiają za opiniami środowisk niepodległościowych. Tak jak pisałem w mojej ocenie, „okrągły stół” był milowym krokiem w demontażu systemu totalitarno-komunistycznego. Tylko zapomniano, że zawarto go z wrogiem a nie z sojusznikiem.
Mogę zrozumieć rozmowy w Magdalence, można było mieć obawy „co będzie jutro” gdy wojska radzieckie stacjonują w Polsce. Nie rozumiem tylko dlaczego odbywały się one przy zakrapianych alkoholem stołach. Rozumiem, że trzeba było ten system stopniowo demolować, kiedy jeszcze Układ Warszawski istniał. Ale nie rozumiem dlaczego Michnik, Wałęsa i inni chlali wódę i dogadywali się wtedy jak zachować status quo w Polsce. Jeszcze mógłbym to zrozumieć, gdybyśmy jako Polska byli dalej jedynym krajem w „demoludach” wyrywający zęby „niedźwiedziowi”. Ale nie zrozumiem tego, że gdy mur berliński runął, odbyła się „Aksamitna Rewolucja” w Czechosłowacji, gdy w barbarzyński sposób rozprawiono się z rodziną Ceaușescu – dyktatorem z Rumunii, Polska dalej trwała w układzie „okrągłego stołu” i uzgodnień biesiadnego stołu z Magdalenki. Dla mnie to niezrozumiałe. Wyobraźcie sobie Państwo, że Polska z lidera przemian stała się outsiderem demokracji w Europie Środkowej. To Czesi wprowadzili w tym czasie ustawę dekomunizacyjną, to Niemcy powołali Instytut Gałka i przeprowadzili lustracje swoich dygnitarzy. To w końcu wszystkie kraje w zdecydowanie lepszy sposób zapanowały nad służbami specjalnymi. A Polska? Polska, jako ostatni kraj w Europie, dopiero w 1991 r. przeprowadziła wolne wybory. Polska, a może raczej elity polskie, przestrzegały zasad porozumienia z Magdalenki. W tym czasie wywożono i palono akta służb bezpieczeństwa, w tym czasie utrzymano przywileje wielu decydentom PRL-u, choćby emerytury funkcjonariuszom SB i MO. Zaniechano jakichkolwiek procesów sądowych dotyczących twórców PRL-u, a także zamachowców wprowadzających stan wojenny. W końcu w tym czasie dzielono się również majątkiem prywatyzowanych zakładów. Sprawa WSI ciągle wraca, myślicie, że to ze względu ma Macierewicza? On jest tylko wygodną przykrywką dla nich w wybielaniu się. Reasumując w mojej ocenie ”okrągły stół” był dobrym posunięciem, natomiast zaniechano dalszych działań w celu oczyszczenia Polski z błota postkomunistycznego.
Czy należy robić szum wobec tej rocznicy? Raczej nie, należy ją traktować jako jeden z etapów dążenia Polski do niepodległości, podobnie jak 4 czerwca 1989r. – to kolejny etap. Polska tak naprawdę odzyskała ponownie wolność i suwerenność w dniu 27 października 1991 roku, kiedy to odbyły się pierwsze po II wojnie światowej wolne, demokratyczne wybory. I taka data powinna być oficjalnym świętem narodowym. A sierpień 1980 roku, data rozpoczęcia obrad „okrągłego stołu”, czy też 4 czerwca 1989 roku – data wyborów wynikających z ustaleń z komunistami, to tylko przystanki do wolności. 7 października 1991 roku to dzień zwycięstwa Polski.