„Zostajemy w Unii Europejskiej” (Beata Moskal-Słaniewska). „Wałbrzych zostaje w Unii Europejskiej” (Roman Szełemej). „Mogliśmy być w Unii przez 17 lat i nikt tego nie kwestionował” (Tomasz Siemoniak). „Pamiętacie?! 11 przykazanie – nie bądź OBOJĘTNY” (Agnieszka Kołacz-Leszczyńska). „Musimy ratować Polskę” (Donald Tusk).
Mamy wzmożenie tuzów opozycji totalnej po wczorajszym orzeczeniu Trybunału Konstytucyjnego, który po raz drugi w swoich dziejach potwierdził pierwszeństwo Konstytucji RP nad przepisami wynikającymi z umowy międzynarodowej, jaką jest Traktat Europejski. Od 24 godzin przestrzeń polityczna jest wypełniona zbiorową histerią Politycy lokalni czy krajowi optujący za tym, aby pomagała im „zagranica i ulica”, swoich zwolenników zapraszają „na ulice” naszpikowanymi patosem hasłami. Sami zanurzeni w kompleksach na tle „zagranicy” nie reagują na argumenty.
Konstytucja jest najwyższym prawem Rzeczypospolitej Polskiej – napisano w artykule 8 Konstytucji RP.
Wszelkie kompetencje nieprzyznane Unii w Traktatach należą do Państw Członkowskich – napisano w artykule 5 Traktatu o Unii Europejskiej.
Ujmując rzecz prościej państwa członkowskie Unii Europejskiej umówiły się na współpracę w pewnych dziedzinach – głownie w zakresie kooperacji gospodarczej i jednocześnie ustaliły sfery, w jakich zachowują niezależność, co dotyczy na przykład kwestii wynikających z tożsamości narodowej czy bezpieczeństwa narodowego. Warto wiedzieć, że wyższość swoich przepisów konstytucyjnych nad prawem unijnym oficjalnie promulgowały – poza Polską także inne państwa: Hiszpania, Francja, Włochy, Litwa, Dania, Rumunia, Czechy i Niemcy. Analogiczny stosunek do rzekomego prymatu norm unijnych deklarują elity dwóch kolejnych państw: Węgier i Słowenii.
Mitem wdrukowanym w powszechną świadomość jest na przykład „budżet Unii Europejskiej”. W istocie jest on sumą składek członkowskich oraz przychodów z ceł nakładanych na produkty spoza obszaru unijnego, opłaty za tworzywa sztuczne i grzywien nakładanych na podmioty gospodarcze naruszające przepisy przyjmowane przez wszystkie państwa członkowskie. Innymi słowami – budżet unijny to… dobrowolna zrzutka na wspólnie aprobowane cele.
Najnowszy budżet Unii Europejskiej na lata 2021 – 2027, za zgodą wszystkich państw dopuścił zaciągnięcie olbrzymich pożyczek na sfinansowanie przedsięwzięć koniecznych dla odbudowy społeczeństw i gospodarki po kryzysie pandemicznym. Skala pożyczek zaciąganych przez Komisję Europejską ma być tak duża, aby ich komercyjny charakter nie obciążał nadmiernie beneficjentów tak pozyskanych sum. Wśród 25 państw członkowskich, 17 otrzymało już zaliczki na realizację krajowych planów odbudowy, 3 mają już formalne akceptacje Komisji Europejskiej. Kolejne 3 państwa: Szwecja, Węgry i Polska dotąd nie uzyskały jakiejkolwiek opinii komisarzy europejskiej, więc nie wiadomo czy jest akceptacja, czy też odmowa. I naturalnie nie ma zaliczki na poczet sum, jakie wyznaczono przy uchwalaniu aktualnego budżetu Unii Europejskiej. Przypomnijmy – budżet nie jest dzieleniem „swoich” pieniędzy w Brukseli, ale redystrybucją pieniędzy, które są własnością wszystkich uczestników „klubu”, jakim jest Unia Europejska.
Wracając do spazmów totalnej opozycji sprzed miesięcy, gdy powtarzano jak mantrę słowo „KONSTYTUCJA” i widząc dzisiejsze brewerie wokół frazesów o „polexicie”, można odnieść wrażenie, iż wyznawcy „anty-PIS-u” popadają w rodzaj ekstazy. Nie liczą się racje zdrowego rozsądku, nie są już ważne kwestie suwerenności państwa, przestaje się liczyć nawet własny interes ekonomiczny – byleby tylko „odbić” władzę albo przynajmniej ją… „obić”.
Rzeczpospolita Polska jest w Unii Europejskiej, ale czy Unia Europejska, która skutecznie zniechęciła do siebie Wielką Brytanię, teraz chce wypchnąć Polskę? Wszyscy, którzy odpowiadają na „zew” Donalda Tuska i podobnych mu, w rzeczywistości nie będą bronić obecności Polski w Unii Europejskiej. Będą Polskę w Unii Europejskiej marginalizować.
Krzysztof Kotowicz