W przeddzień 34 rocznicy podpisania porozumienia w sierpniu 1980 roku, polski premier zostaje powołany na szefa Rady Europy. Dla mnie jest to zwieńczenie drogi polskiego społeczeństwa dążącego do normalności do Polski niepodległej, Polski demokratycznej. Cieszy mnie nominacja Tuska, choć jego ugrupowanie polityczne odesłałbym do lamusa. Wielu światowej sławy historyków uznaje to porozumienie za jeden z najważniejszych dokumentów jakie powstało w powojennej Europie. To ono ich zdaniem rozpoczęło demontaż wschodniej Europy z systemu komunistycznego. W sierpniu 1980 roku jeszcze nie obalono systemu totalitarnego, ale po raz pierwszy posłano kolosa na deski.
Dziś jeszcze jeden odcinek wspomnień sierpnia 1980 roku, opisujący zakończenie strajku w Wałbrzychu. O ile w wielu zakładach doszło do normalnego zakończenia strajku, o tyle w kopalniach wałbrzyskich, a szczególnie na kopalni Thorez zakończono go w sposób haniebny. Co zresztą jest opisane poniżej we wspomnieniach z mojej książki. Strajk przerwano w wyniku szantażu i kłamstwa jakiego dopuścił się Jerzy Jacek Pilchowski, zresztą sam to opisuje w książce. Pamiętam przerażenie górników po jego słowach, co tam oni – ja jako młody 25-letni facet myślami byłem przy żonie i przy 5-letnim synie. Jak to czołgi, gdzie, kiedy tu będą? A może już przez Szczawienko przejechały i wycieli w pień moją rodzinę? Tak właśnie Jacek Jerzy Pilchowski dążył do celu. Do celu, który sam sobie postawił. Przerwać strajk, to był jego cel, nie ważne koszty ludzkie. On miał przerwać strajk. Na kopalni panika, ale on przerwał strajk. Dumny pewnie był.
Dlaczego teraz o tym piszę? Bo dziś Pilchowski postępuje w taki sam sposób w swoich pseudo felietonach lub wpisach pod różnymi tekstami na „fecku” znowu straszy. Dziś już nie czołgami ale straszy Szełemejem i bankructwem Wałbrzycha. Szełemej wykończy wałbrzyszan, przejmie majątek szpitala, zezwala na ubijanie dróg 7 tonowymi walcami a nie 15 tonowymi … itd. itd… Szełemej to nie moja ikona, zresztą jasno określiłem się publicznie, że oddam swój głoś na Piotra Sosińskiego, tylko błagam JJP nie mów na kogo zagłosujesz, bo odbierzesz mu przynajmniej 25% głosów. Mów, że zagłosujesz na obecnego Prezydenta zwiększysz szansę Piotra. Jacek wybaczam ci pomówienia na mój temat, szkoda , że szkalujesz tych , którzy są ci życzliwi a nie tych, których trzeba tępić. No ale cóż będąc około 30 lat na emigracji trudno zrozumieć mentalność dzisiejszych Polaków.
I jeszcze przy okazji, już od dłuższego czasu przymierzam się do napisania tekstu o „oszołomach”, jednym z lewej strony głęboko zakorzenionym w PRL-u drugim o facecie mocno tkwiącym w opozycji PRL-owskiej ale zatraconym rzeczywistość.
I na koniec przepraszam wszystkich, że w tak ważnym temacie wtrąciłem osobiste sugestie. Ale to boli
PS dla JJP: jeżeli się, że brałeś udział w strajku na kopalni Thorez to dopisz również, że straszyłeś górników czołgami radzieckimi. Będziesz bardziej wiarygodny.
Zakończenie strajku
31 sierpnia 1980 roku zostaje podpisane porozumienie w Stoczni Gdańskiej, kończące strajk, porozumienie podpisuje Lech Wałęsa w imieniu strajkującej Polski z Mieczysławem Jagielińskim reprezentującym rząd PRL-u. Zakończenie strajku w Wałbrzychu było bardzo burzliwe. Nie wszyscy górnicy chcieli przerwać strajk, ze względu na to, że nie zostały jeszcze zakończone rozmowy z reprezentacją rządową w Wałbrzychu, a także dlatego, że na Górnym Śląsku toczyły się też rozmowy z reprezentacją rządową dotyczące branży górniczej. Mieliśmy informacje, że tam górnicy będą strajkować aż do czasu podpisania porozumienia.
Odbywa się posiedzenie MKS-u. Wszyscy wiedzą, że Lech Wałęsa podpisał porozumienie w Gdańsku. Zdecydowana większość członków MKS-u jest za zakończeniem strajku. Jednak reprezentacja górników w MKS-sie twierdzi, że dla nich sprawa jeszcze nie jest załatwiona. Uważają, że nie będą przerywać akcji, ponieważ toczą się rozmowy w ich branży. Wtedy wystąpił Henryk Kapłon z DśPUG-u i powiedział: – Sprawa jest wygrana, trzeba iść do pracy, nie można występować przeciwko sobie, przecież każdy strajkujący zakład, jako pierwszy postulat wpisywał, że popiera Gdańsk. – Więc jeżeli tam, w Gdańsku, Lech Wałęsa podpisuje porozumienie, mając nasze poparcie – kontynuuje Kapłon – nie możemy mówić, że ta sprawa nas nie dotyczy, bo wtedy zachowujemy się tak samo jak komuniści, okłamujemy siebie nawzajem. Występuje również Jerzy Jacek Pilchowski i zaczyna mówić o możliwości pacyfikacji kopalni czołgami, jeśli nie przerwie się strajku. Mimo że jest przedstawicielem KOR-u, zamiast uspokajać – sieje popłoch. Dziwne zachowanie. Członkowie MKS-u niezbyt mu wierzą, ale przecież to członek Komitetu Obrony Robotników, więc musi być wiarygodny.
„Z tymi czołgami to, jak pokazała historia, nie przesadzałem aż tak bardzo – wspomina mieszkający obecnie w USA Jerzy Jacek Pilchowski – Zdawałem sobie dobrze sporawe z tego, że dla „czerwonych” zawarte w Gdańsku porozumienie nie jest niczym innym niż taktycznym ustępstwem. Straszyłem innych, gdyż sam się bałem. Nie o siebie. Po czterech latach działania w KOR-owskiej opozycji byłem po prostu znieczulony. Balem się i to bardzo, że już na samym początku zapominamy o tym, że pierwszym punktem postulatów w prawie wszystkich strajkujących zakładach było: „Solidaryzujemy się z Gdańskiem.”. Dodatkowo, moja „związkowa” świadomość była już poprzez prace w KOR-wskim piśmie „Robotnik” i poprzez uczestnictwo w wielomiesięcznych dyskusjach nad Karta Praw Robotniczych – ukształtowana. Chciałem jak najszybciej zakończyć strajk i zabrać się natychmiast do organizowania Wolnych Związków Zawodowych. Warto bowiem pamiętać, ze Wałbrzych był jednym z niewielu miast w Polsce, w którym Międzyzakładowy Komitet Strajkowy przekształcił się „z marszu” w Międzyzakładowy Komitet Założycielski. To było bardzo ważne. Nie tylko z przyczyn „prestiżowych”. Dzięki temu Służba Bezpieczeństwa nie miała czasu na próby eliminowania, sprawdzonych w czasie strajku, ludzi oraz na przymiarkę wprowadzania do MKZ- tu swoich współpracowników. I jak dziś myślę o tych pierwszych, po zakończeniu strajku, godzinach to nawet trochę chce mi się śmiać. W pewnym momencie stanąłem w „pozie Rejtana” w drzwiach sali i starałem się zatrzymać, rozchodzących się do domu, ludzi. – Zostańcie do jutra – prosiłem – Nie zapomnijcie, jeżeli idziecie, o tym, że spotykamy się jutro godzinie 9:00 rano, aby powołać Komitet Organizacyjny Wolnych Związków Zawodowych.”
Posiedzenie kończy się decyzją o rozjechaniu się przedstawicieli MKS-u do swoich macierzystych zakładów pracy z informacją o zakończeniu strajku. Na kopalniach jest to bardzo dramatyczna chwila. Na kopalni „Thorez” ludzie zbierają się w łaźni. Mimo apelu o zakończenie strajku, górnicy nie chcą go przerwać. Pragną solidaryzować się z górnikami Górnego Śląska, tak jak ze stoczniowcami z Gdańska. W końcu Idzi Gagatek zaprasza również dyrekcję. Jest późna noc. Około 2:00. Załoga wita dyrekcję rozmaicie. Jedni klaszczą, inni gwiżdżą. Po raz kolejny, za innymi mówcami, Idzi mówi o rozsądku, o tym, że musimy zaufać tym, którzy przewodzą strajkowi w Gdańsku, że nie należy patrzeć tylko na przywileje górników, że najważniejszy jest polski robotnik, a górnik jest przecież polskim robotnikiem – po tych słowach dostał olbrzymią owację. Zwrócił się do Dyrektora Kopalni „Thorez” Eryka Chłapa, który na jego prośbę przyszedł do górników do łaźni. – Podziwiam Pana, Panie Dyrektorze, że zdobył się Pan na odwagę i przyszedł do załogi. – mówi Gagatek – Pił Pan słodkie wino do tej pory. Teraz czas na gorzkie. Miał Pan do tej pory dobrze, a teraz za ten strajk trzeba wspólnie odpowiadać. – Jakie ja tam słodkie wino piłem?! Mnie ze wszystkich stron naciskali! – Panie dyrektorze, strajk jest skończony! Idzi Gagatek, autorytet moralny zadecydował, że nie ma dyskusji czy strajkujemy dalej czy nie. On był idolem i wzorem braci górniczej. „Kwestią tylko było – przypomina Idzi – czy zajedziemy pod ziemię od razu, czy też najpierw będzie dzień wolny. Zdecydowaliśmy, że podejmiemy pracę jeszcze tego samego dnia. Cztery dni postoju to były poważne straty dla zakładu. Byliśmy tego świadomi.”
Szulc wrócił do kopalni „Wałbrzych”. „Argument był w sumie jeden jedyny – przypomina Szulc – Porozumienie podpisał Wałęsa, a my przecież strajkowaliśmy popierając Gdańsk.” – Teraz naszą siłą będzie przerwanie strajku! – mówił do górników z kopalni „Wałbrzych” – Wspólnie pokażemy, że jesteśmy zdyscyplinowani i że jesteśmy razem. – Nie ma mowy! – grzmieli górnicy. – Śląsk strajkuje nadal, a my z nim! Aż do zwycięstwa! Któryś z kolegów przekazał Szulcowi telefoniczną informację, że górnicy „Thoreza” zjeżdżają pod ziemię. – Zobaczcie – nadal apelował – Na „Thorezie” uznali zakończenie strajku i zajeżdżają pod ziemię. A przecież oni go rozpoczęli. Tak powinniśmy postąpić wszyscy! – No, a Śląsk?! – odezwały się głosy. – Śląsk prowadzi jeszcze rozmowy, nie dogadali się. A my mamy już porozumienie – potrząsa nim w ręku. – Dla wszystkich czterech kopalń, PRG i „Transgóru”. Górnicy, choć niechętnie jak w „Thorezie”,godzą się pójść do pracy. Jedynie na szybie „Mieszko” są dalej niezdyscyplinowani.
Jerzy Szulc jedzie tam wraz z dyrektorem kopalni. Tam sytuacja się powtarza. Górnicy nie chcą iść do pracy. Jurek Szulc wielokrotnie powtarza o potrzebie zakończenia strajku. Wreszcie mikrofon bierze do ręki dyrektor. – Panowie, wybraliście sobie przewodniczącego, to go słuchajcie. A jak nie chcecie go słuchać, to go wyrzućcie. – Przecież my znamy Jurka – wystąpił jakiś stary górnik. – wiemy, że występuje w naszym interesie. Nie będziemy go zmieniać. Przerwiemy strajk, ale będziemy bacznie obserwować, co się dzieje na Śląsku.
Mam nadzieję, że chociaż trochę przybliżyłem wydarzenia sprzed 34 lat. Cała książka jest do pobrania na stronie www.solidarnosc.wroc.pl w formacie PDF.