Nie trzeba się długo rozglądać, aby zobaczyć w swoim otoczeniu płoty, ogrodzenia czy mury. Już nie wspomnę o systemach monitoringu i ochronie dostępu w postaci… zamków w drzwiach mieszkań, domów, sklepów czy wszelkich obiektów publicznych czy prywatnych. Granica państwa oznacza nic innego, jak… granicę wyznaczającą obszar, w którym jesteśmy u siebie.
Sejm, w którym na szczęście większość stanowią odpowiedzialni politycy, kilka chwil temu uchwalił ustawę o budowie zabezpieczenia granicy Rzeczypospolitej Polskiej. Wcześniej zęby temu dokumentowi chciał wybić zdominowany przez „totalną opozycję” Senat, w którym nawet pojawił się wniosek o odrzucenie ustawy w całości. Gdy tylko Prezydent RP podpisze ustawę i zostanie ona opublikowana, można będzie rozpocząć budowę zapory na granicy Polski z de iure Białorusią, a de facto z Rosją. Nikt bowiem, nawet ekstremalnie usposobieni wobec rządzących polscy i zagraniczni politycy, nie ma wątpliwości, że Polska i jej bałtyccy sąsiedzi zmagają się z hybrydową agresją, której plan kreślony jest na Kremlu.
W wywiadzie dla wpływowego czasopisma „Politico” niemiecki polityk Manfred Weber – człowiek, którego za nic nie da się posądzić za sprzyjanie Prawu i Sprawiedliwości (o czym niedawno przekonaliśmy się podczas tzw. „debaty” w Parlamencie Europejskim po wystąpieniu tam premiera Mateusza Morawieckiego) powiedział coś co musiało zaskoczyć nie tylko jego partyjną koleżankę Ursulę von den Leyen, ale z pewnością szefa Europejskiej Partii Ludowej Donalda Tuska. Otóż lider frakcji EPL w PE, odpowiadając na pytania dziennikarzy powiedział wprost:
Europejskiej Partii Ludowej w Parlamencie Europejskim bardzo trudno jest zrozumieć, dlaczego Unia Europejska nie może sfinansować fizycznego ogrodzenia na granicy z Białorusią. Toczy się wojna i nie powinniśmy być naiwni. To kwestia obrony i upewnienia się, że to my decydujemy, komu wolno wjechać do Europy, a nie dyktatorowi Łukaszence – stanowczo mówi Manfred Weber.
Powyższa wypowiedź była swego rodzaju pieczęcią pod apelem państw, które na początku października br. wezwały Komisję Europejską, aby wykorzystać fundusze unijne do budowy infrastruktury granicznej oraz zaktualizować kodeks graniczny z Schengen. Pod apelem podpisały się: Austria, Bułgaria, Cypr, Czechy, Dania, Estonia, Grecja, Węgry, Litwa, Łotwa, Słowacja i Polska.
Rzecznik Komisji Europejskiej Stefan de Keersmaecker odpowiedział, że… Powinniśmy pamiętać o historycznym znaczeniu zburzenia murów i ogrodzeń dzielących kontynent europejski. I dalej zakomunikował, że nie będzie pieniędzy na druty kolczaste czy mury. W skrócie, wygłoszone brukselskim żargonem frazy, oznaczają nie mniej i nie więcej, niż tolerowanie nielegalnej imigracji na obszar Unii Europejskiej. O ile urzędnik zamknięty w brukselskiej twierdzy może mówić od rzeczy, bo za to mu płacą (płacimy…), o tyle rządy państw odpowiadają przed swoimi obywatelami za ich bezpieczeństwo.
Gdy w 2015 roku hordy migrantów najechały Niemcy, Francję, a wcześniej Grecję i Włochy, czyniąc tam spustoszenie cywilizacyjne i gdy w ślad za tym najazdem doszło do tragicznych zdarzeń, jakimi były krwawe zamachy w miejscach publicznych (wśród ofiar są Polacy, jak choćby zamordowany w 2016 r. Łukasz Urban – kierowca samochodu ciężarowego, uprowadzonego przez islamistę z Tunezji, który chwilę po tym, gdy zabił kierowcę, wjechał ciężarówką na świąteczny jarmark w centrum Berlina, zabijając 11 osób i ciężko raniąc ponad 60). Po wielu z takich zdarzeń liberalni politycy i sympatyzujący z nimi celebryci wygłaszali łzawe mowy i namawiali między innymi do rysowania na ulicach czy placach kolorową kredą symboli upamiętnienia ofiar napaści. Tak było na przykład w 2016 roku w Nicei, gdzie pewien Tunezyjczyk wjechał ciężarówką w tłum świętujących francuskie święto narodowe. Były też bardziej absurdalne pomysły, jak tatuowanie się wzorami… pszczół jako symboli pokoju.
Mieszkańcy terenów przygranicznych, przez które dzień i noc usiłują przedostać się do Polski obywatele egzotycznych krajów wysyłani z Białorusi, doświadczają niepewności. Obok ich domostw, miejsc pracy, szkół, kościołów, na polach i w lasach rozgrywa się przez całą dobę realna i niebezpieczna próba sił.
Jednak pas graniczny nie wyczerpuje apetytu sąsiadów zza wschodniej granicy i przemycanych przez nich przybyszów z różnych zakątków świata. Siłowanie odbywa się w przestrzeni medialnej, gdzie informacje mieszają się z dezinformacją. Przeciąganie liny trwa także wśród polityków i osób wpływu. Emocjonalne szantaże przeplatają się szantażami prawnymi i finansowymi. Cynizm, histeria i naiwność zderzają się z odpowiedzialnością, racjonalnością i zdrowym rozsądkiem.
Wolałbym widzieć za oknem ścieżkę idealną do spacerowania czy też drogę lub most, którymi w obie strony można swobodnie podróżować. Lepiej byłoby wspólnie budować i planować przyszłość. Gdy jednak sąsiad rzuca obelgami, wymachuje pałką bejsbolową, dewastuje wspólną przestrzeń, ma ochotę na to, co wypracowałem i nie reaguje na prośby o spokój – odgradzam się i szukam twardych rozwiązań. W trosce o swoich dobro swoich bliskich i własne bezpieczeństwo wyznaczam nieprzekraczalną granicę. Dziękuję wszystkim mundurowym i cywilnym obrońcom granicy Rzeczypospolitej Polskiej. Bronicie naszych spokojnych nocy i bezpiecznych dni.
Komunikat Straży Granicznej sprzed kilku godzin: Polskie patrole zauważyły, że po stronie Białorusi wzdłuż granicy jeździ samochód, z którego puszczane są nagrania płaczu oraz krzyków dzieci. Również wczoraj, w kierunku polskich żołnierzy został oddany strzał z pistoletu sygnałowego. Mimo tych prowokacji zachowujemy spokój.
Szybka reakcja polskich służb na zorganizowany przez stronę białoruską przerzut migrantów. Strona przeciwna zauważyła nasze działania i wycofała się. Kolejny raz udało się zapobiec nielegalnemu przekroczeniu 🇵🇱🇧🇾granicy państwowej przez znaczną grupę cudzoziemców.#TrzymamyStraż pic.twitter.com/Alfv9FLxul
— Straż Graniczna (@Straz_Graniczna) October 29, 2021
Krzysztof Kotowicz Foto: strazgraniczna.pl