W sobotę odbył się wakacyjny sparing Realu Madryt i Fiorentiny. Mała zagadka. Z jakiego miasta pochodzi ten drugi klub? Ciekawostka spełniająca misję edukacyjną. Mecz, który był szansą dla trenerów na sprawdzenie wszystkich graczy oraz przyniósł dodatkowy dochód klubom, bo football to przede wszystkim pieniądze, duże pieniądze. Mecz, który nie wiadomo po co został nazwany Supermeczem z pucharem, przy był eksponowany jak podczas finałów prawdziwych spotkań o stawkę. Nie zamierzam jednak pisać o naszych polskich kompleksach i tworzeniu sobie erzacu przypominającego prawdziwy produkt.
Jednym z niewątpliwych bohaterów był Cristiano Ronaldo. Przez jednych uwielbiany i czczony niemalże jak bożyszcze, a przez innych co najmniej nie lubiany. Natomiast, nawet uwzględniając lekko ekscentryczne zachowanie CR7 na boisku, wszyscy powinni go szanować i cenić. Bo kto choć „raz kopnął piłkę”, musi za to co potrafi wyczyniać CR7 darzyć go uznaniem. Byli, są będą tacy, którzy chcą się jedynie „ogrzać” przy ciepełku sławy innych. Właśnie w trakcie meczu pojawił się, na boisku gość w koszulce Ronaldo, ale nie przypominał pierwowzoru z żadnej strony. Przez kilka minut niepokojony przez nikogo „uczestniczył” w meczu, a nawet po dośrodkowaniu z rogu został trafiony piłką. Oczywiście służby porządkowe nie reagowały. Lepszego dowodu na to, ze się nie nadajemy do organizacji spotkania o prawdziwe trofeum nie trzeba.
Najbardziej irytujące były jednak komentarze sprawozdawców polskiej tv. Zamiast jednoznacznie potępić zaczęli opowiadać dyrdymały o nieszkodliwym żartownisiu, który był tak blisko swoich idoli jak żaden inny kibic na stadionie. A gdyby tak ten „żartowniś” miał przy sobie jakieś narzędzie, którym zaatakowałby graczy to dopiero wtedy zostałby potępiony? W ten sposób istnieje aprobata dla zachowań, a potem się dziwimy, że jak tylko nadarzyła się okazja to UEFA karze Legię bez mrugnięcia okiem. Teoria spiskowa? Raczej system naczyń połączonych.