…ale politycy nie chcą i nie umieją być nawet szarzy. Chcą się wyróżniać, bo częścią ich rzeczywistości jest zdobywanie popularności i wygrywanie wyborów. Gdyby całą energię i zasoby, jakimi dysponują, skoncentrowali na merytorycznej pracy polegającej w ich przypadku na „roztropnej trosce o dobro wspólne”, wówczas barwy ich aktywności straciłyby neonowe właściwości.
Odpowiedzialność, rozwaga, bezstronność, obiektywizm, długofalowość, systematyczność, rzetelność, wrażliwość, bezinteresowność, konsekwencja, skromność stanowią drużynę cech przegrywającą na medialno-marketingowym boisku. Arbitrami bywają coraz częściej postpolitycznie usposobieni odbiorcy wrażeń i wykształceni na emocjach konsumenci korzyści, formowani (hodowani) przez sztaby spin-doktorów. Cichy, bo pozbawiony medialnego wzmacniacza, głos zwykłych ludzi, których mniej lub bardziej bezpośrednio dotykają skutki (koszty) decyzji podejmowanych na różnych szczeblach władzy publicznej nie jest słysza(l)ny w gwarze debat „gadających głów”. Często, bardzo często celebransi tych dyskusji (czyli dziennikarze, a jeszcze intensywniej osoby podające się za dziennikarzy i będące w rzeczywistości reprezentantami stron w politycznym sporze) dolewają przysłowiowej „oliwy do ognia”. Tym sposobem prowadzone przez nich audycje radiowe, programy telewizyjne czy redagowane wywiady prasowe zyskują ostrość, a przez to zyskują na wskaźnikach odbioru (co z kolei przysparza wydawcom i właścicielom wymierne zyski). Zamiast precyzji sformułowań otrzymujemy chwytliwe bon-moty; w miejsce argumentów pojawiają się stereotypy i skojarzenia, deklaracje programowe zastępowane są formułowanymi na poklask (i ad hoc) frazami wyglądającymi na solenne obietnice.
Podsumowując: teatralizacja polityki (w wydaniu niektórych polityków i frakcji rzekłbym nawet o kabaretyzacji) pozbawia ją wymiaru służby, charakteru misji i mocy oddziaływania. Zamienia ją w klientelistyczną sieć powiązań dość wąskiej grupy ludzi skłonnych alienować się ze względu na obawie przed włączaniem się w procesy zachodzące w tej sieci osób i grup osób, które mogłyby zmniejszyć poziom satysfakcji tych, którzy dotąd znajdują się w kręgu rzekomej elity. Podpierane są widowiskowe fasady systemów demokratycznych, ale za nimi toczy się niekiedy bardzo zdystansowana do demokracji i daleka od logiki dobra wspólnego rywalizacja grup interesu.
Polityk, w tym samorządowiec (co chcę zaznaczyć, bo w potocznym obiegu zdarza się, że radnym i włodarzom przypisuje się apolityczność) zaczyna dzień planując i kończy dzień realizując plany. Plany kreśli w imię dobra wspólnoty, która powierzyła mu mandat zaufania, i którą przekonał do siebie i swoich umiejętności działania na rzecz dobra wspólnego. Polityk słucha i mówi – rozmawia. Czyta, pisze, dyskutuje, przekonuje, uczy się i weryfikuje poprawność swoich konkluzji – analizuje. Precyzuje cele, ustala środki i podejmuje decyzje – pracuje. Zarządza czasem i środkami, odpowiada za zasadność i prawidłowość procesów – za to podlega ocenie. Nie ma w tym wszystkim nadmiernie wiele czasu i przestrzeni na fajerwerki zachwytu, wodotryski zadowolenia i gejzery popularności. Jest za to wysiłek, idące za nim zmęczenie i prawo do wewnętrznego wypalenia.
Dla własnej higieny i bezpieczeństwa tych, których reprezentuje, i których dobrem troszczy się, polityk – to moja opinia – nie powinien być całkowicie zanurzony w polityce. Rodzina, osobiste pasje, materialna wolność i intelektualna niezależność to warunki brzegowe. Spełnianie się choćby w jednej z tych dziedzin równoważy trawiącą umysł i serce, a jeszcze bardziej duszę i ciało, substancję polityki.
Jesteś politykiem? * Wybierasz polityków? *
* zaznacz właściwe
Krzysztof Kotowicz / www.kotowicz.pl / 25.01.2019