Jazda na rowerze sama w sobie jest przyjemna, cały czas coś się dzieje, prędkość, nowe miejsca, odkrywanie nowych zakątków choćby miasta czy gór, ciekawe trasy. To wszystko sprawia, że nie ma nudy i człowiek pomimo wysiłku fizycznego relaksuje się, zapomina o codzienności, to sprawia wielką przyjemność, pomimo ogromnego wysiłku fizycznego.
Rozmówcą portalu ZĄBKOWICE4YOU.PL
jest Piotr Kurczab
Rozmowę z Panem muszę zacząć od pytania o „pierwszy raz”. Jak to było, że wsiadł Pan na rower po raz pierwszy? Ciekawość? Chęć dopasowania się do rówieśników? Głód sportowej przygody? – coś przesądziło czy może wszystko po trochę miało wpływ?
Od małego byłem aktywny sportowo. Próbowałem różnych dyscyplin. Jeździłem na zawody szkolne w różnych konkurencjach. Grałem w piłkę nożną, lubiłem siatkówkę i …ping-ponga. Grałem nawet w szachy i zostałem mistrzem Gimnazjum, do którego uczęszczałem. Sportem interesuję sie „od zawsze”. Wybierając kolarstwo nie przestałem pasjonować się innymi dyscyplinami i śledzę poczynania innych sportowców.
Na rower po raz pierwszy wsiadłem, pewnie z tatą, jako „pasażer” w koszyku nad tylnym kołem. Tak zwiedzaliśmy okolice Świnoujścia. Później na rowerze jeździłem często, choćby na boisko – by spotkać się po szkole ze znajomymi, by pograć w piłkę, palanta, kwadrata czy w podchody. Na rowerze po prostu było szybciej, dostać się z miejsca na miejsce i sądzę, że to był główny powód, dla którego rower stawał się czymś coraz bardziej codziennym elementem mojego życia. Później, gdy chodziłem jeszcze do podstawówki w Srebrnej Górze, odbywały się zawody na rowerach górskich. Prowadzone były klasyfikacje szkolne, więc szkoła postanowiła wystawić swój skład. Tak znalazłem się w zespole i …wygrałem swój pierwszy wyścig. Wtedy to mi się bardzo spodobało! Pojechałem na kolejne zawody w regionie. Zacząłem wygrywać z zawodnikami z klubów i wtedy to już mnie „wkręciło”. Podczas zawodów – jeśli dobrze pamiętam – w Ziębicach, podszedł do mnie i rodziców Pan Tadeusz Daszkiewicz i zaproponował jazdę w klubie kolarskim w Nowej Rudzie (UKS Centrum Nowa Ruda). Zgodziłem się i dostałem swoją pierwsza koszulkę kolarską. Rozpoczęły się pierwsze profesjonalne treningi i kolejne wyjazdy na zawody. Podsumowując: przesądził fakt, że uwielbiam sportową rywalizację – tę adrenalinę – to mnie napędza do działania. Jak jej nie ma, zaczynam się źle czuć.
Jazda na rowerze z punktu widzenia takiego laika, jakim jestem, wydaje się być rodzajem relaksu. Nasza rozmowa ma jednak miejsce w chwili, gdy zjechał Pan z kolejnej trasy i widzę objawy sporego fizycznego wysiłku. Można pogodzić jazdę na rowerze dla przyjemności z tzw. „wyczynem”?
Myślę, że tak. Jazda na rowerze sama w sobie jest przyjemna, cały czas coś się dzieje, prędkość, nowe miejsca, odkrywanie nowych zakątków choćby miasta czy gór, ciekawe trasy. To wszystko sprawia, że nie ma nudy i człowiek pomimo wysiłku fizycznego relaksuje się, zapomina o codzienności, to sprawia wielką przyjemność, pomimo ogromnego wysiłku fizycznego.
Jeśli chodzi o wyczyn – trzeba rozróżniać jazdę na rowerze od treningu. Na treningu realizujemy konkretne zadania, ćwiczenia, które mają podnieść naszą wytrzymałość, wydolność fizyczną. Często te ćwiczenia są na granicy naszych możliwości i sprawiają ból. Gdy jednak robi się to umiejętnie, ten „wycisk” może być przyjemny. Mamy wyznaczone cele i gdy je osiągamy pojawia się satysfakcja. W przerwach typowego treningu lub w dniach wolnych możemy trenować technikę jazdy. Tak po prostu pojeździć sobie i wtedy przyjemność z jazdy jest nieskończona. Gdy jeździmy szybciej, w coraz trudniejszym terenie, potrafimy pokonać 50 km w górach i po powrocie do domu jesteśmy w stanie normalnie funkcjonować, wówczas można czuć miłą ulgę. Początki są trudne jak w każdej dyscyplinie sportu, nie należy się jednak poddawać. Warto pytać bardziej doświadczone osoby o rady. I na przykład początkowo pokonywać dystans odpowiedni do swoich możliwości, a nie na hura 50 km, kiedy po 20 km zaliczamy tak zwaną „bombę” i nie możemy wrócić do domu. W takich okolicznościach nie jest fajnie i doświadcza się niemocy. Nazwałbym to stanem „odcięcia”. Nikomu tego nie życzę…
Bardzo dawno temu, jeszcze jako dziecko, oglądałem telewizyjne transmisje z tzw. „wyścigu pokoju”. Widziałem jakie emocje towarzyszyły temu, że najlepszy zawodnik zakładał „żółtą koszulkę”. Pamięta Pan Swój pierwszy sportowy sukces? Wiem, że w ogóle lubi Pan sport, ale mam na względzie sukces kolarski. Jak to jest, gdy jest się liderem?
W kolarstwie górskim jest trochę inaczej niż w kolarstwie szosowym. Tutaj wyścigi zazwyczaj są jednodniowe i nie ma koszulek lidera. Są cykle zawodów, w których prowadzone są klasyfikacje generalne. Czasem zdarza się, że najlepszy zawodnik na edycji następnej jedzie w koszulce lidera. Kiedyś miałem okazję w takiej koszulce startować. To wspaniałe uczucie! W jakimś stopniu wyróżnia to spośród pozostałych zawodników, wiąże się z tym pewien prestiż, ale i stres, bo uwaga wszystkich jest skupiona na liderze. Ludzie patrzą co robi i jak mu pójdzie. Trzeba umieć sobie z tym radzić, bo to dosyć obciążające.
Sukcesów trochę było, ale taki pierwszym i najważniejszym, który mi zapadł w pamięci, było zwycięstwo podczas zawodów organizowanych przez Czesława Langa „Skoda Auto Grand Prix MTB” w Nałęczowie. Wygrałem wtedy w kategorii „Junior”, a zawody odbywały się przy ogromnej ulewie i błocie.
Od kilku lat panuje moda na „orliki”, a więc promowana jest bardzo wśród dzieci piłka nożna, ręczna czy siatkowa. Od niedawna samorządy są namawiane na budowanie krytych basenów przy szkołach, tym bardziej, że lokalne społeczności dopominają się o takiego typu inwestycje. To jednak są drogie przedsięwzięcia zarówno na etapie budowy, jak i utrzymania takich obiektów. Jak na tym tle widzi Pan dyscyplinę sportu, jaką jest kolarstwo? Czy – według Pana – nie byłoby dobrze wypromować właśnie kolarstwo. Nie mam nic przeciwko piłce czy pływaniu, ale rower wydaje mi się urządzeniem równie sprzyjającym rozwojowi fizycznemu i zdrowiu.
Ja też nie mam nic przeciwko tym sportom, wręcz je lubię i kiedy mogę i mam czas korzystam z innych form aktywności. Myślę, że kolarstwo jest dość dobrze wypromowane. Kto nie zna Tour de France czy Tour de Pologne? Gorzej jest z kolarstwem MTB, bo relacje z zawodów nie są pokazywane w telewizji. Gdzieś ostatnio przeczytałem, że kolarstwo to czwarta najbardziej popularna dyscyplina sportu w Polsce. To niezły wynik. Rekordy frekwencji co chwilę są bite podczas maratonów MTB w całym kraju. Sprzedaż rowerów rośnie, zainteresowanie jest duże. Rower MTB jest bardzo praktyczny. Wjedziemy nim w każdy teren, zarówno w góry, jak i po szosie. Nie ma tu znaczenia pora roku. Jak to się mówi w naszym środowisku „pogoda na rower jest dobra albo bardzo dobra – wystarczy odpowiednio się ubrać”.
Na fali też są polscy kolarze, którzy odnoszą ogromne sukcesy na arenie międzynarodowej jak choćby Michał Kwiatkowski czy Maja Włoszczowska. To sprawia, że kolarstwo jest znane. Widzę natomiast inny problem. Brakuje u nas miejsc gdzie można pojeździć rowerem, odpowiednich ścieżek, tras, infrastruktury. Brakuje klubów, małych i dużych, brakuje trenerów, wyścigów wysokiej rangi, mającej odpowiedni prestiż. Brakuje szkolenia od podstaw. Ludzie są, zawodnicy też. Ogromny problem widzę w Związku Kolarskim i w ludziach, którzy za tym stoją. Jeśli nic się nie zmieni, to nie polecałbym nikomu kariery zawodniczej. Jazdę na rowerze owszem, ale to co się dzieje i kolejne trafiające do mnie informacje, to istny koszmar. Krótko: ciężki kawałek chleba! Aktualnie nie ma perspektyw dla młodych zawodników i zawodniczek, czyli dla następców. Co może zaoferować, związek młodym zawodnikom? Jak dla mnie – nic. Nie chcę tu opowiadać o szczegółach, bo to nie o to chodzi, aby się użalać. Jak się to kocha to jeździ się dla przyjemności.
Już dość dawno, można nawet powiedzieć, że w minionym wieku, powstała ścieżka rowerowa pomiędzy Ząbkowicami a Stoszowicami. Dzisiaj prawie nie ma po niej śladu. Bardzo brakuje nam w Powiecie Ząbkowickim takich zwyczajnych tras na rodzinne wycieczki czy może nie jest tak źle?
Osobiście lubię i polecam trasy na Masywie Grochowej oraz trasy rowerowe w Srebrnej Górze. Patrząc szerzej na całą Strefę MTB Sudety, której częścią jest Srebrna Góra, jest gdzie jeździć. Potrzeba tylko większego zaangażowania podmiotów publicznych, np. samorządów, w udoskonalanie i oznaczenie tras. Są projekty na kolejne trasy, specjalnie przygotowane dla rowerzystów tzw. „singletracki”. Jazda po nich jest naprawdę przyjemnością, a na słowo „singletrack” u każdego rowerzysty pojawia się uśmiech. Trasy te są przeznaczone dla każdego, zarówno takiego zawodnika jak ja, jak i dla całych rodzin. Takich miejsc brakuje u nas bardzo! Wystarczy spojrzeć na tego typu trasy w Świeradowie, gdzie powstało parę kilometrów tras. Biją rekordy popularności i pomimo początkowej niechęci miejscowej społeczności, teraz każdy widzi, że było warto. Trasy są pełne rowerzystów, o różnym stopniu zaawansowania. W Europie trasy tego typu to jeszcze nowość, a sam termin „singletracki” pochodzi ze Stanów Zjednoczonych. Jeżdżę dużo po Europie i widzę, iż coraz częściej powstają takie trasy. Przykładem są Czechy, gdzie mają już kilka takich miejsc i planuje się budowę kolejnych.
Pochodzi Pan ze Srebrnej Góry, która obok Barda, od pewnego czasu jest kojarzona z trasami rowerowymi. Jeszcze w zeszłym roku na portalu ZĄBKOWICE4YOU.PL publikowana była wiadomość o powstającej w obrębie Gminy Stoszowice trasie rowerowej. Kilka tygodni temu zainicjowany został w Gminie Bardo ciekawy projekt wybudowania sieci tras rowerowych łączących ciekawe turystycznie miejscowości po stronie polskiej i czeskiej. Jak Pan ocenia te inicjatywy?
Uczestniczę w tym projekcie i uważam, że to świetny pomysł. Angażuję się w jego realizację z całych sił. Jestem przekonany, że to coś absolutnie wyjątkowego nie na skalę Polski ale na skalę europejską! Uważam, że to ogromna szansa dla naszego regionu na wybicie się czymś szczególnym. Z całą pewnością wzbudzi ogromne zainteresowanie. Mamy idealny teren do tego typu tras. Dodatkowo wyjątkowo atrakcyjne wydaje się połączenie ciekawych miejscowości. Każdy punkt będzie miał własną sieć tras dostępnych, również dla ludzi z regionu. Będzie to wspaniałe miejsce także na wycieczki, gdzie przykładowo będzie można zostawić auto w Srebrnej Górze, a całą podróż zakończyć np. w Międzylesiu. To niesamowite gdyby u nas stworzono taką możliwość. Wycieczki mogłyby być kilkudniowe. Sprawiłoby to, że ludzie przyjeżdżaliby do nas na dłużej i nie tylko jeździliby na rowerze, ale też zwiedzali poszczególne piękne miejsca i podziwialiby góry. Mamy mnóstwo atrakcji, byłoby nie mniej wrażeń i wspomnień, które zachęcałyby do powrotu i to nie raz, nie dwa a wiele razy!
Na koniec niech Pan Sobie wyobrazi, że czytają te słowa osoby niezorientowane w jeździe na rowerze, niezdecydowane czy kupić rower sobie lub dziecku. I powiedzieć naszym Czytelnikom, dlaczego warto jeździć na rowerze.
Jazda na rowerze to wspaniała sprawa. Daje wiele satysfakcji i frajdy. Oprócz tego niesamowicie kształtuje silny charakter. Działa również korzystnie na stan zdrowia. Można ciekawe spędzać wolny czas i wiele zobaczyć. Na rowerze możemy poruszać się szybciej i dotrzeć w takie miejsca, o jakich nawet nie śniliśmy. Często można lepiej poznać region w którym mieszkamy. Jest przecież pięknym miejscem i jest tu wiele do odkrycia. Rower relaksuje i pomimo wysiłku daje wytchnienie od pędu dnia codziennego. Podczas jazdy zapomina się o problemach, zwyczajnie cieszymy się jazdą. Wolność, prędkość, adrenalina. Podczas jazdy również dajemy naszemu organizmowi ogromną dawkę endorfin, które później napędzają nas do działania w codziennych sprawach. Rower to również wspaniała alternatywa komunikacyjna w mieście. Po co stać w korkach, gdy jak można mknąć w nieograniczony sposób różnymi uliczkami?
Rozmawiał: Krzysztof Kotowicz