Blisko niemieckiej granicy, w pałacu zamożnej ciotki, przysypanym kilkumetrowymi zaspami śniegu …rozgrywa się rodzinne śledztwo. Kilku krewnych, wielki spadek i dwa trupy. Oj, będzie z tego skandal! W klimatycznym kryminale retro, którego nie powstydziłaby się sama Agata Christie, powraca Joanna Szwechłowicz. Jej wcześniejsza książka w równie ciekawym duchu grozy nosiła tytuł „Tajemnica szkoły dla panien”. Tym razem to „Ostatnia wola”.
Jest rok 1938. Kilku krewnych baronowej Wirydianny Korzyckiej otrzymuje list z zaproszeniem na Sylwestra. Jednak treść listu jest dość niezwykła i frapująca: Dlatego zapraszam was na piątek, trzydziestego grudnia i proszę, żebyście zarezerwowali sobie czas do pierwszego popołudnia nowego roku. Wieczorem odbędzie się uroczysta kolacja, a w sobotnie południe odczytam swoją ostatnią wolę. Wszystko zostało uzgodnione, więc niech nikt nie próbuje później podważać testamentu. Sprawa będzie wystarczającym skandalem i dokumentnie was skompromituje. Wasza ukochana ciotka. Ciotka Wirydianna choruje na nowotwór Nie chcąc umierać tak, jak przewidział to los, zamierza oddać spadek jednemu z krewnych i popełnić samobójstwo. Do wybranych przez siebie, w sobie tylko znanym schemacie krewnych, wysyła tajemnicze zaproszenia. Do pałacu przyjeżdżają prawie wszyscy zaproszeni. Każdy z nich liczy na majątek ciotki choć nie ma wśród nich pewnego siebie człowieka, który byłby przekonany, że spadek trafi się właśnie jemu. Ciotka na wieczornej kolacji w swoim, dobrze znanym wszystkim stylu, ostrym językiem podsumowuje każdego z członków rodziny, obnażając go ze wszystkich lęków, niedoskonałości i grzeszków.
Wśród zaproszonych jest pisarka tanich czytadeł dla kobiet wydawanych w odcinkach – rozwódka z córką, stara panna, niebywale silny zakonnik, lekarz nie rozstający się ze swoja lekarska torbą, małżeństwo polsko-niemieckie, choć rzekoma Niemka biegle mówi po polsku, były polityk wątłego zdrowia, i kilka innych ciekawych postaci. Każdy z nich skrywa tajemnice i drobne grzeszki. Każdy z nich miałby motyw, aby zabić dla spadku. Co kryje się za oazą spokoju zakonnika Aleksandra, za wiecznym uśmiechem Heleny, a może motywy zbrodni ukryła pisarka rozwódka w swoich powieściach? dlaczego starsza Pani nie zdążyła popełnić samobójstwa, tylko została zamordowana? A wraz z nią jej najbliższy krewny, Tadeusz?. Czy dwie zbrodnie miały wspólny mianownik? Każdy z gości może być mordercą. Gdy śnieg, przysypuje coraz bardziej pałac baronowej, wewnątrz budynku rozpoczyna się śledztwo, wzajemne oskarżanie, typowanie zbrodniarza.
Każdy z nich skrywa
tajemnice i drobne grzeszki.
„Ostatnia wola” to kryminał napisany w stylu retro. Wyważony, przyjemny dla czytelnika. W tle fabuły, świat stoi tuż przed II wojną światową. Lektura doskonała na wieczory, kiedy zapadający zmierzch dodaje klimatu i mroku. Autorka w umiejętny sposób buduje napięcie w fabule. A czytelnik zaciekawiony czeka na dalszy bieg wydarzeń. Dobrym rozwiązaniem tekście było umieszczanie przemyśleń każdego z bohaterów. Dzięki temu dowiadujemy się więcej o przeszłości każdego z gości przebywających w pałacu. Autorka w ten sposób przekazuje również szczegóły dotyczące obserwacji każdego z krewnych. Poznajemy wewnętrzne typy mordercy, motywy i argumenty, a dzięki temu sami możemy zastanawiać się, łączyć fakty, analizować, dedukować i typować morderce – jak w świetnej grze, w której wzięło się udział. Zachodzi zatem interakcja pomiędzy czytelnikiem, a bohaterami książki – co bardzo rzadko zdarza się w literaturze, ale kiedy już się pojawi, staje się wyśmienitym kąskiem dla każdego czytelnika kochającego motywy kryminalne i detektywistyczne.
Książkę czyta się przyjemnie, szybko. Jest wciągająca, a każdy kolejny element fabuły pociąga za sobą lawinę nowych informacji. Ta książka jest miłą odskocznią od tych kryminałów – które, jak zawsze Wam powtarzam, ociekają krwią i wywołują u mnie mdłości. Jest klasyczny, wyrazisty, doskonały. Bogaty językowo i merytorycznie. Zbędne są bowiem w dobrym kryminale brutalne opisy czy wnętrzności ludzkie na wierzchu… wystarczy porządny opis sprawy i budowanie emocji, co Joannie Szwechłowicz udało się właśnie osiągnąć. Po przeczytaniu „Ostatniej woli” czuję się bardzo usatysfakcjonowana. To jedna z tych książek, o których po przeczytaniu można powiedzieć: „O nie! Skończyłam czytać tę książkę! Co mam począć teraz ze swoim życiem?”