W subiektywnej prasówce – na początek tygodnia – dostarczamy Państwu fragmenty artykułów związanych z terenem Powiatu Ząbkowickiego, jakie ukazały się w minionych kilku dniach w gazetach i portalach internetowych. Do lokalnej „prasówki” dodajemy interesujące artykuły o tematyce samorządowej z mediów ogólnopolskich.
Express-miejski.pl (2.10.2017) informuje o poszukiwaniu źródeł wody pitnej na terenie gminy Złoty Stok.

Gmina Złoty Stok prowadzi prace związane z zabezpieczeniem wody pitnej. To na wypadek suszy, która już nie raz uprzykrzała życie mieszkańcom. – Problem z dostępem do wody pitnej w okresach suszy jest w naszej gminie znany od bardzo dawna. Przypomniały o tym okresy letnie przed rokiem i przed dwoma laty. Były one dla nas bardzo trudne – mówi burmistrz Grażyna Orczyk. Gmina by zapewnić mieszkańcom dostęp do wody pitnej musiała kupować ją z Kamieńca Ząbkowickiego, gdyż wydajność „złotostockich ujęć” zabezpieczała wówczas około 15-20 proc. dobowego zapotrzebowania w wodę. – Konieczność zakupu wody znacznie uszczupliła nasz budżet. Aby zapobiec podobnym sytuacjom w przyszłości podjęliśmy prace poszukiwawcze związane z ustaleniem nowych źródeł wody na terenie gminy – wyjaśnia Grażyna Orczyk, burmistrz Złotego Stoku. Na terenie gminy dokonano w ostatnim czasie dwóch odwiertów, by dotrzeć do wody pitnej. Pierwszy w okolicach „Czarnego Stawu”. Woda, do której udało się dotrzeć była jednak skażona arsenem i nie nadawała się do spożycia. – W związku z tym skorzystaliśmy z wytyczonej następnej lokalizacji koło „Wiśniowego sadu”. Wiosną tego roku zrobiliśmy pierwszy odwiert rozpoznawczy na głębokości 50 metrów i pobraliśmy próbkę wody żeby zorientować się czy jest zdatna do picia. Okazało się, że woda jest bez zawartości arsenu. Wobec tego podjęto decyzję o dalszym pogłębieniu otworu o kolejne 15 metrów do następnej warstwy wodonośnej. Mamy zgodę na odwiert do głębokości stu metrów. Z budowy genealogicznej wynika, że po dokonaniu kolejnego odwiertu dotrzemy do miejsca, gdzie krzyżują się trzy źródła – dodaje burmistrz. W przyszłym roku samorząd będzie starał się przeznaczyć kolejne pieniądze na dotarcie do głębszych warstw wykonując kolejne odwierty. – Będziemy prowadzić regularne badania i cały czas sprawdzać czy woda, do której udało nam się dostać nie zawiera szkodliwego arsenu. Chcemy, aby problem związany z wodą na naszym terenie, znany od bardzo dawna, był regularnie zmniejszany i małymi krokami niwelowany – kończy szefowa złotostockiej gminy.

Zastawiła pod kredyt wszystko, co miała, i rozkręciła podziemny świat. Dziś jest tu wodospad, gnomy i ukryte skarby. – Złoto pobudza wyobraźnię – przyznaje Elżbieta Szumska, właścicielka kopalni. Ale w złotostockich sztolniach nigdy nie występowało w postaci samorodków znanych z Dzikiego Zachodu. – Tutaj jest jak cukier rozpuszczony w herbacie, obecny, ale niewidoczny – tłumaczy obrazowo pani Elżbieta. Złoto było pozyskiwane z rudy arsenu, co oznaczało wiele zabiegów, które na koniec dawały czysty kruszec. Ale żeby turyści nie czuli się rozczarowani, że w kopalni złota nie widzą złota, w podziemiach został urządzony skarbiec. Leży w nim 1066 sztabek, co odpowiada 16 tonom cennego metalu, jakie wydobyto tu przez cały czas działania kopalni, czyli od średniowiecza. Złote czasy kopalnia przeżywała w XVI w., kiedy jej ówcześni właściciele intensywnie eksploatowali złoża. Dostarczali wtedy rocznie 150 kg złota, czyli około 8 proc. całej jego europejskiej produkcji. Później losy kopalni były różne, od niemal całkowitych upadków po kolejne rozkwity. Dobra passa nastąpiła, gdy całość w XIX w. przeszła w ręce rodziny Güttlerów. Pojawiły się wtedy maszyny parowe, wydrążono też Sztolnię Gertruda, która ułatwiła transport rudy. Po wojnie kopalnia działała jeszcze kilkanaście lat. Jej zamknięcie w 1961 r. było wyrokiem na tym niezwykłym dziele pokoleń górników. Woda zalała sztolnie – jakieś 300 km korytarzy, które przez stulecia podziurawiły tereny wokół Złotego Stoku. – Jestem przekonana, że w takim labiryncie zostały ukryte jakieś skarby – mówi właścicielka. (…) Pani Elżbieta dba też o to, żeby co roku była jakaś nowa atrakcja. W dawnej kuźni urządziła restaurację. Wymyśliła spływ łodzią w zalanej części Sztolni Gertruda, warsztaty z płukania złota. Izbę pamięci, w której zebrała pamiątki Złotego Stoku i jednocześnie zaangażowała mieszkańców miasteczka, by poszperali na strychach. Odnalazła nawet wnuczkę dawnego właściciela kopalni – Barbarę Güttler, która podarowała do muzeum m.in. złoty dukat wybity w złotostockiej mennicy. Dwa lata temu zaczęła działać Średniowieczna Osada Górnicza. Stoją w niej drewniane machiny, jakich kiedyś używano do obsługi kopalni. To nie atrapy, lecz sprawne mechanizmy o zapomnianych dziś nazwach: koło deptakowe, młyn stęporowy. Tak jak przed wiekami napędzane są wodą lub siłą mięśni. W tym roku też szykuje się coś specjalnego. W budynku Łamacza, w którym kiedyś kruszono złotonośną rudę, rusza Escape Room. W czterech pokojach (Biblioteka, Złoty Pociąg, Kajuta i Pokój do Góry Nogami) osoby spragnione wrażeń i zagadek będą sobie łamać głowy, żeby znaleźć wyjście. Nic dziwnego, że kopalnia stała się obowiązkowym punktem programu wycieczek jadących do Kotliny Kłodzkiej. A że jest to naprawdę ciekawe miejsce, potwierdza Złoty Certyfikat Polskiej Organizacji Turystycznej, który został przyznany kopalni w zeszłym roku. (…)
Gazeta Ząbkowicka 4.10.2017) zamieszcza tekst interwencyjny Kamila Pawłowskiego dotyczący poszanowania zabytków sakralnych w gminie Ząbkowice Śląskie. Problem ten wielokrotnie poruszaliśmy także w naszym portalu.

Zawsze kiedy zarzucam komuś brak poszanowania dla wiejskich pałaców i dworów lub świętokradcze zachowania w stosunku do poniemieckich cmentarzy, słyszę jedną, powielaną odpowiedź: „Przecież to jest poniemieckie. To nie nasze”. Tymczasem mamy 2017 r., a od zakończenia II wojny światowej minęły już 72 lata. Pojawia się też kwestia, która szczególnie dla nas, dla Polaków jest bardzo ważna. To kwestia wiary. Jeśli trudno dostrzec Boga w kilku ścianach zrujnowanej, klasycystycznej rezydencji von Schlabrendorfów w Stolcu, to chyba znacznie prościej jest dopatrywać się go w przydrożnych kapliczkach, które są nie tylko wyrazem ludowej pobożności, ale również bardzo często małymi dziełami architektury. I dziś właśnie opowiem o kapliczkach. Zapomnianych, pozostawionych bez opieki i niszczejących. Matka Boża wśród krzaków Szczególną uwagę przykuwają kapliczki ulokowane na polach uprawnych, wzdłuż Budzówki, u podnóża Sadlna. Dziś integralnej części Ząbkowic Śląskich – pierwotnie osobnej osady. Kiedy wziąłem do rąk powszechnie znane wszystkim mieszkańcom miasta „Ząbkowickie opowieści”, wydane w 2000 r., gdzie dr Marcin Dziedzic publikuje fotografie poszczególnych kapliczek, przeszedł mnie dreszcz. Minęło 17 lat, a ich stan – w porównaniu z fotografiami wykonanymi ok. 2000 r. – znacznie się pogorszył. Nie wspomnę o „Dokumentacji fotograficznej powiatu ząbkowickiego” z lat 30. XX wieku, gdzie znajdujemy fotografie kapliczek z okresu przedwojennego. Szczególnej dewastacji dopuszczono się w stosunku do kapliczki maryjnej, która jest dziś kompletnie zarośnięta, a umieszczony w niej obraz zniszczony. O czasie powstania obiektu świadczą daty umieszczone w jej szczycie: 1933 – odnosi się zapewne do roku wzniesienia kapliczki. 1966 – to przypuszczalnie rok jej ostatniego remontu. Malowany na blasze obraz, o wyraźnych cechach twórczości ludowej upadł i został „opanowany” przez zarastające kapliczkę zarośla. O dziele zniszczenia niech świadczy zestawienie fotografii, ilustrujące niniejszy tekst. Nie lepiej miewa się św. Jan Nepomucen, ustawiony na późnobarokowym cokole, na którego bazie umieszczono inicjały: „J A” i datę 1794. Mamy tu więc do czynienia z popularnym w schyłkowej fazie baroku przedstawieniem świętego, patrona dobrej spowiedzi i spowiedników. I czy właśnie, osoba odpowiedzialna za los rzeźby nie powinna pomyśleć o rachunku sumienia? Zabytek umiejscowiony jest w tak bliskiej odległości pola uprawnego, że tylko patrzeć, aż padnie ofiarą – być może zupełnie przez przypadek maszyny rolniczej. O takich przypadkach słyszy się bardzo często. Biorąc pod uwagę przedstawione przypadki, należy chyba zadać sobie pytanie: w jaki sposób traktujemy nasze dziedzictwo kulturowe? Odstawiając na bok kwestię czasu powstania zabytków, należy spojrzeć na nie jako namacalne świadectwo pobożności dawnych mieszkańców tych ziem, których jesteśmy spadkobiercami. Czy zatem fakt, że obiekty przedstawiające Matkę Bożą i świętych, są zniszczone i pozbawione, nie zasługuje na chwilę refleksji?
Ziębice Info (5.10.2017) podają aktualne wiadomości dotyczące przebudowy mostu w Ziębicach.

Od lipca trwa remont mostu w ciągu ul. Przemysłowej w Ziębicach. Zgodnie z założeniami inwestora – Dolnośląskiej Służby Dróg i Kolei we Wrocławiu – termin zakończenia prac wyznaczono na połowę grudnia tego roku. – Pomimo licznych perturbacji pogodowych, jakie były tego lata (obfite opady, wichury, zalania oraz zrzuty wody ze zbiorników retencyjnych), mieścimy się w planie – informuje Piotr Matkowski z Przedsiębiorstwa Budowlanego Filar sp. z o.o., które przeprowadza prace budowlane. Co zostało już zrobione? Z ważniejszych prac wykonano już podpory skrajne i pośrednią (przyczółki i filar). Pozostało jeszcze przede wszystkim przęsło mostu, nawierzchnia oraz wyposażenie i wykończenie. Zagrożenie, że most nie zostanie ukończony w terminie jednak istnieje – w przypadku szybkiego nadejścia zimy. Jeśli temperatura nadmiernie spadnie, wykonanie takich robót, jak na przykład układanie nawierzchni asfaltowej, nie będzie możliwe, co odwlecze termin otwarcia mostu.
Wiadomości Powiatowe (03.10.2017) opisują problem z zarządzaniem gospodarką ściekową w gminie Ząbkowice Śląskie.

Dopiero niedawno ząbkowickie Przedsiębiorstwo Wodociągów i Kanalizacji „Delfin” skończyło spłacać pożyczkę zaciągniętą na modernizację miejskiej oczyszczalni ścieków. Dzisiaj jej możliwości są wykorzystywane zaledwie w 49%. Dlaczego? Wszystko dlatego, że podczas projektowania założono, że w przyszłości cała gmina zostanie skanalizowana. Swego czasu podpisano także porozumienie z gminą Stoszowice, która miała korzystać z ząbkowickiej oczyszczalni. Teraz już wiadomo, że z tych planów niewiele wyszło. Być może w przyszłości gmina Stoszowice zostanie jednak podłączona do oczyszczalni, jednak na budowę kanalizacji we wszystkich sołectwach gminy nie ma pieniędzy. Byłaby to inwestycja bardzo kosztowna, na którą trudno pozyskać dofinansowanie. Dlatego gmina postawiła na budowę przydomowych oczyszczalni ścieków, na które udziela dofinansowania z własnych środków. W tym roku w budżecie gminy zabezpieczono na ten cel 50 tys. zł. Złożonych zostało 7 wniosków o przyznanie dofinansowania, zostało zawartych 5 umów. Gmina dysponuje środkami na budowę 10 oczyszczalni rocznie i w poprzednich latach zdarzały się sytuacje, gdy ilość wniosków znacznie przekraczała ilość środków, którymi dysponowała gmina. W tym roku, w porównaniu do lat poprzednich, zainteresowanie budową przydomowych oczyszczalni znacznie spadło. Obecnie na terenie ząbkowickiej gminy kanalizację posiadają jedynie wsie: Bobolice, Jaworek, Pawłowice, Grochowiska i Tarnów oraz większa część Ząbkowic, ponieważ na terenie miasta nadal są miejsca, gdzie korzysta się jeszcze z szamb. Jako ostatnie do sieci zostały podłączone wsie Pawłowice i Grochowiska. W tych miejscowościach z kanalizacji korzysta prawie 100% mieszkańców. Najgorsza sytuacja jest w Tarnowie, gdzie ok. 20% mieszkańców nie podłączyło swoich posesji do kanalizacji ani nie wywozi swoich ścieków z szamba do oczyszczalni. Mieszkańcy są przyzwyczajeni do wypuszczania ścieków do rowów, a przedsiębiorstwo „Delfin” nie ma żadnych środków, żeby zmusić te osoby, aby przyłączyły się do sieci. Kilkakrotnie straż miejska prosiła o wykaz tych osób, ale większych skutków akcja nie odniosła. Co ciekawe, jednymi z pierwszych, którzy przyłączyli się do sieci w Tarnowie byli renciści i emeryci. Rocznie ząbkowicka oczyszczalnia przyjmuje 823 000 metrów sześciennych ścieków. Dodatkowo, od początku roku do końca sierpnia, ząbkowicka oczyszczalnia przyjęła 1,8 tys.m.sześc. ścieków wypompowanych z szamb i przydomowych zbiorników, aczkolwiek są miejscowości na terenie gminy, z których ścieki w ogóle nie trafiają do oczyszczalni.
Gość Niedzielny Świdnicki (6.10.2017) informuje o kolejnej edycji akcji „Szlachetna Paczka”.

Brakuje wolontariuszy, szczególnie mężczyzn! W naszym regionie jest ich tylko dwóch. Czym właściwe jest Szlachetna Paczka? To ogólnopolski projekt pomocy rodzinom w trudnej sytuacji. Stworzony został w 2000 roku przez ks. Jacka Stryczka i grupę krakowskich studentów, która przed świętami chciała pomóc potrzebującym rodzinom. Dziś ten projekt przeprowadzają w całej Polsce sztaby wolontariuszy ze stowarzyszenia WIOSNA. Potrzebujące rodziny otrzymują różnorodną pomoc, w zależności od potrzeb. – Naszą zasadą jest przede wszystkim to, żeby dać wędkę, a nie rybę. Chcemy dać tym ludziom szansę nowego startu – mówi Bartek Długosz, lider Szlachetnej Paczki w Ząbkowicach Śląskich. Temu służą m.in. szkoleniach z biznesu. Wolontariusze sami uczestniczą w takich zajęciach, a potem udzielają podopiecznym praktycznych porad np. jak zarabiać czy planować budżet domowy. Przygotowania do Szlachetnej paczki rozpoczynają się we wrześniu. – Do naszych zadań należy odnajdywanie rodzin, które potrzebują pomocy. Potem przeprowadzamy wywiady z podopiecznymi, weryfikujemy ich najważniejsze potrzeby i zastanawiamy się, jak możemy im pomóc – opowiada Marta Syposz, wolontariuszka. Poszukiwanie rodzin odbywa się na dwa sposoby. Niektóre wskazują sami wolontariusze, inne polecają Ośrodki Pomocy Społecznej lub parafie. Wolontariusze tworzą anonimowy opis każdej rodziny, który trafia do bazy na stronie szlachetnapaczka.pl. Tam darczyńcy mogą przeczytać ich historię i w dowolny sposób im pomóc. W tym roku odbędzie się 17. edycja Szlachetnej Paczki. W naszej diecezji działają już lokalne sztaby akcji. Finał nastąpi 10 i 11 grudnia. Wtedy do magazynów trafią paczki z podarunkami. Często są to bardzo ciężkie rzeczy tj. skrzynki z żywnością lub sprzęt AGD, który w dniach finału trzeba dostarczyć do mieszkań. W dziewięciu oddziałach Szlachetnej Paczki w diecezji świdnickiej brakuje rąk do pracy. Mężczyzn chętnych do pomocy jest zaledwie dwóch. Organizatorzy zachęcają panów, którzy nie mają zamiaru być wolontariuszami przez cały okres trwania akcji, by zechcieli pomóc jedynie podczas samego finału. Dlaczego warto być wolontariuszem? Oprócz tego, że można komuś pomóc w mądry sposób, jest to także możliwości do rozwoju osobistego. Kandydat na wolontariusza przed rozpoczęciem podpisuje umowę o pracę w formie wolontariatu. Ochotnik zyskuje nowe kompetencje i doświadczenia w postaci pozyskiwania nowych kontaktów biznesowych, pracy zespołowej, uczy się odpowiedzialności i systematyczności. Wolontariuszem może zostać każdy, kto ukończył 16. rok życia. Wówczas jest wolontariuszem wspomagającym. Osoba pełnoletnia zostaje wolontariuszem głównym. Wszyscy przed rozpoczęciem pracy przechodzą szkolenie. Najbliższe odbędzie się 15 października w Dzierżoniowie.
Doba.PL (4.10.2017) sygnalizuje kwestię związaną z przywróconym od początku października br. wiekiem emerytalnym.

Ponad 500 wniosków emerytalnych wpłynęło we wrześniu do placówki ZUS od mieszkańców powiatu ząbkowickiego. W całej Polsce w ciągu miesiąca ZUS przyjął 275 728 wniosków emerytalnych, na Dolnym Śląsku było ich ponad 20 000. – Po szturmie na ZUS w pierwszych dniach września obecnie codziennie jest składanych coraz mniej wniosków – mówi Iwona Kowalska, regionalny rzecznik prasowy ZUS na Dolnym Śląsku. – Dzisiaj średni czas oczekiwania w kolejce to zaledwie cztery minuty. Większość wniosków składają kobiety – dodaje rzeczniczka. Wnioski o emeryturę (pierwszorazowe) złożone we wrześniu 2017 r. na Dolnym Śląsku: Kłodzko – 1553, Świdnica – 1366, Dzierżoniów – 875, Wałbrzych – 743, Ząbkowice – 565. Od pierwszego dnia września ZUS przyjmuje wnioski od osób, które mogą przejść na emeryturę po wprowadzeniu obniżonego wieku emerytalnego. Na Dolnym Śląsku w trzecim kwartale tego roku do ZUS może wpłynąć dodatkowo 27 161 wniosków o emeryturę. To efekt tego, że od 1 października został przywrócony niższy niż obecnie obowiązujący wiek emerytalny. Dla mężczyzn jest to 65 lat, dla kobiet 60. Według szacunków Zakładu w całym kraju w ostatnich trzech miesiącach tego roku ok. 331 tys. osób, osiągnie wiek emerytalny. Wniosek o emeryturę można składać już na 30 dni przed osiągnięciem wieku emerytalnego.
Wszystko co Najważniejsze (3.10.2017) zamieściło obszerny tekst dotyczący tzw. „suburbii”, czyli terenów podmiejskich i obszarów zamieszkania nie wchodzących formalnie w obręb miast. Tylko pozornie artykuł dotyczy wyłącznie dużych miast… KLIKNIJ TUTAJ LUB NA PONIŻSZY OBRAZEK, ABY PRZECZYTAĆ CAŁY ARTYKUŁ.

Model małego miasteczka uznawany przez urbanistów za ideał zamieszkiwania nie jest ideałem, jakiego pragną współcześni suburbanici, preferujący życie w utopiach prywatnych (strzeżonych) osiedli, o czym świetnie pisze Jacek Gądecki. Dodatkowo nie ma dowodów na istnienie bezpośredniej zależności pomiędzy formą przestrzenną osiedli a poczuciem wspólnoty (sense of community). Istnieje jednak zależność pomiędzy formą przestrzeni a częstotliwością interakcji (level of neighbouring), w jakie wchodzą mieszkańcy (dzięki istnieniu przestrzeni publicznych, ulic, wspólnej infrastruktury), i ten aspekt życia społecznego osiedli podmiejskich powinien angażować urbanistów i architektów. Nie należy również zapominać o roli czynników pozaśrodowiskowych w budowaniu wspólnot. Wielkie wyzwanie stoi przed urbanizującymi się wsiami, które bardziej niż obecnie powinny przyjmować rolę aktywnych podmiotów w politykach projektowanych już nie osobno dla miasta i wsi, ale w ujęciu aglomeracyjnym czy regionalnym. Autorzy planów Zintegrowanych Inwestycji Terytorialnych (ZIT) rozumieją, że problemy rozwojowe grupują się terytorialnie, bez względu na granice administracyjne, co ma sprzyjać rozwojowi współpracy i integracji na obszarach funkcjonalnych, promować partnerski model współpracy różnych jednostek administracyjnych i dawać szansę na realizowanie zintegrowanych projektów odpowiadających na potrzeby miast wraz z ich obszarami funkcjonalnymi. Należy mieć nadzieję, że te projekty nie będą dotyczyć głównie transportu i twardej infrastruktury, ale będą obejmować także interwencje w obszary „miękkie”. Narzędziem ułatwiającym zaangażowanie partnerów na szczeblu lokalnym w tworzenie i wdrażanie lokalnych zintegrowanych strategii, które pomogą w zrównoważonym rozwoju różnych obszarów, ma być podejście CLLD (community-led local development) czy po polsku RLKS (rozwój lokalny kierowany przez społeczność). I tu rodzi się pytanie, czy nowi osadnicy są gotowi wziąć udział w tym procesie.
Gdyby w lokalnych mediach został pominięty jakiś ważny temat – prosimy o kontakt z nami – poprzez formularz TWOJA INFORMACJA. Zajmiemy się sprawą, o której do nas napiszesz.
Brak wyników
Zobacz wszystkie wyniki
Po zapoznaniu się z niniejszą informacją, poprzez kliknięcie na „Przejdź do serwisu” lub zamknięcie tego okna zgadzasz się na to, aby Twoje dane osobowe były przetwarzane
w taki sposób jaki został omówiony w regulaminie oraz niniejszej polityce (https://sudeckiefakty.pl/cookies)
PRZEJDŹ DO SERWISU Manage consent