No, niezupełnie i nie do końca. Szczerze kobiety podziwiam, szanuję, lubię, etc. etc. ale zupełnie nie nadaję się na tzw. podrywacza i zdobywacza. A wszystko to z „… wielkiej nieśmiałości mej, drży mi serce, dłonie drżą…”.
Wracając jednak do mojego braku zainteresowania płcią przeciwną. Niestety, a może na szczęście nie jest to dobra wiadomość dla członków kół zrzeszonych w LGHBT czy jakoś tak. Oczywiście wierzę w prawdziwą męską przyjaźń, doświadczyłem jej w życiu co najmniej dwa razy, ale zawsze obie strony doskonale wiedziały gdzie są granice, których przekraczać nie mamy zamiaru. Jestem też żywym przykładem na to, że istnieje przyjaźń damsko-męska niekoniecznie zakończona w standardowy, delikatnie mówiąc, sposób. Da się, istnieje, wystarczy znać siebie i wiedzieć jakie wartości są w życiu nadrzędne.
Pora na „coming out”, który uzasadnia w pełni tytuł. Po prostu jest „taka Ktosia”, która zapewnia mi to wszystko co potrzebne jest do szczęścia i jeszcze parę „cosiów”. Spełniła największe marzenie mojego życia, czasami „mam Jej dość” ale nie wyobrażam sobie żebym mógł przeżyć resztę mojego życia bez Niej. Ponieważ trochę (mimo prawie 30 lat bycia razem, chociaż od dawna obchodzimy co roku, tylko 25 Jej urodziny) Ją znam. Nie znam nikogo, kto zna kobiety dobrze i w pełni. Jeśli tak twierdzi to łgarz i oszust bez dwóch zdań. Pozwalam sobie na jeszcze jeden cytat, a co jak już tej prywaty tyle to jedna więcej wcale nie zaszkodzi:
„… proszę Pani, nie drwij z niej, bo z niej do miłości krok.”.
Przepraszam, za osobisty wątek ale są przecież „walentynki” i jakoś chciałem swoją niematerialną walentynkę podarować.
Ten tytułowy brak to czysty chwyt marketingowy zachęcający do przeczytania tekstu ale udowadniający, tym przyznaniem się, że autor szczerze i uczciwie traktuje swoich P.T. Czytelników. I oczywiście życzy wszystkim by się kochali i byli kochani…