Proszę uzbroić się w filiżankę mocnej kawy lub aromatycznej herbaty, bo tym razem będzie o pieniądzach. Na dniach, może tygodniach, radni oraz włodarze w gminach, powiatach i województwach będą decydować o przewidywanych dochodach i szacowanych wydatkach. Dlatego musi być na poważnie, ale postaram się nie wpadać w urzędniczy żargon lub propagandową frazeologię.
Wkraczamy w czas uchwalania budżetów i wieloletnich prognoz finansowych w samorządach. Hermetyczność tych dokumentów sprawia, że do powszechnej wiedzy trafiają najczęściej oficjalne komunikaty – zazwyczaj zdominowane optymistycznymi zapowiedziami o tym, „co będzie”.
Co ważne, rzeczywiste konsekwencje wyborów dokonywanych przez samorządowców nie ograniczają się do jednego roku kalendarzowego.
Każda gmina musi zdefiniować swój sposób, jeśli nie na rozwój potencjału społecznego i gospodarczego, to na przynajmniej na stabilność. Własne źródła energii odnawialnej? Niskie podatki i sprzyjające warunki dla przedsiębiorców? Preferencje mieszkaniowe dla młodych rodzin z dziećmi? Samodzielność w kwestii gospodarki odpadami? Komfortowo zaaranżowana sypialnia w pobliżu dużego centrum miejskiego? Naturalna lub nabyta atrakcyjność przyciągająca ruch turystyczny? Czy może postępująca stagnacja, a w finale zanik miasta czy nawet całej gminy?
- To już było i oby nie wróciło
Do roku 2015 środowiska decyzyjne, których ostatnią rządową emanacją była koalicja Platformy Obywatelskiej i Polskiego Stronnictwa Ludowego, praktykowano tzw. „schemat polaryzacyjno-dyfuzyjny”. Dynamicznie lokowano środki publiczne (rządowe, unijne, prywatne) w metropoliach i dużych miastach. Irracjonalnie zakładano, że w tym „cieple” ogrzeją się mieszkańcy małych gmin. Wymagano przy tym legendarnego już „wkładu własnego”, który najczęściej uzupełniano kupując pieniądze w bankach (w ramach wieloletnich linii kredytowych). Niemal wykładniczo małe i średnie miasta traciły funkcje społeczno-gospodarcze i nawet administracyjne, zamierały też wsie. Jednocześnie duże ośrodki, wyjaławiane z historycznej tożsamości przekształcały się w swego rodzaju place transakcji tworzone przez niekontrolowalne korporacje.
Budowanie tkanki społecznej w takich warunkach było (i jest) skazane na niepowodzenie, a co więcej – nadal generuje nawet rozmaite ryzykowne (czasem patologiczne) zjawiska ze sfery socjopatii.
Po roku 2015 – gdy w wyniku politycznego otrząśnięcia się większości Polaków z pułapki obietnicy „ciepłej wody w kranie”, dwukrotnie wybory wygrał obóz Zjednoczonej Prawicy, stosunek do samorządów uległ zasadniczej i pozytywnej zarazem zmianie. To nie była korekta, ale właśnie zasadnicza zmiana. Pojęcie „zrównoważonego rozwoju” przestało być frazesem. Zdecydowano, że prawo do partycypacji w efektach rozwoju gospodarki narodowej mają małe społeczności. Dotąd słabe i borykające się z mnóstwem prozaicznych problemów gminy wiejskie i miejsko-wiejskie stały się realnym uczestnikiem wielkich programów infrastrukturalnych i społecznych wdrażanych przez rząd. Paradoksalnie, doba pandemii, która jawiła się jako ryzyko zapaści budżetowej, okazała się czasem, w którym gminy rozpędziły wiele projektów inwestycyjnych.
Komunikaty medialne o kolejnych dotacjach, dofinansowaniach, subwencjach, promesach i gwarancjach pozyskiwanych przez samorządy przestają już być informacją dnia. Dla konkretnej gminy każdy pieniądz zasilający budżet inwestycji, działań społecznych, instytucji edukacji, kultury czy sportu, to zasilenie lokalnej wspólnoty.
Państwo jako jeden organizm, którego członkami są samorządy, wychodzi się z imposybilizmu, jaki je dotąd paraliżował.
To jednak nie oznacza, że rząd Rzeczypospolitej Polskiej czy Unia Europejska wyręczą gminy (powiaty i województwa także) w obowiązku planowania przyszłości i szacowania środków, jakie są potrzebne, by te plany stawały się rzeczywistością. I tu przejdę do sedna sprawy. Jak zasygnalizowałem na samym początku, samorząd musi określić swoje strategiczne cele i im podporządkować doraźne oczekiwania. Wcześniej czy później każda gmina stanie wobec konieczności równoważenia wydatków z dochodami. Wcześniej czy później każda gmina musi dokonać wyboru pomiędzy tym, co „miłe teraz”, a tym, co „dobre na dłużej”. Liderzy samorządowi już muszą główkować nad tym, co da przyszłość ich społecznościom, a nie krygować się dla popularności wyborczej.
- Włodarze mają szansę wygrać lub przegrać przyszłość swoich gmin
Na dniach rady gmin, powiatów i sejmiki będą rozpatrywać uchwały o budżetach na rok 2022 i wieloletnich prognozach finansowych jednostek samorządu terytorialnego. Tak zwany zwykły obywatel, a nawet szeregowy radny, nie zawsze ma zdolność przebicia się przez gąszcz tabel, wykresów i wykazów w tych dokumentach. Aparat urzędniczy sporządza je w myśl powiedzonka: „po to są w budżetach działy i rozdziały, aby ludzie nie wiedzieli, gdzie ich pieniądze się podziały”. Bywa, że deficyty upycha się w wieloletniej prognozie lub podległych spółkach, przewidywane nadwyżki chowa się w rezerwach, nadmierne koszty przesłania się szacowanymi przychodami. Zdarza się, iż benefity trafiają do sprzyjających włodarzom okręgów wyborczych lub przyjaznych grup społecznych. Kumuluje się wtedy bolączki tam, gdzie można je usprawiedliwiać brakiem pomocy z zewnątrz (w tle tzw. „polityka”).
Warto przekładać uchwały budżetowe i podatkowe na język korzyści doraźnych i długoterminowych. Jedne i drugie są słusznie oczekiwane, ale priorytetem winny być cele strategiczne.
Obrazowo rzecz ujmując, jeśli komuś kapie z dachu, nie może podkładać wiadra i iść do sklepu po… nowy telewizor. Albo inaczej: gdy w Twojej gminie nie ma rynku pracy, dostatecznego dostępu do świadczeń zdrowotnych czy nie są budowane mieszkania, a w budżecie czy wieloletniej prognozie nie znajdujesz nakładów na te dziedziny, to znaczy, że masz do czynienia z krótkowzrocznością decydentów.
- Pomiędzy popularnością a odpowiedzialnością
Samorząd jest ogniwem unitarnego państwa będącego nie konglomeratem gmin, powiatów czy województw, lecz spójnym organizmem. Samorządność to nie jakaś wyimaginowana i ubrana w ideologiczne sofizmaty suwerenność wójta, burmistrza, prezydenta, starosty czy marszałka. Wybierani na swoje funkcje nie są udzielnymi władcami, ale urzędnikami publicznymi. Mogą podejmować w trakcie kampanii wyborczej zobowiązania, ale w trakcie kadencji powinni się z nich wywiązywać.
Liderzy lokalnych wspólnot – samorządowcy, to osoby, które winne są swoim wyborcom pracę na rzecz mieszkańców.
Gdy wysilają się na wiele możliwych – zwłaszcza dzięki mediom społecznościowym – zachowań mających zapewnić im reelekcję, wówczas łatwo (zbyt łatwo!) decyzje strategiczne ustępują odruchom i reakcjom dyktowanym „lajkami”.
Rok 2022 zapowiada się jako 12-miesięczny sprawdzian dla samorządów. Zanosi się bowiem na bardzo duże napięcie pomiędzy znacznie większymi niż dotąd możliwościami inwestowania a wynikającą z nadal trwającego kryzysu pandemicznego koniecznością wielokrotnego oglądania każdej obciążonej inflacją złotówki wydawanej na konsumpcję.
Krzysztof Kotowicz