Takim cytatem z klasyka postanowiłem sobie rozpocząć. Przy okazji konkurs, bez nagród, choć z najcenniejszą, satysfakcją z posiadanej wiedzy: Kto to napisał? Oczywiście wspomaganie internetem też się liczy bo chodzi o to, żeby wiedzieć.
Do napisania tych kilku zdań zainspirowały mnie siostry Matkowskie, Magdalena i Justyna, których koncert odbył się w niedzielny wieczór w sali widowiskowej ZOK w Ząbkowicach Zdroju. To nie jest pomyłka, bo jedna z sióstr, w tak uroczy sposób powitała widzów. Jeszcze uroczej się wytłumaczyła ze swojej pomyłki, szybko poprawiona ze sceny przez siostrę. Wspomniała, że występowały w Polanicy, Kudowie, Lądku i wszędzie było zdrojowo, to z racji sympatycznego przyjęcia w Ząbkowicach też musi być „zdrojowo”.
I było nie tylko „zdrojowo” ale także bałkańsko i cygańsko ogniście. Jednym słowem „fajowo”. W taki muzyczny klimat wprowadziły widzów artystki, którym towarzyszyło trio fantastycznych muzyków. Cały ten kwintet zabrał widzów w świat pełen barwnej muzyki i ruchu. Nikt na sali, nie pozostał obojętny na płynące ze sceny dźwięki i tańce rozgrzewające dusze i ciało do czerwoności.
Siostry Matkowskie są absolwentkami Państwowej Szkoły Muzycznej I stopnia im. Fryderyka Chopina w Kłodzku i przypomniały, że grają, tańczą i śpiewają na swojej rodzinnej ziemi. Była to tylko dodatkowa ciekawostka, która jeszcze bardziej zbratała widownię z artystkami. Zresztą ta niewidzialna nić porozumienia duchowego wibrowała od samego początku do końca koncertu. Występ oczywiście zakończony bisem pozostawił spory niedosyt bo chciałoby się jeszcze i jeszcze i jeszcze… słuchać i oglądać.
Osobne słowa uznania należą się muzykom towarzyszącym. Wypełniali przerwy, niezbędne dla głównych artystek aby mogły się przebierać. Wypełniali, dobre sobie. Dawali popisy wirtuozerii podtrzymując temperaturę koncertu na stałym, wysokim poziomie. Żałować tylko należy, że sala była wypełniona zaledwie w 25-30%. Niech żałują, ci co nie byli. Zupełnie nie przyjmuję do wiadomości, że była zła promocja koncertu. Bo nie była. Organizatorzy zadbali o to, żeby informacja dotarła do każdego i chwała im za to. Z własnego doświadczenia, organizatora imprez również kulturalnych, wiem, że najczęstszym i niezbyt rozsądnym tłumaczeniem nieobecności zamiast zwykłego „nie chciało misię” jest kulturalne „sorry, nie wiedziałem, że jest/była taka fajoska impreza”.
Na koniec, nie tylko z racji tzw. political correct, chciałbym się wytłumaczyć z użycia słowa „cygański” miast poprawny „romski” ale… Jakoś nie pasuje mi wyrażenie „romans romski”. Nadwrażliwców proszę o wybaczenie i proszę to potraktować wyłącznie jako środek wyrazu artystycznego bo bardziej mi pasuje „romans cygański” niż „romans romski”. Po prostu, taka licentia felietonistica…
P.S.
Nagroda dla tych, co doczytali do końca. Oczywiście autorem słów użytych w tytule jest Mistrz Konstanty Ildefons Gałczyński.