Nie będzie to bynajmniej analiza partii miłości, choćby dlatego, że nie chce opisywać żadnej zorganizowanej grupy. Raczej chciałbym się zająć prostym zaimkiem prostym „po”.
Nie da się, a niektórzy nawet nie próbują, ba wręcz eksponowali to, że gorączka przedwyborcza MUSI trwać. Miało nie być o wyborach do wyborów i konsekwentnie nie będzie. Będzie o tym, że niektórzy zapominają, że świat po 16. listopada będzie się kręcił dalej. Trzeba będzie ze sobą rozmawiać, spotykać się, pracować. Po prostu być. Ale, niektórym się wydaje, że mogą robić wszystko, znacznie przekraczając granice zdrowego rozsądku. Bo co? Bo cel uświęca środki? Warto pomyśleć o otaczającej rzeczywistości, do której niektórzy harcownicy, czy tego chcą czy nie będą musieli wrócić. Niektórym warto o tym przypominać nawet „po”.
Można zrozumieć emocje, rozgrzane młode głowy ale to wcale nie młodzież, która po raz pierwszy kandyduje tak się zachowuje. Większość z którą rozmawiałem chce wygrać, rozumie, że nie jest to takie łatwe i zależy niezupełnie do końca od wyborców. Uwaga dla nadinterpretujących. To nie jest żadna sugestia o nieprawidłowościach wyborczych, bo w swej naiwności chcę wierzyć, że wszystko jest OK. Natomiast, niestety, bywalcy sal posiedzeń różnych rad nie dopuszczali do siebie a teraz nie do końca mogą się pogodzić z wynikami. A wystarczy podejść do sprawy najspokojniej jak to jest tylko możliwe i na przykład zabrać się wspólnie „do roboty”. Wiem, wiem idealizm trudny do ogarnięcia ale pewnie nieuleczalny i mam nadzieję, że się rozprzestrzeni jak epidemia.
Wyniki nie powinny dziwić a już na pewno nie prowokować do komentowania w sposób niedyplomatyczny. Z beznadziejnie wybujałym optymizmem, że wszyscy schowają oręż i zabiorą się do codziennej pracy kończę.