Golonko najsamwpierw radzę ugotować (wywar można wykorzystać na jakie inne gadziajstwo typu galaret, grochówa, kapuśniak abo jak kto lubi, bo żal taki rarytas w ścieki pocisnąć – no grzech normalnie!).
Gotować cza dobrą godzinę, przyprawić jak się lubi (sól, pieprz, majeranek i co tam se chceta na kubki smakowe). Jak miętkie już prawie będą, wyciągnąć. Warzyw nie żałujta: seler, pora, czosnku, pietruszki i dużo marchiewki. To wszystko zetrzeć musita najpierw. Przypraw też jak kto se lubi pieprznąć abo jakieś ma inne lubowania, to niech se nie żałuje. Na to piwa (ja te mięcho w ziaroodpornym duszę aż dojdzie), browara pilnujta, bo licho nie śpi i zawsze się jakiś ryj przypałęta. Ja tam wlewam całe – a co będę golonie żałować…. Później bęc do piekarnika i zapachem chodzę pijana tak ze godzinę. Jak kto lubi, to se może ze kwadrans przed końcem pieczenia kartoflów do dania dorzucić, ino lepiej je wpierw we mundurkach podgotować, czasnąć termołobieg i bedzie tego.
Ot, na tym cały szpans polega. Chłopu do tego rarytasa piwo kupta, abo kielicha dajta, co by mu danie na żołądku nie stanęli jak widły w gnoju. Smacznego! A jak ślubnego po obiedzie na kolanach zobaczyta, nie lękajta się, dziad nie umiera ino Was kce po ryncach za ten dar całować.
Eliza Grzeszczuk / „ELAJZA”