Ochłonęliśmy już po eurowyborach, ale temperaturę i ciśnienie w polityce tym razem zaczynają dyktować zbliżające się wielkimi krokami wybory samorządowe. Wszyscy spodziewają się wyższej frekwencji, bo specyfika tych wyborów jest taka, że kandydatów na samorządowców mamy tuż obok siebie. Mało kto jednak zastanawia się nad tkwiącym w cieniu problemem samego głosowania i liczenia oddanych głosów.
Dlatego warto na chwilę wrócić do eurowyborów. Ich wyniki już znamy i nawet nad problem tragicznej frekwencji też już sporo krokodylich łez wylano. Niedostateczną uwagę poświęca się przy tym właśnie wspomnianym czynnościom: głosowaniu i liczeniu głosów. W wyborach do Parlamentu Europejskiego pięć lat temu w Powiecie Ząbkowickim było więcej o ponad 1000 uprawnionych do głosowania więcej niż w w tym roku. Głosowaliśmy na posłów do PE po raz trzeci, a nieważnych głosów w 2014 r. było w całym naszym powiecie 434. Pięć lat temu 298. Dodatkową ciekawostką jest „znikanie” wydanych kart do głosowania. W 2009 r. do urn nie wróciły 2 (słownie: dwie) karty, w tym roku – 3 (słownie: trzy). Można zatem śmiało stwierdzić, że „kolekcjonerzy” kart wyborczych nie wpływają znacząco na wynik wyborów, w przeciwieństwie do mnożących się w tempie astronomicznym osób, które – mimo wysiłku udania się do lokali wyborczych – oddają głosy NIEWAŻNE oddają głosy NIEWAŻNE lub ich głosy stają się nieważne w ocenie komisji wyborczych. Prawie 7% głosów straciło ważność w Gminie Kamieniec Ząbkowicki, prawie 6% w Złotym Stoku i Ciepłowodach, prawie 5% w Ziębicach, prawie 4% w Bardzie i Ząbkowicach Śląskich. Rzecz jasna – zawsze można się pomylić, choć przy wyborach europejskich głosowanie jest praktycznie najmniej skomplikowane. Jeśli „przyłożyć” do tego statystyki ważności głosowania z ostatnich wyborów samorządowych (2010 r.), to różnica jest kolosalna. W przypadku wyborów wójtów i burmistrzów, gdzie (analogicznie jak w wyborach europejskich) głosowanie polega na wyborze jednego kandydata, margines błędu w żadnej z gmin nie przekroczył 3%, a w wielu przypadkach poziom „nieważności” nie jest większy, jak 1%. Są też obwody, gdzie ważność głosów była 100-procentowa. A przypomnieć trzeba, że w wyborach samorządowych wyborca ma w ręku cztery karty do głosowania i na każdej mogą być zupełnie inne nazwy i numery list wyborczych, o nazwiskach kandydatów nie wspominając szerzej.
Nawet jeśli przyjąć, że 1/3 tej nielicznej garstki obywateli, która 25 maja br. poświęciła czas, by wziąć udział w wyborach mogła się rzeczywiście pomylić (i nie wiedząc o tym, wrzucić głos lub wiedząc o swojej pomyłce i nie mogąc jej naprawić, wrzuciła kartę) to pozostałe 2/3 jawią się jako coś pod wieloma względami i w najwyższym stopniu nieprawdopodobnego. Mniej więcej ćwierć tysiąca głosów w Powiecie Ząbkowickim stało się nieważnych w okolicznościach budzących nie tylko konsternację, ale i niepokojące wrażenie. I zmusza do stawiania pytania: głupiejemy na widok karty do głosowania czy jesteśmy oszukiwani przez liczących głosy? Jest jeszcze wniosek praktyczny do zastosowania już za pięć miesięcy w wyborach samorządowych: uczmy głosowania i sprawdzajmy liczących głosy. Wszak „ojciec demokracji ludowej” Józef Stalin mówił: >> Nieważne, kto głosuje, ważne, kto liczy głosy. <<