W subiektywnej prasówce – w każdy poniedziałek rano – dostarczamy Państwu fragmenty artykułów związanych z terenem Powiatu Ząbkowickiego, jakie ukazały się w minionych kilku dniach w gazetach i portalach internetowych. Od niedawna na zakończenie „prasówki” dodajemy informacje spoza powiatu, która mogą zainspirować do podobnych działań na naszym terenie.
DKL24.pl (pod datą 30.10.2016) informuje o projekcie filmowym, jaki ma być realizowany w przyszłym roku na terenie Kopalni Złota w Złotym Stoku.
Miejscowa Kopalnia Złota w dniach 7-8 stycznia przyszłego roku zamieni się w miejsce akcji opartej na książkach Dmitrija Głuchowskiego. Jak przekonuje Zbigniew Piotrowicz – współtwórca projektu LARP 2033 – podziemia przeobrażą się w moskiewskie metro, którego uczestnicy wcielą się w osoby, którym udało się przeżyć kataklizm ponuklearny. – Razem z grupą przyjaciół tworzymy fabularne gry terenowe od 2010 roku. Jest to świetna alternatywa dla gier komputerowych – pobudza wyobraźnię i wymaga wysiłku fizycznego. Po wielu latach tworzenia popularnej gry „Teomachia”, postanowiliśmy stworzyć coś bardziej ambitnego. Padło na świat „Metra 2033″ – mieliśmy ku temu wszelkie warunki fizyczne i organizacyjne, a ponadto nam samym świat stworzony przez autora książki wydawał się bardzo ciekawy. W styczniu tego roku udało nam się więc odpalić pierwszą edycję, a po ciepłym przyjęciu postanowiliśmy powołać do życia Fundację Proteus, która będzie zajmować się tym oraz podobnymi projektami – wyjaśnia Z. Piotrowicz. Poprzez LARP-y ich twórcy chcą pokazać, jak fajnie i kreatywnie można spędzać swój wolny czas. Wydarzenie z pierwszej dekadzie stycznia 2017 r. ma być tego kolejnym przykładem. Rozpocznie się o godz. 21:00 po wcześniejszej godzinnej prelekcji nt. wymogów bezpieczeństwa w stosunku do uczestników. Udział jest odpłatny, a zgłoszenia będą przyjmowane od drugiej dekady listopada br. Osoba zainteresowana uczestnictwem w tej grze musi mieć co najmniej 16 lat. A to m.in. z racji ekstremalnych przeżyć, przewidzianych w tej podziemnej grze. Będzie ona wymagać od uczestników poruszania się w maskach przeciwgazowych. Więcej informacji na temat projektu w serwisie: http://larp2033.proteus.org.pl/

Wiadomości Powiatowe (nr 43/2016) poświęciły uwagę wynikom ekonomicznym jednej ze spółek komunalnych w Gminie Ząbkowice Śląskie.
Ząbkowicki Zakład Gospodarki Komunalnej odbiera od mieszkańców coraz więcej odpadów. Zdaniem prezesa Waldemara Markiewicza wszystko przez program 500+, bo więcej pieniędzy w gospodarstwie domowym oznacza zwiększenie zakupów i konsumpcji. ZGK zakończył pierwsze półrocze 2016 r. stratą w wysokości 107 200 zł netto. Po trzech kwartałach tego roku strata wzrosła do 154 tysięcy złotych. Ujemny wynik jest konsekwencją prowadzonej działalności głównie w zakresie odbioru nieczystości stałych – mówi prezes ZGK Waldemar Markiewicz – od jakiegoś czasu daje się zauważyć, że ilość odpadów komunalnych zbieranych na terenie gminy wzrosła w stosunku do poprzednich miesięcy co najmniej o 10% a kwota, którą uzyskujemy za wywóz odpadów jest kwotą zryczałtowaną, która nie uwzględnia ilości zebranych nieczystości. Została ona wyliczona na podstawie lat poprzednich, jednak ilość odbieranych śmieci z roku na rok drastycznie wzrasta, co przekłada się na wzrost naszych wydatków. Na przykład ilość zebranych odpadów zmieszanych po trzech kwartałach wynosiła 7113 ton, rok temu 6400. Jeśli chodzi o odpady wielkogabarytowe, to w tamtym roku zebraliśmy 100 ton, a w tym roku już 194 tony. Ilość odpadów bio wzrosła z 12 ton w ubiegłym roku do 63 ton w tym roku. (…) A skąd ta zalewająca nas góra śmieci? Zdaniem prezesa to efekt programu 500+, który przełożył się na zwiększenie zakupów i konsumpcji. Nikt w spółce nie był w stanie przewidzieć takiego obrotu spraw podczas przygotowywania oferty przetargowej. (…) Czy rosnąca ilość produkowanych przez mieszkańców śmieci oznacza, że opłaty za wywóz nieczystości od przyszłego roku wzrosną? ZGK ma zawartą umowę z gminą do końca tego roku. Z tego, co wiem ogłoszony zostanie nowy przetarg na rok 2017. Wszystko zależy od tego kto i na jakich warunkach go wygra – mówi prezes spółki ZGK Waldemar Markiewicz.

Doba.pl (pod datą 04.11.2016) komunikuje o poważnych szansach na pozyskanie dotacji niezbędnej do długo oczekiwanej inwestycji drogowej w Ząbkowicach Śląskich.
Fatalny stan nawierzchni, wystające studzienki, wybrzuszenia i dziury – każdy kierowca wie, jak się jeździ ulicą Kamieniecką w Ząbkowicach Śląskich. Te problemy być może wkrótce znikną. Zadanie „Przebudowa ul. Kamienieckiej w Ząbkowicach Śląskich od skrzyżowania z ul. Chrobrego do skrzyżowania z ul. Cukrowniczą 1” znalazło się (jako jedyne z powiatu ząbkowickiego) na wstępnej liście rankingowej wniosków o dofinansowanie w roku 2017 w ramach rządowego „Programu rozwoju gminnej i powiatowej infrastruktury drogowej na lata 2016-2019”. Listę opublikował wojewoda dolnośląski. Całość inwestycji ma kosztować ponad 2 637 222 zł, a dofinansowanie ma wynieść ponad 1 318 347 zł.

Express-miejski.pl (pod datą 03.11.2016) zamieszcza wiadomość o kolejnym fakcie z kariery sportowej Piotra Zielińskiego – piłkarza wywodzącego się z Ząbkowic Śląskich.
Tym razem ząbkowiczanin znalazł się w kadrze na mecz eliminacji mistrzostw świata z Rumunią (11 listopada) oraz towarzyskie spotkanie ze Słowenią (14 listopada). 22-latek stanie przed szansą 20 i 21 występu w narodowych barwach. Dotychczas w dziewiętnastu spotkaniach Piotrek zdobył trzy gole. Ostatniego przed ponad trzema laty przeciwko San Marino. W tegorocznych meczach eliminacji mistrzostw Europy „Zielu” spędził na boisku 180 minut. Ani razu nie został zmieniony przez Adama Nawałkę. Trener tym samym daje jasny sygnał Piotrkowi, że jest niezbędnym elementem w jego układance. Polacy po trzech spotkaniach mają na swoim koncie siedem oczek i zajmują w grupie drugie miejsce za Czarnogórą. Rumunia, najbliższy rywal biało-czerwonych, ma dwa punkty mniej i jest na trzeciej pozycji.

Dolny Śląsk Travel (pod datą 02.11.2016) zachęca do zwiedzania Kamieńca Ząbkowickiego i okolicznych miejscowości dołączając kilka ciekawych fotografii wykonanych w obrębie Pałacu Marianny Orańskiej.
Gdzie najbardziej lubimy zachwycać się barwami jesieni? Jest do tego wiele świetnych miejsc na Dolnym Śląsku, dziś polecamy Kamieniec Ząbkowicki słynący nie tylko ze wspaniałego Pałacu Marianny Orańskiej. Zapraszamy na szlaki piesze wokół Kamieńca, do Zespołu Klasztornego w centrum miejscowości oraz okolicznych atrakcji jak Kopalnia Złota w Złotym Stoku, czy Krzywa Wieża w Ząbkowicach Śląskich.

Dolnośląskość.pl opisuje mało znany filmowy epizod Barda, gdzie kręcono jeden z najważniejszych polskich filmów politycznie zaangażowanych.
Film Radosława Piwowarskiego Marcowe Migdały (1989) można w zasadzie opowiedzieć słowami dwóch piosenek: Jacka Kaczmarskiego „Nasza klasa” oraz Haliny Wyrodek „Ta nasza młodość”. Nie odnoszą się one wprawdzie, inaczej niż film, bezpośrednio do wydarzeń marca 1968 roku, ale opowiadają o bezpowrotnie utraconym świecie młodości. Kaczmarski pierwszą część swojego utworu napisał w 1983 roku, rozwijał go potem aż do 1992 roku. Powstał jako reakcja na zdarzenia stanu wojennego i jest też refleksją nad typowo polską przypadłością – rozsypywaniem się po świecie dorastających razem pokoleń, które łączą wspólne ideały i przeżycia, rozdzielają natomiast wydarzenia historyczne, takie jak wspomniany stan wojenny czy marzec, a wcześniej powstania, rozbiory. Piosenka zamyka film Piwowarskiego, stanowi doskonałe dopełnienie ekranowej historii o grupie licealistów z małego miasteczka, którzy zostali skonfrontowani z brutalną rzeczywistością PRL, zmuszeni do porzucenia młodzieńczych zabaw i pragnień na rzecz improwizowanej naprędce dojrzałości. Połączeni przyjaźnią uczniowie ostatniej klasy stają w obliczu spraw, nie do końca dla nich zrozumiałych. Okazuje się, że niemające do tej pory znaczenia żydowskie pochodzenie jednego z ich kolegów zaczyna decydować o jego losach – Marcyś (Piotr Siwkiewicz) musi wyjechać z kraju, a cała XIc przekracza próg dorosłości w obliczu niespodziewanych wydarzeń. Większość scen do filmu nakręcono w Bardzie, które odegrało nieistniejącą miejscowość Lublim. W Marcowych migdałach pojawiają się tamtejsze charakterystyczne zabudowania dworca z przejściem nad torami oraz znajdujący się tuż za południowym końcem przystanku tunelu pod Tunelową Górą. W główny budynek lublimskiej stacji, widziany od strony miasta, wcielił się natomiast dworzec w Trzebnicy. Niektóre plenery powstały nad Nysą Kłodzką, tam spotykają się wagarujący uczniowie, a lublimski rynek zagrał Plac Piłsudskiego na osiedlu Karłowice we Wrocławiu. Sceny na żydowskim cmentarzu, gdzie główny bohater Tomek (Olaf Lubaszenko) umawia się z Olą (Małgorzata Piorun), nakręcono na warszawskiej nekropolii przy ulicy Okopowej. W filmie cmentarz sąsiaduje ze szkołą i w symboliczny sposób staje się niemym świadkiem wydarzeń.

Gazeta Ząbkowicka (nr 162/2016) opublikowała refleksje opisujące zwyczaje żałobne w Ząbkowicach z czasów przedwojennych.
Listopad, a w zasadzie początek tego miesiąca to czas, w którym w szczególności uświadamiamy sobie konieczność śmierci. Śmierć i związane z nią wierzenia i obrzędy od zawsze stanowiły ważny element ludowości, tak przed 1945 rokiem, jak i po nim. (…) Ciągłość tradycji została oczywiście przerwana w 1945 roku, wraz z opuszczeniem Śląska przez rdzennych mieszkańców. Możemy jednak spróbować odtworzyć pewne fakty, czerpiąc z licznych zapisków i wspomnień. Zarówno niemieccy mieszkańcy powiatu ząbkowickiego, jak i najstarsi żyjący dziś osadnicy polscy, wskazują liczne oznaki zwiastujące śmierć w rodzinie. Do najbardziej popularnych oznak zbliżającej się kostuchy było złowrogie wycie psa, w szczególności gdy ten kierował swój pysk ku ziemi. Puszczyk fruwający koło domostwa również mógł być zwiastunem tragedii. Wspomina się również o zapalonej gromnicy, umieszczonej w dłoniach umierającego. Jeśli podczas odmawianych nad nim modlitw ta zgasła, śmierć była prawie pewna. Jeśli jednak nie zgasła, istniała szansa na wyzdrowienie. Kiedy już nastąpił zgon, często bito w dzwon, aby każdy we wsi dowiedział się o przykrym zdarzeniu i odmówił za duszę zmarłego W izbie, gdzie znajdowały się zwłoki, należało zasłonić lustra i większe obrazy, jak również unieruchomić mechanizmy zegarów. Należało również otworzyć okna, aby dusza mogła swobodnie odnaleźć drogę do nieba. Świece, które towarzyszyły śmierci członka rodziny, należało natychmiast spalić. Kiedy umierał gospodarz, należało o tym powiadomić bydło. Przygotowaniem ciała do trumny zajmowała się zazwyczaj starsza, doświadczona osoba. Wodę z miednicy, w której myto ciało nieboszczyka, należało wylać jak najdalej od zabudowań gospodarczych. Kiedy np. pojawiły się problemy z nałożeniem buta lub innej części garderoby, należało łagodnie przemawiać do zmarłego. Co ciekawe, kilku moich rozmówców potwierdza skuteczność tego działania. W zwyczaju pozostawało, aby ciało w trumnie leżało przez trzy dni w najlepszej izbie. Do rąk zmarłego wkładano różaniec, krzyżyk lub książeczkę do nabożeństwa. Do otwartej trumny przybyli krewni i sąsiedzi, aby wspólnie modlić się przy zmarłym. W pomieszczeniu, gdzie stała trumna, nie powinny przebywać brzemienne kobiety. Nie należało też w tej izbie spać. Zarówno w domach katolików i ewangelików ostatnia droga zmarłego wyglądała podobnie. Po 3 dniach przygotowań do pogrzebu po ciało przybywał duchowny, aby dokonać wszystkich ceremonii. Wtedy też następowało ostatnie pożegnanie i trumnę zamykano. Wynoszący ją z domu uderzali trzykrotnie o próg domu, na znak pożegnania zmarłego ze swoim domostwem. Co ciekawe niektóre zakłady pogrzebowe praktykują ten zwyczaj do dziś. Jeśli w miejscowości znajdował się karawan, trumnę w żałobnym kondukcie przewożono do kościoła. Przeniesieniu trumny z kościoła na cmentarz towarzyszyło bicie dzwonów. W parafiach ewangelickich na czele konduktu żałobnego kroczył kantor wraz z chórem, intonując odpowiednie pieśni.

JoeMonster.org (pod datą 18.01.2016) zamieścił reportaż nawiązujący do historii i mitów związanych z Ząbkowicami Śląskimi.
Samo słowo „Frankenstein” kojarzy nam się głównie z szalonym doktorem, który stworzył i ożywił potwora, a powinno nam się kojarzyć też z… Ząbkowicami Śląskimi! Dlaczego? W artykule wszystkiego się dowiecie. Jest początek XVII wieku. Na ząbkowickim cmentarzu wieje nudą, nie ma zbyt wiele pracy, ale na nudę zawsze znajdzie się sposób. Obrotni grabarze z Ząbkowic Śląskich postanowili połączyć przyjemne z pożytecznym i obmyślili świetny plan zwiększenia zainteresowania swoimi usługami. Przygotowania zajęły trochę czasu i wymagały pracy w największej tajemnicy, ale po pewnym czasie wszystko zaczęło procentować. Interes zaczął się kręcić, pracy było co niemiara, a kieszenie zaczęły wypełniać się pieniędzmi. Plan działał. Ząbkowice Śląskie są wtedy częścią Niemiec i nazywają się Frankenstein. Jest to bardzo popularna w języku niemieckim zbitka wyrazów. Słowo stein oznacza kamień, a słowo poprzedzające określa jaki jest to kamień. Dla przykładu Wildstein – Dziki Kamień, Wolfenstein – Wilczy Kamień, Frankenstein – Frankoński Kamień. Tak więc Frankenstein to najzwyklejsza w świecie nazwa miejscowości – do czasu. W 1606 roku nad miastem swe kościste ręce rozpościera klątwa. W Ząbkowicach rozpanoszyła się zaraza, ludzie umierają jeden po drugim, a lekarze nie są w stanie nic zrobić. Mieszkańcy zaczynają mówić o tym głośno: to klątwa Frankensteinu – siła zła. (…) Mary Shelley – autorka powieści „Frankenstein” – opisuje w ten sposób jedne ze swoich wakacji: Spędziłam lato 1816 roku w okolicach Genewy. Było wyjątkowo zimno i deszczowo i wieczorami zbieraliśmy się przy kominku, delektując niemieckimi opowiadaniami o duchach. Te baśnie budziły w nas chęć by je naśladować. Dwoje przyjaciół […] oraz ja postanowiliśmy, każde z osobna wymyślić historię opartą na fenomenach nadprzyrodzonych. Przypuszcza się, że właśnie w trakcie jednego z takich wieczorów Mary Shelley usłyszała historię o Frankensteinie i okrutnych grabarzach. Warto zwrócić uwagę na to, że powieściowy dr Frankenstein tworzy potwora z ciał wykradanych z kostnicy, a sama fabuła (w odróżnieniu od ekranizacji) obraca się wokół dylematu moralnego: czy człowiek może bawić się w Boga, czy może dawać i odbierać życie? Wiemy, że historia, która wydarzyła się we Frankensteinie była jak najbardziej prawdziwa. Czy powieściowy doktor otrzymał nazwisko właśnie przez tę historię? Tego w stu procentach już nigdy nie potwierdzimy, jednak wielu badaczy uważa tę wersję za bardzo wysoko prawdopodobną. Sama autorka powiedziała, że słowo „Frankenstein” jej się przyśniło, jednak uważa się, że był to tylko zabieg promocyjny autorki, mający dodać powieści nieco tajemniczości.

Jagielloński.pl (pod datą 03.09.2015) w cyklu „Polska małych miast” opublikował esej o braku wizji przyszłości, jako głównej przyczynie rozpadu lokalnej społeczności. Cały artykuł za osnowę ma jedno z miast na Śląsku, ale konkluzje są uniwersalne.
Pamiętam, że kiedy miałem kilka lat, już od bardzo wczesnych godzin porannych – pewnie koło czwartej czy piątej nad ranem – z miejskiego targowiska dolatywały do mojego pokoju głosy handlarzy i prywaciarzy, którzy przygotowywali swoje budy na środowe i sobotnie targi. Pamiętam tabuny ludzi, które zmierzały od czeskiej granicy, żeby kupować, ot, chociażby wiklinowe krzesła czy fotele. Tak było na początku XXI wieku. (…) Kiedy byłem mały, wydawało mi się, że moje rodzinne miasto stanowi centrum całego świata. (…) Miasto wielkich zakładów przemysłowych i ogromnych hal produkcyjnych z których dzisiaj pozostało mgliste wspomnienie. Budynki pustoszejące z dnia na dzień, z miesiąca na miesiąc; coraz więcej rozbitych szyb i kurz po bankrutujących firmach. (…) Transformacja ustrojowa i pierwsze lata III RP przyniosły ciężkie żniwa. Miasto dotychczas na wskroś przemysłowe musiało odnaleźć się w nowej na gwałt deindustrializującej się rzeczywistości. (…) Zabrakło wizji przyszłości. Fabryki zamknięto, a w ich miejsce wyrósł handel – oczywiście ten wielkopowierzchniowy. Bo w końcu markety to forpoczta nowoczesności. Pierwszy wielki hipermarket, Kaufland, a wraz z nim pierwszy powiew Zachodu w tych stronach. W mgnieniu oka jeden sklep stał się niemal centrum całego miasta. Skończyły się wizyty w pobliskim warzywniaku pod wiaduktem, gdzie wręczając listę zakupów, można było zamienić kilka słów z ekspedientką, która – prawdopodobnie od zawsze – nosiła jedną i tę samą fryzurę. Hipermarket z ogromnym parkingiem, który zapełniał się także w niedzielę, po upływie kilku lat stracił swoją „hegemoniczną” pozycję i stał się jednym z wielu. (…) Próbuję sobie przypomnieć, co przed nastaniem „ery Biedronek” znajdowało się na miejscu obecnych marketów. Lokalizacja pierwsza – prowizoryczny parking, dalej chyba łąka. (…) Ta nieustająca walka o każdy grosz prowadzi do tego, że część zakupów robi się w Kauflandzie, a drugą część w Biedronce. A po mięso? Do Intermarche. Wybór stał się przekleństwem. Pozostało tylko stanie w jednej z dwóch kolejek, bo w końcu nie ma aż tylu klientów, żeby otwierać więcej niż dwie kasy. I ten rytmiczny dźwięk skanowanych produktów. Gotówką? A może kartą? Zbliżeniowo czy na PIN? (…) Być może w tym pędzie ku nowoczesności władze miasta i samorząd zapomnieli, a wręcz wyparli się swojej tożsamości. Myśleliśmy, że w murach jednego z najstarszych liceów (…) kształci się przyszła elita Polski.(…) Ale szybko okazało się, że nie będzie za bardzo do czego wracać, bo miasto nie ma wizji rozwoju, żadnej oferty przyszłości dla młodych ludzi. Zakładanie rodziny? Budowa domu? Miasto dysponuje mieszkaniami socjalnymi czy komunalnymi, ale kto dzisiaj chce kisić się na kilkunastu metrach kwadratowych ze świadomością niepewnego jutra. Więc mieszka się z rodzicami. W małym mieszkaniu w bloku dwie rodziny. Bo wygodniej, bo taniej, bo przecież rodzice nie wyrzucą z domu. (…) Miasto, choć uniknęło „kolonii szarych blokowisk”, to równocześnie nie zapewniło mieszkaniowej alternatywy dla młodych mieszkańców i ich potencjalnych rodzin. Więc moża ta wielka płyta nie jest aż taka straszna? (…) Wybudowane zostały orliki; praktycznie od zera postawiono halę widowiskowo-sportową w miejscu starego lodowiska. A mimo to boiska świecą pustkami. (…) Lokalny PKS został sprzedany. (…) Praca jest. A mimo to urząd pracy pęka w szwach. (…) Klasyczny zestaw inwestycji. Ważnych, ale punktowych, nie wpisujących się w szerszą wizję rozwoju miasta. Chyba że taką wizję zastępuję nam „upgrade” istniejącej infrastruktury. Lepiej wybrać jeden kierunek niż ciągle stać w miejscu. (…) Taki, który może pozwolić wyjść z tego krępującego rozkroku, porzucić strategiczne niezdecydowanie, pewnego rodzaju „patchworkowość”, ni to przemysł, ni to turystykę. Miasto drugiego obiegu, którego nie dostrzeżemy gołym okiem. To przecież ludzie, którzy swoją codzienną działalnością tworzą tkankę miejską. Jest wieczór. Ulice pustoszeją, sklepy są zamknięte. Miasto oświetlone blaskiem latarni, z okazjonalnie przejeżdżającymi samochodami, odseparowane od wielkich problemów świata zatrzymuje się w czasie. (…) A targowisko? Jak stało, tak stoi nadal. Stare budy zastąpiono nowymi, ludzi mniej, handlarzy także. I jakoś to idzie. Tylko szkoda, że powoli i trochę nijako.

Gdyby w lokalnych mediach został pominięty jakiś ważny temat – prosimy o kontakt z nami – poprzez formularz TWOJA INFORMACJA. Zajmiemy się sprawą, o której do nas napiszesz.
Brak wyników
Zobacz wszystkie wyniki
Po zapoznaniu się z niniejszą informacją, poprzez kliknięcie na „Przejdź do serwisu” lub zamknięcie tego okna zgadzasz się na to, aby Twoje dane osobowe były przetwarzane
w taki sposób jaki został omówiony w regulaminie oraz niniejszej polityce (https://sudeckiefakty.pl/cookies)
PRZEJDŹ DO SERWISU Manage consent