Większość z obecnych włodarzy miast zostanie na stanowiskach. Każdy z nich jest silnie umocowany w administracji i swoim środowisku. Mają olbrzymie zaplecza medialne za sobą, wiec nikt nie jest w stanie ich dziś pokonać.
Jest i drugi czynnik. Ostatnie dwie kadencje były czasem hossy, jeżeli chodzi o pieniądze unijne. Ci ludzie mogą więc wyglądać na niesamowicie utalentowanych i skutecznych liderów, choć nie zawsze w rzeczywistości takimi są. Niestety, w wyborach wiele znaczy czynnik dobrego wrażenia. Oni mogą je robić. Zwracam też uwagę, że większość kandydatów na szefów miejscowości kandyduje również do innych organów samorządu. Stało się to niestety pewnym standardem, ale według mnie jest to nieczytelne i nieuczciwe w stosunku do wyborców. Pretendenci do foteli prezydentów czy burmistrzów są często liderami na listach do rad powiatu lub sejmiku województwa. Ubiegający się o prezydenturę Wałbrzycha Roman Szełemej jest liderem listy PO do sejmiku województwa. Kandydat na burmistrza Ząbkowic Marcin Orzeszek jest liderem listy PO do rady powiatu. W tym przypadku jest jeszcze ciekawiej – choć jest szefem powiatowych struktur PO, na burmistrza startuje z własnego komitetu. To wszystko jest prawnie dopuszczalne, ale nie do końca etyczne.
Jeszcze słowo o obietnicach wyborczych. Szczególnie kandydaci do sejmiku województwa mówią o olbrzymich funduszach unijnych. Tymczasem nie ma jeszcze decyzji Unii Europejskiej co do kontraktu dla województwa dolnośląskiego. Wszystkie obietnice są zatem bardzo na wyrost. Drugim poważnym problemem jest ewentualne wykorzystanie tych pieniędzy. Samorządy są tak bardzo zadłużone, że w wielu przypadkach nie mają wymaganego wkładu własnego, wymaganego w realizacji większości projektów.
Wypowiedź dla tygodnika „Gość Niedzielny” – wydanie świdnickie – 09.11.2014