Na poziomie gmin i całego naszego powiatu domknięte zostały procedury wyborcze. Znamy nazwiska radnych oraz wójtów i burmistrzów. Są więc wskazane osoby, które w bezpośrednich wyborach otrzymały mandat do kierowania sprawami publicznymi w naszym najbliższym otoczeniu.
Przyjrzyjmy się najpierw tym, którzy odnieśli sukces lub ponieśli porażkę, bo na obu skrajnych brzegach powyborczych analiz widać najlepiej co przesądziło o wynikach poszczególnych osób i środowisk. Niewątpliwym „królem strzelców” (jeśli można sobie pozwolić na żargon piłkarski) jest burmistrz Ząbkowic. Marcin Orzeszek zdeklasował konkurencję, zdobywając w pierwszej turze gremialne poparcie mieszkańców Gminy Ząbkowice. Zbliżony rezultat osiągnęła w Złotym Stoku Grażyna Orczyk. Co wyróżnia oboje kandydatów w gronie wszystkich aspirujących do foteli włodarzy gmin? Oboje kładli duży nacisk na bezpośrednie kontakty z wyborcami, ale równocześnie nie zaniedbywali troski o swój wizerunek w mediach lokalnych (w przypadku burmistrza Ząbkowic można nawet mówić o swoistej medialnej natarczywości). Oboje są działaczami Platformy Obywatelskiej i z list tej partii kandydowali na radnych powiatowych. Wzmacniali w ten sposób swoje kandydatury w gminach i jednocześnie stawali się „lokomotywami” wyborczymi PO w macierzystych okręgach wyborczych do rady powiatu. Oboje nie szczędzą uśmiechu podczas wszystkich spotkań, tembr ich głosu podczas wystąpień publicznych uspokaja słuchaczy, a styl bycia sprawia wrażenie, iż są osobami przystępnymi. Ich programy wyborcze (nie wchodząc w ocenę realności tych deklaracji) były lustrem niemal wszystkich oczekiwań mieszkańców.
Porażkę ponieśli: były wójt Stoszowic Marek Janikowski, były wójt Ciepłowód Jan Bajtek i były burmistrz Złotego Stoku Stanisław Gołębiowski. Wymienionych trzech panów łączy to, iż skupieni byli na normalnej codziennej działalności (nie oceniam jej merytorycznie!) i nie przywiązywali wagi do kwestii wizerunkowych. Nie pomogły im sympatie partyjne (dwóch pierwszych startowało z list PO do rady powiatu, trzeci kojarzony jest z PiS-em). Nie pomogło im też otwarte formułowanie poglądów w sprawach, które można uznać za kontrowersyjne z punktu widzenia mieszkańców, a związanych z problematyką ekologiczną. Można zaryzykować twierdzenie, że uznali siłę argumentów w postaci dotychczasowego swojego dorobku jako dowód na swoją wiarygodność wobec wyborców. Jak widać czarno na białym: pomylili się.
Dosyć intrygująco na tym tle prezentują się wyniki wyborów włodarzy w Kamieńcu Ząbkowickim, Bardzie i Ziębicach. Wójt Marcin Czerniec zdobył reelekcję „o włos”, ale trzeba przyznać, że starał się być dobrze postrzegany przez media lokalne, każde wydarzenie na terenie swojej gminy traktował jako okazję do podkreślenia efektów pracy przez minione dwie kadencje, a swoim konkurentom wykazał, że kampania negatywna może być skuteczna, ale przedawkowana działa wbrew zamiarom uprawiających ją. Analogicznie było w Ziębicach, gdzie wszystko wskazywało na to, że były burmistrz Antoni Herbowski stanie się celem zmasowanego ataku wszystkich kontrkandydatów. W ostatniej chwili posiłkował się „ucieczką do przodu” i wycofał się ze startu. Było jednak za późno i kandydat, który stanął w szranki wyborcze tuż przed startem, czyli Andrzej Regner stał się – niezasłużenie – tarczą strzelniczą w myśl zasady „wszyscy na jednego”. Druga tura, w której wygrała Alicja Bira tylko potwierdziła to zjawisko. Przegrał człowiek świetnie wykształcony, znany, szanowany, zaangażowany w samorząd od wielu lat i medialny, bo wszyscy przeciwnicy uznali go za „przedłużenie” poprzedniego burmistrza. Wygrała osoba zdecydowanie mniej znana, medialnie niewidoczna, bo została uznana za „człowieka spoza układu” i tym przekonała mieszkańców Gminy Ziębice, iż dokona zmian. A właśnie swoisty głód zmian był tą siłą, która przesądzała o zachowaniach wyborców w tej gminie. Wreszcie Bardo – miasto cudów, gdzie nic nie było przesądzone do ostatniej chwili. Wynik okazał się korzystny dla burmistrza Krzysztofa Żegańskiego i to w pierwszej turze. Umiejętnie (co należy docenić) pogodził siłę faktów dokonanych przez ostatnich osiem lat ze zbudowanym w ciągu ostatnich miesięcy przekonującym wizerunkiem medialnym. Rywalizował z nim urzędujący starosta ząbkowicki, wcześniej także wiceburmistrz Barda – Roman Fester, który z racji pełnionego urzędu i partyjnego zaplecza (przynależność do PO) miał silne atuty w ręku. Okazało się, że spora część mieszkańców Gminy Bardo chce kontynuacji, a nie zmiany.
Powyższe opisy jasno pokazują, że w zakończonej samorządowej kampanii wyborczej losy kandydatów, szczególnie w przypadku kandydatów na wójtów i burmistrzów (w przypadku wielkich miast także prezydentów), kolosalne, a nawet kluczowe znaczenie miały …wizerunki. „Jak cię widzą, tak cię piszą” – także na kartach wyborczych. Nie wygrywano porywającymi hasłami wyborczymi, nie było oszałamiających obietnic wyborczych ani żadnych nadzwyczajnych wydarzeń o ściśle kampanijnym charakterze. Można się zatem pokusić o tezę, że o wynikach wyborów przesądzały wspomniane już wizerunki kandydatów – te pozytywne, i te negatywne. Oba rodzaje wizerunku są pokłosiem bezpośrednich relacji – lub ich niedostatku oraz komunikacji medialnej – lub jej niedostatku. Pod oboma względami niedoścignionym liderem jest Marcin Orzeszek. Na „ostatniej prostej” (znów żargon sportowy) zaczęli pracować nad tym Marcin Czerniec i Krzysztof Żegański. Ta trójka jest – może zaskakująco – antytezą teorii o powszechnym zmęczeniu każdą władzą. Jest tak dzięki sprawnie budowanemu wizerunkowi. Na końcu peletonu znaleźli się dokładnie ci włodarze, którzy nimi już nie są: Jan Bajtek (po 20 latach), Stanisław Gołębiowski (po 12 latach), Marek Janikowski (po 10 latach) i w pewnym sensie także Antoni Herbowski (po 8 latach). Wymienieni albo nie doceniali roli mediów albo zbyt późno zaczęli sięgać po ten instrument. Być może w przeświadczeniu, że sama praca jest ich orężem. Natomiast Grażyna Orczyk, Alicja Bira, Paweł Gancarz i Łukasz Białkowski są żywymi dowodami, że znużenie dotąd sprawującymi władzę plus bagatelizowanie roli wizerunku w kampanii wyborczej przez samych włodarzy przynosi efekt w postaci zmiany. Ludzie uwierzyli im, że potrafią tę zmianę przeprowadzić.
Na odrębne rozpracowanie zasługuje tzw. „kampania negatywna”. Jej wpływ nie był równomierny w poszczególnych gminach, ale między bajki należy włożyć zdania, że nie było tej formy agitacji w tych wyborach. Nie należy mylić „kampanii negatywnej” z „czarnym PR-em”, bo to są wprawdzie pokrewne mechanizmy, ale nie tożsame. Kampanii negatywnej, czyli krytyki wobec pełniących władzę uniknąć nie da się. W tym znaczeniu dotknęła ona wszystkich urzędujących wójtów i burmistrzów. Jedni równoważyli ją intensywną kampanią pozytywną, inni starali się nie wdawać w polemiki. Rozpowiadanie, zwłaszcza pocztą pantoflową i pod anonimami w sieci internetowej, rozmaitych „wątpliwości”, „niedopowiedzeń”, „nadinterpretacji” i innych podobnych „przekazów” dyskredytujących kandydatów, czyli „czarny PR” niestety miał miejsce. Wystarczy przejrzeć fora internetowe, aby się o tym przekonać, a co powiedzieć o niepisanej propagandzie?
Symptomatyczne było również to, że nigdzie nie doszło do publicznych debat pomiędzy kandydatami. Tak się stało w Ząbkowicach przed I turą i tak było w Ziębicach przed II turą. Z perspektywy czasu widać jak na dłoni, że takie dyskusje nie zmieniłyby radykalnie wyników, ale mogłyby wpłynąć na ich proporcje. Zderzenie argumentów miało miejsce tylko na łamach serwisu wyborczego ZĄBKOWICE4YOU.PL , gdzie kandydaci z Ząbkowic oraz kandydaci z Ziębic – po usilnych namowach zdecydowali się odpowiadać na identyczne pytania redakcji portalu. To były – oczywiście – namiastki debat wyborczych. Innym zjawiskiem niepokojącym była – niestety – niska frekwencja wyborcza. To powinno dać do myślenia wszystkim – wybranym i niewybranym, bo jedni i drudzy razem wzięci nie przyciągnęli mniej więcej połowy uprawnionych do głosowania. Zagadką pozostaje też wola wyborców, których głosy uznano za nieważne.
Z chwilą objęcia urzędów, co dokonało się już we wszystkich gminach, czas pracuje na …wizerunek wybranych włodarzy. Jeśli będą się wywiązywać ze swoich obietnic i będą się komunikować ze społeczeństwem, następne kadencje mają w kieszeni. Jeśli nie uwzględnią któregoś z tych dwóch czynników, muszą wziąć pod uwagę to, że następne wybory są już za niecałe cztery lata. Patrząc na omówione wyżej zjawiska i tendencje zastanawiam się czy o wyniku następnych wyborów również zdecydują wizerunki i jakie to ma znaczenie dla faktycznych skutków elekcji. Wizerunki bowiem to fasada, za którą toczy się rzeczywiste życie.