W subiektywnej prasówce – na początek tygodnia – dostarczamy Państwu fragmenty artykułów związanych z terenem Powiatu Ząbkowickiego, jakie ukazały się w minionych kilku dniach w gazetach i portalach internetowych. Od niedawna do „prasówki” dodajemy interesujące artykuły z mediów ogólnopolskich.
Gazeta Ząbkowicka (nr 188/2017) opublikowała wywiad z prezesem ząbkowickiej spółki wodociągowo-kanalizacyjnej „Delfin” Piotrem Szymańskim.

Zacznijmy od najważniejszego pytania z punktu widzenia mieszkańców Ząbkowic Śl. Czy ceny wody pójdą w górę w tym roku, ale też w przyszłych latach? Stosowanie taryf dla zbiorowego zaopatrzenia w wodę i zbiorowego odprowadzania ścieków regulują przepisy ustawy z dnia 7 czerwca 2001 roku o zbiorowym zaopatrzeniu w wodę i zbiorowym odprowadzaniu ścieków. Przepisy przywołanej ustawy przewidują, obowiązywanie wprowadzonych taryf przez okres jednego roku. Przedsiębiorstwo przedłożyło Burmistrzowi Ząbkowice Śląskich wniosek o przedłużenie obowiązujących obecnie taryf o kolejny rok. Tak więc, z mocy ustawy PWiK „DELFIN” Sp. z o.o. stosować będzie na pewno, przez kolejne dwanaście miesięcy tj. od 1 maja 2017 r. do 30 kwietnia 2018 r., obecne ceny i stawki zaopatrzenia w wodę i zbiorowego odprowadzania ścieków. Co do lat przyszłych, to przywołać należy inne przepisy tejże ustawy a właściwie to aktów wykonawczych do niej. Otóż, zgodnie z „rozporządzeniem taryfowym”, przedsiębiorstwo wodociągowe ma obowiązek zapewnić niezbędne przychody na pokrycie kosztów działalności związanych świadczonymi usługami zbiorowego zaopatrzenia w wodę i zbiorowego odprowadzania ścieków. Jak wiemy, w minionym roku wszelkie wskaźniki cenotwórcze oscylowały w pobliżu wartości zero, a nawet okresowo miały wartość ujemną (wskaźnik inflacji podawany przez GUS). Obecnie obserwujemy już powolny wzrost tych wskaźników, co z pewnością może mieć wpływ na powstawanie kosztów. Istnieje też wiele niewiadomych, takich jak chociażby opłaty na rzecz Państwa, które przedsiębiorstwo wodociągowe ponosi (mowa tu o opłatach za korzystanie ze środowiska czy innych opłatach o charakterze podatkowym). Wiadomym jest, że wprowadzona będzie nowelizacja ustawy Prawo Wodne, do której zamierzenia były już w 2016 r. Właśnie założenia tej nowelizacji przewidywały znaczny wzrost opłat za korzystanie ze środowiska, co w bezpośrednim przeliczeniu ma odniesienie do stosowanych przez przedsiębiorstwo wodociągowe cen i stawek. Co z awariami. Nadal do nich dochodzi? Oczywiście, że dochodzi. Awarie były, są i będą. Jest to zjawisko naturalne. Oczywiście spółka dąży, aby było ich coraz mniej, i tak też jest. W gminie systematycznie wymieniana jest sieć, która wymaga kompleksowej wymiany i modernizacji. Wprowadzany jest monitoring sieci i ujęć, co pozwala na wcześniejsze reagowanie, przed wystąpieniem awarii. Te rzeczy wpływają na coraz mniejszą ilość awarii. Przykładem może być sieć wodociągowa w ul. Kamienieckiej która na odcinku ok. 3 km jest wymieniana kompleksowo wraz z przyłączami. W pierwszej kolejności wymieniana jest też sieć w miejscach, gdzie Gmina prowadzi inwestycje drogowe, jak i również w miejscach, gdzie awarie występują najczęściej. Czy kupujecie nowy sprzęt – jeśli tak, to co w ubiegłym roku nabyliście i co kupicie w tym roku? W 2017 r. został zakupiony nowy samochód dostawczy, tzw. „brygadówka” oraz samochód osobowy tzw. „pickup”. Chciałbym, aby załoga pracowała na bezpiecznym i stosunkowo nowym sprzęcie. W miarę możliwości będziemy inwestować w nowy sprzęt, wymieniając ten najbardziej wyeksploatowany, zwiększając komfort i bezpieczeństwo pracy. Mówi się też o sporych inwestycjach w rozbudowę sieci wodociągowej i kanalizacyjnej w Jaworku i Ząbkowicach Śl. Czy możemy mówić o liczbach. Co udało się zrobić, ile to kosztowało i skąd pochodziły fundusze na ten cel? Jaworek to miejscowość, która rozbudowuje się głównie o domy jednorodzinne, stąd konieczność rozbudowy sieci wodociągowej i kanalizacyjnej i w tej miejscowości. Jednak inwestycje wykonujemy nie tylko w Jaworku. W ubiegłym roku wykonaliśmy sieć kanalizacyjną w miejscowości Pawłowice i Grochowiska. Wymieniono całą infrastrukturę wodno-kanalizacyjną w ciągu ulic Żeromskiego, Staszica, Kusocińskiego, podczas gruntownego remontu tych ulic przez gminę. Uzbrojono w sieć wodociągową osiedle domków jednorodzinnych, przy ul. Ziębickiej. Na bieżąco wymieniane są przyłącza wodociągowe oraz porządkowana jest gospodarka ściekowa w śródmieściu Ząbkowic Śl. W 2016 r. udało się wykonać 2,75 km sieci wodociągowej i 6,37 km sieci kanalizacyjnej. Ogólnie w 2016 r. wykonano bardzo dużo inwestycji na łączną kwotę 4 100 000 zł. Fundusze pochodzą w 50% ze środków własnych, a na budowę sieci kanalizacyjnej w Pawłowicach i Grochowiskach zaciągnięto kredyt inwestycyjny. A które części miasta i gminy Ząbkowice Śl. doczekają się zwodociągowania i kanalizacji w tym roku? W tym roku planujemy wykonać wodociąg w Siodłowicach oraz rozbudować wodociąg w Szklarach. Posiadamy już dokumentację na te zadania. W 2018 r. planujemy wykonać II etap wodociągowania Bobolic. Wtedy będziemy mogli powiedzieć, że w całości Gmina Ząbkowice Śl. jest zwodociągowana. Środki na wodociągowanie wsi Bobolice chcemy pozyskać z Programu Rozwoju Obszarów Wiejskich (PROW), składając wniosek we wrześniu 2017 r. Dofinansowanie sięga do 63,63% wartości inwestycji środków kwalifikowanych. Gmina Ząbkowice Śl. z władzami gminy Stoszowice stworzyła aglomerację ściekową. Co to oznacza w praktyce dla mieszkańców? Rada Miejska Ząbkowic Śląskich w październiku 2016 r. podjęła uchwałę o zmianie obszaru Aglomeracji Ząbkowice Śląskie. Wprowadzenie dodatkowych miejscowości do Aglomeracji pozwoli na aplikowanie o dofinansowanie budowy kanalizacji sanitarnej w ramach Programu Operacyjnego Infrastruktura i Środowisko. Na jej realizację można starać się o środki unijne z 85% dotacją. Projekt przewiduje budowę infrastruktury kanalizacyjnej w miejscowościach: Braszowice, Strąkowa, Stolec, ze strony Gminy Ząbkowice Śl. oraz Srebrna Góra, Budzów, Stoszowice ze strony Gminy Stoszowice.
Express-miejski.pl (11.05.2017) relacjonuje postęp działań w poruszanej już wcześniej przez media lokalne sprawie budowy przejścia tymczasowego na Nysie Kłodzkiej w pobliżu Kamieńca Ząbkowickiego.

Starania włodarzy Kamieńca Ząbkowickiego i Złotego Stoku o utworzenie mostu tymczasowego znalazły swój finał u wiceministra obrony narodowej Michała Dworczyka. Burmistrz Grażyna Orczyk i wójt Marcin Czerniec występując w imieniu mieszkańców obu gmin, już kilka tygodni temu zwrócili się o pomoc do posła z okręgu wałbrzyskiego. – Otrzymaliśmy pismo z prośbą o wsparcie i pomoc w utworzeniu mostu doraźnego nad Nysą Kłodzką w Kamieńcu Ząbkowickim. Poseł Michał Dworczyk interesował się tematem już wcześniej podczas wizyty w tej miejscowości. W efekcie to on dokonał ustaleń między ministerstwem obrony Narodowej a ministerstwem energii w sprawie udostępnienia mostu doraźnego z zasobów strategicznych ministerstwa energii – tłumaczy Tomasz Krzeszowiec, asystent Michała Dworczyka z biura poselskiego w Dzierżoniowie. 28 kwietnia wójt gminy Kamieniec Ząbkowicki zwrócił się z wnioskiem do Dolnośląskiej Służby Dróg i Kolei we Wrocławiu o przekazanie informacji niezbędnych do finalizacji procedury użyczenia mostu. Do chwili obecnej nie wpłynęła kompletna odpowiedź na zadane pytania, a w związku z tym nie można podpisać jeszcze stosownej umowy. – Mamy nadzieję, że informacja z DSDiK zostanie przekazana szybko i już niedługo będzie można korzystać z przeprawy tymczasowej – dodaje Tomasz Krzeszowiec. Marek Stojak – przedstawiciel DSDiK we Wrocławiu zapewniał, że niezbędne dokumenty zostaną w ciągu kilku dni przesłane do władz Kamieńca Ząbkowickiego. Wydaje się zatem, że uzyskanie mostu doraźnego jest na ostatniej prostej.
Sono-Lab Laboratorium Dźwięku – Facebook (10.05.2017) komunikuje kolejny etap prac nad wyjątkowym w skali Polski projektem realizowanym na terenie Gminy Stoszowice.

Nareszcie – po prawie 2 latach starań udało się pozyskać obiekt dla realizacji idei budowy miejsca poświęconemu dźwiękowi. W kwietniu 2017 roku zostało podpisane trójstronne porozumienie pomiędzy gminą Stoszowice, Gminnym Ośrodkiem Kultury, oraz powołaną do tego celu firmą SONO-LAB, dotyczące budowy Laboratorium Dźwięku. Przedsięwzięcie powstaje w miejscowości Przedborowa w pomieszczeniach byłej szkoły podstawowej. Na ostatnim piętrze dawnej siedziby Kriegerów trwają prace przy adaptacji pomieszczeń pod nowe funkcje. (…) Kilka słów czym będziemy się zajmować…… Dowódca frontu robót z wykształcenia jest m. in. inżynierem dźwięku i muzykiem. Postanowiliśmy podzielić się swoją pasją z innymi i stworzyć unikatowe miejsce, które w założeniu ma stać się miejscem inspiracji, zabawy, rozwijania pasji i talentów. W Laboratorium powstaje wystawa historycznych urządzeń grających, poczynając od fonografu – wynalazku Edisona do czasów współczesnych (dźwięk cyfrowy) wraz z nagraniami z epoki i wprowadzeniem widza w estetykę różnych okresów historycznych za pomocą odpowiedniej aranżacji i repertuaru dźwiękowego. Obecnie są już odremontowane pomieszczenia wystawowe, powstaje pracownia muzyczna z instrumentami muzycznymi, urządzeniami dźwiękowymi oraz systemami do produkcji i edycji dźwięku. Kolejny etap to budowa dobrze wyposażonego laboratorium naukowego do przeprowadzania doświadczeń z zakresu akustyki- poczynając od drgań i zjawisk falowych poprzez pomiary i wizualizację dźwięku, kończąc na praktycznym zastosowaniu technik dźwiękowych w życiu codziennym. Oprócz tego zajrzymy do wnętrza instrumentów, opowiemy historię zasłuchanego psa, i pokażemy co ślimak i koń ma wspólnego z uchem. (…) Kończymy adaptację kolejnego pomieszczenia, tym razem na potrzeby sali muzycznej – tu będzie strefa wolnych instrumentów 🙂 jeszcze nowa wykładzina, oświetlenie i będziemy się urządzać. Na razie kończymy montaż paneli z gąbki jako adaptacji akustycznej. Na razie efekt bardzo dobry- zniknął denerwujący pogłos. (…) Prace budowlano-adaptacyjne w toku, niestety przez niesłownych dostawców materiałów mamy już spory poślizg w harmonogramie, ale zwijamy się jak możemy…….
Ziębice Info (12.05.2017) relacjonują niecodzienne międzynarodowe spotkanie miłośników matematyki w Ziębicach.

Uroczystą kolacją i dyskoteką zakończył się pobyt w Ziębicach uczestników międzynarodowego projektu „Maths around us”, czyli matematyka wokół nas. Projekt realizowany jest od 2 lat przez ziębickie Gimnazjum Publiczne w ramach unijnego programu Erasmus+ i polega na uczeniu się dostrzegania i wykorzystywaniu matematyki w codziennym życiu, m.in. w takich obszarach tematycznych, jak: kuchnia, budownictwo, natura. Międzynarodowymi partnerami Gimnazjum są szkoły z Bułgarii, Hiszpanii, Włoch i Turcji, a językiem, którym posługują się uczestnicy tej matematycznej przygody, jest angielski. Szkoły na co dzień współpracują ze sobą zdalnie – przez internet, natomiast najbardziej zaangażowani w projekt uczniowie, wraz z opiekunami, dodatkowo uczestniczą w cyklicznych wymianach międzynarodowych. Piątkowe spotkanie było podsumowaniem takiej wymiany w Ziębicach. Grupa gości z zagranicy liczyła ok. 40 osób – uczniów wraz z opiekunami – którzy spędzili tu 5 dni. Przez ten czas młodzież szkolna goszczona była w domach swoich polskich rówieśników, dzięki czemu mogli lepiej się poznać, podszkolić język obcy, a także zgłębić temat różnic kulturowych. Oprócz zajęć szkolnych, bułgarsko-hiszpańsko-włosko-turecko-polska grupa biorąca udział w projekcie, miała okazję zwiedzić m.in.: Wrocław, Kłodzko, Polanicę-Zdrój czy Złoty Stok. Podczas pożegnalnego wieczoru, wszyscy goście otrzymali certyfikaty uczestnictwa w projekcie oraz podziękowania za zaangażowanie w realizację tego przedsięwzięcia. Spotkanie przebiegało w bardzo przyjaznej atmosferze, a uściskom i gratulacjom nie było końca. Po polskiej stronie projekt koordynują nauczycielki ziębickiego Gimnazjum: Ewa Nenkin, nauczyciel języka angielskiego oraz Aurelia Przybył, nauczyciel matematyki. Ewa Nenkin opowiada o projekcie Erasmus+ realizowanym w latach 2015-2018 w Gimnazjum Publicznym w Ziębicach: Od 2015 r. Gimnazjum Publiczne z Ziębic realizuje projekt „Maths around us” Erasmus+. Celem projektu jest rozwijanie w uczniach umiejętności posługiwania się językiem angielskim, rozwój umiejętności społecznych, matematycznych oraz z zakresu ICT (technologii informatyczno-komunikacyjnych). Uczestnikami projektu są uczniowie w wieku 13-15 lat ze szkół z Polski (Ziębice), Bułgarii (Lovech), Hiszpanii (Madryt), Turcji (Koraceli) oraz Włoch (San Marco in Lamis). Szkoły realizują zadania projektowe i zamieszczają swoje prace w internecie, komunikując się w języku angielskim. Do tej pory uczestnicy projektu spotkali się trzykrotnie: w maju 2016 r . – w szkole we Włoszech, w październiku 2016 r. – w Bułgarii i w maju 2017 r – w Gimnazjum w Ziębicach. Ponadto, w październiku 2016 r. w Ziębicach odbyło się spotkanie nauczycieli pracujących w projekcie. Ostatni wyjazd uczniów zaplanowany jest na październik 2017 r. do Hiszpanii, natomiast spotkanie ewaluacyjne odbędzie się w maju 2018 r. w Turcji.
Doba.pl (11.05.2017) opisuje powojenne dzieje społeczności żydowskiej w Ziębicach udostępniając wywiad z mieszkająca obecnie w USA Suzanną Eibuszyc. Poniżej fragment tej pasjonującej rozmowy, którą przeprowadziła Anna Urbaś.

Jak pani rodzina dostała się do Ziębic i w którym roku? Rodzicom nakazano osiedlenie się na Dolnym Śląsku. Należeli do 86 500 żydowskich uchodźców z terytoriów sowieckich. Latem 1946 roku wrócili do kraju z dokumentami w ręku. Ja mam ten dokument. Próbowali się osiedlić w rodzinnej Warszawie i w Łodzi, na co jednak nigdy nie otrzymali zezwolenia. Ojciec ani mama nie wstąpili do partii. Mama już jako nastolatka nie dowierzała komunistom. Wybrała Bund i socjalizm. A kiedy w czasie wojny na własnej skórze doświadczyła, jak zakłamany jest reżim Stalina, w ogóle nie brała pod uwagę, że miałaby przystąpić do komunistów. Ta decyzja jednak wywarła olbrzymi wpływ na nasze życie. Mama nie mogła znaleźć pracy. Aby nas utrzymać, rodzice musieli założyć stragan, w którym sprzedawali używane rzeczy. To nie wystarczało, więc na czarnym rynku handlowali też nowymi rzeczami, co oczywiście było nielegalne. Po wojnie wszystkie przedsiębiorstwa upaństwowiono. Pozostawiono tylko nieliczne, malutkie prywatne firmy, bacznie obserwowane przez państwo. Właściciele żyli w ciągłym lęku przed aresztowaniem, które groziło za złamanie surowych przepisów. Aby przetrwać, rodzice musieli łamać prawo. Wojna się skończyła, a my wciąż żyliśmy w strachu. Nasz dom często był przeszukiwany. Milicja zjawiała się regularnie, sprawdzała, czy nie ma gdzieś nielegalnych towarów. Doskonale pamiętam strach, który pojawiał się wtedy w oczach mamy. Raz stałam się świadkiem takiego nalotu, kiedy chora na gardło, leżałam w łóżku. Znajomy przybiegł, żeby ostrzec rodziców. Mama chwyciła nowe ubrania i buty przeznaczone na sprzedaż i schowała je pod moją kołdrą. Do dziś pamiętam tamten paniczny strach. Otulona grubą kołdrą, kocami, poduszkami, ukrywając „kontrabandę”, z dużego łóżka, które dzieliłam z siostrą, obserwowałam, jak para milicjantów przetrząsa nasze rzeczy. Tamtego dnia los się do nas uśmiechnął. Nie sprawdzili mojego łóżka. Jak wspomina Pani dzieciństwo w Ziębicach? Mieszkaliśmy przy Placu 15 Grudnia, w centrum miasta. Na parterze naszego domu był fryzjer. Po polsku wołano na mnie Lusia albo Lucyna. Mama, siostra i ja miałyśmy bardzo dobrych przyjaciół, którzy nie byli Żydami. Pani Pięta była nauczycielką w szkole nr 3, często rozmawiałyśmy, pan Wiosna był kierownikiem szkoły nr 3, jego córka Dzidka i moja siostra były najlepszymi przyjaciółkami, zabierały mnie ze sobą wszędzie, bawiłyśmy się nadziałce Dzidki za cmentarzem. Mama przyjaźniła się z naszą sąsiadką Wandą, która miała rodzinę w Niedźwiedniku. Alina i Krzysiek Rękawik oraz ich rodzice także byli z nami zżyci. Moją najlepszą koleżanką z klasy była Lilka Kupczyk. Moja siostra miała też żydowskich kolegów: Zymra Retik, Chawa Kolchora, Ema Goltwarb, Róża i Marek Inhaber, Józek Czerniak i Adam Białecki. Czas wolny spędzaliśmy w różny sposób. Często chodziliśmy do kina, przez jakiś czas do centrum kultury przyjeżdżała nauczycielka baletu, bardzo żałowałam, gdy te zajęcia się skończyły. Lubiłam chodzić do lasku z tyłu szkoły podstawowej nr 3. Miałam rower, na którym uwielbiałam jeździć w okolicy szkoły, a moją ulubioną grą była zabawa przed oknami księgarni z Basią Gotman (jej rodzice byli niemieckiego pochodzenia, którzy pozostali w Polsce. Basia wyemigrował do Kanady, widziałam ją raz, kiedy była w Kalifornii w 1987 roku). Księgarnia miała osiem okien, szłyśmy od jednego do drugiego i na zmianę wołałyśmy tytuł książki, a druga osoba musiała ją znaleźć. Z siostrą jeździłyśmy przez trzy lata na kolonie letnie żydowskie do Gdyni Cisowej. Pamiętam, jak we wczesnym dzieciństwie tata zabierał mnie w soboty do synagogi na poranne nabożeństwa. Imponowało mi, że umiał właściwie się zachować. Siedziałam w babińcu i patrzyłam, jak razem z innymi mężczyznami modli się przy rabinie. Po masowym exodusie pod koniec lat pięćdziesiątych lokalne władze zamieniły synagogę na magazyn. Równie szybko zlikwidowano żydowski dom kultury. Z dnia na dzień ucichły hebrajskie i jidyszowe pieśni. Żydowskie rodziny opuszczały Polskę. Część wyjeżdżała do Izraela, reszta do Ameryki. Pod koniec lat pięćdziesiątych w Ziębicach wciąż istniała mała żydowska społeczność, ale nie mieliśmy już gdzie się spotykać. Ci, którzy zostali, wiedzieli, że skargi nie mają sensu. W komunistycznej Polsce nie było miejsca na żadną religię. Dorosły, którego powiązano z judaizmem, musiał się liczyć z oskarżeniem o syjonizm, to zaś mogło skończyć się więzieniem za działalność antyrządową. Jak wyglądało życie Żydów w Ziębicach? Zanim poszłam do pierwszej klasy w 1958 roku, połowa, albo więcej Żydów opuściła już Ziębice, zamknięto synagogę. Byłam jedynym żydowskim dzieckiem w mojej klasie. Inaczej było w przypadku mojej starszej o cztery lata siostry, ona nawet w liceum miała jeszcze grupę żydowskich przyjaciół. Mama co piątek po zmroku za zamkniętymi drzwiami zapalała szabasową świecę. Zakrywała twarz dłońmi i recytowała krótką, emocjonalną modlitwę, nigdy nam nie wyjaśniła, co mówi i dlaczego. To niepojęte zachowanie pogłębiało nasz dyskomfort. Choć po wojnie mama straciła wiarę, twardo trzymała się tradycji szabatu i ściśle przestrzegała zasad wpojonych jej w dzieciństwie przez rodzinę. Z radością wspominam Chanukę. Mogłam łączyć tę celebrację ze śniegiem i bożonarodzeniowymi choinkami, a także z łakociami, czekoladami i pomarańczami, które docierały do nas aż z Izraela, a którymi ozdabialiśmy naszą choinkę. Niektórzy byli do Żydów bardzo pozytywnie nastawieni, inni nie. Słyszało się często „brudny Żydzie”, „uciekaj do Palestyny” czy że maca jest zrobiona z krwi dzieci, a my zabiliśmy Chrystusa. Dlaczego Pani i Pani rodzina wyjechaliście z Ziębic? Ojciec miał czterdzieści dziewięć lat, kiedy w 1961 roku zmarł na gruźlicę, na którą dwadzieścia lat wcześniej zapadł w Saratowie. Diagnozę postawiono dopiero w 1951 roku, ale wtedy gruźlica zdążyła już rozprzestrzenić się na cały organizm i stała się zaraźliwa. Rodzice patrzyli, jak wszyscy znajomi emigrują do Izraela. Sami też planowali wyjazd w 1956, ale ze względu na chorobę ojca zrezygnowali. Tata spoczął na cmentarzu żydowskim w Kłodzku, tam, gdzie znajdował się szpital. W mroźny, zimowy dzień, gdy świeży śnieg chrzęścił nam pod butami, poszłyśmy odebrać ciało z kaplicy szpitalnej. Mama miała siostrę w Nowym Jorku, z którą była w ZSRR, Polę. Zostały oddzielone po powrocie z Rosji. Poli pociąg z Rosji znalazł się w obozie dipisów po stronie niemieckiej, a nie w Polsce, mieszkała tam przez pięć lat, a potem dotarła do Nowego Jorku, w 1951 roku, w 1957 roku Moja matka i Pola odnalazły się. Po śmierci ojca matka chciała połączyć się z siostrą, to było już 20 lat odkąd się nie widziały. Wyjechaliśmy z Ziębic w 1966 roku, przed wyjazdem chodziłam do szkoły we Wrocławiu, na ulicy Pereca, Szkoła Szalom Alejchem, mieszkałam w internacie, siostra skończyła liceum w Ziębicach. Jak przeżyliście moment wyjazdu z Polski? Z wyjazdu z Polski pamiętam tylko, jak mama płakała. Kiedy pociąg ruszył ze stacji Ziębice, matka wpadła w histerię. Z jej ust wydarł się zgoła nieludzki krzyk. Nigdy wcześniej ani później nie słyszałam takiego odgłosu, ale dziś go rozumiem. Wiedziała, że już nigdy nie wróci do Polski. W pociągu opuszczającym Polskę siostra i ja próbowałyśmy ją pocieszyć. Nie słuchała. Dopiero później zrozumiałam, co wtedy czuła. Z Ziębic udałyśmy się do Paryża, mamy kuzyn i jej koleżanka, jego żona i ich dzieci przetrwali wojnę w Paryżu. Mamy kuzyn już nie żył. Potem pojechałyśmy do Nowego Jorku. W międzyczasie siostra mamy przeszła na emeryturę i wyprowadziła się na Florydę. Mama zdecydowała, że my zostaniemy w Nowym Jorku. W moich oczach ten wyjazd rozerwał naszą małą rodzinę. Nie mówiłyśmy po angielsku. Mama i siostra musiały podjąć pracę, ja chodziłam do szkoły. Do tego jeszcze mamę przytłaczał ciężar winy i wyrzutów sumienia. Ona zawsze uważała, że wykształcenie jest najważniejsze. Tymczasem tu, w Ameryce, moja siedemnastoletnia siostra, Bluma, – prymuska – nie mogła studiować. Musiała pracować, by nas utrzymać. Poszła do wieczorowej szkoły, została księgową.
Wiadomości Powiatowe (17/2017) podjęły intrygujący temat pochodzenia nazwy miasta Ząbkowice Śląskie.

Trudno jest dzisiaj znaleźć wśród mieszkańców naszego miasta kogoś, kto nie wiedziałby jak Ząbkowice Śląskie nazywały się przed wojną. Niemieckojęzyczna nazwa „Frankenstein” jest znana tak naprawdę od początku istnienia grodu, a przynajmniej od czasu, kiedy posiadamy pisemne wzmianki na temat naszej miejscowości. Prób podejmowania się wyjaśnienia pochodzenia tejże nazwy było wiele i do tej pory nie można stwierdzić, która wersja jest zgodna z prawdą, a które domysły są jedynie próbą interpretacji i wiązania faktów historycznych. Jedno jest natomiast pewne – słowo „Frankenstein” nie zostanie już nigdy zapomniane, a to głównie dzięki angielskiej pisarce Mary Shelley, a kilkaset lat później za sprawą magii kina i ikonicznemu aktorowi Borisowi Karloffowi wcielającemu się w rolę powstałego z martwych potworowi doktora Frankensteina (błędne nazywanego samym Frankensteinem). W sprawie niemieckiej nazwy próbowano rozwiązać zagadkę jej powstania. A skąd wzięła się nazwa „Ząbkowice Śląskie”? Na ten temat nie ma dzisiaj satysfakcjonującej odpowiedzi. Nazwa „Ząbkowice Śląskie” pojawiła się po raz pierwszy oficjalnie w 1895 r. w wydanym w Warszawie „Słowniku geograficznym Królestwa Polskiego innych krajów słowiańskich”. W tomie XIV tego słownika na stronie 507 podaje się hasło: „Ząbkowice – niemieckie Frankenstein, stąd polskie Franksztyn i Frankensztyn (…)”. (…) Kolejną styczną z nazwą „Ząbkowice” mamy już 5 lat później w książce Józefa Mycielskiego „Pierwotne słowiańskie miejscowości na Szląsku Pruskim”. Nie ma tam jednak żadnego wytłumaczenia pochodzenia, a jedynie informacja, ze pierwotnie to miasto miało się nazywać Frankenstein. Z posiadanych informacji wynika, że do dzisiaj nie znaleziono żadnych wcześniejszych wzmianek traktujących o etymologii nazwy „Ząbkowice”. Nie ma nawet żadnych ciekawych teorii na ten temat, pomijając wydumaną legendę o rycerzu Ząbku i pochodzeniu od niego nazwy miasta. Istnieje jednak jeden ciekawy trop, który może w jakiś sposób naświetlić nieudokumentowaną w żaden sposób etymologię nazwy „Ząbkowice”. Jest rok 1487…
DKL24.PL (05.05.2017) odnotował spotkanie związane z Dniem Strażaka w Gminie Złoty Stok.

Choć w tej gminie nie ma ich za wielu, to jednak dbają o kultywowanie tradycji strażackich. Taką jest np. coroczna uroczysta Msza św. w intencji wszystkich pożarników, a raczej ratowników, bo w ciągu ostatnich lat zakres ich działań zdecydowanie się powiększył. Już nie tylko spieszą do pożarów, ale również wypadków drogowych, zagrożeń chemicznych, powodziowych czy huraganowych. Przypomniano o tym podczas celebry w kościele pw. Niepokalanego Poczęcia Maryi Panny, w którym nie zabrakło pocztów sztandarowych jednostek OSP z Mąkolna, Płonicy i Złotego Stoku.
Wspólnota (06.05.2017) analizuje przebieg Marszu Wolności, jaki odbył się ponad tydzień temu w Warszawie. W imprezie tej brali też udział ząbkowiccy samorządowcy i urzędnicy, co widać na poniższym zdjęciu udostępnionym przez jednego z nich na Facebooku.

Ani jeden lider organizacji samorządowych nie zabrał głosu podczas Marszu Wolności w Warszawie. Na sobotę 6 maja do Warszawy zapraszały największe korporacje samorządowe: Związek Miast Polskich, Związek Gmin Wiejskich, czy Związek Powiatów Polskich. Na swoich stronach umieściły informację przygotowaną przez Samorządowy Komitet Protestacyjny, skupiający liderów największych korporacji. Zapowiadały wystąpienia liderów samorządowych: „Marsz Wolności rozpocznie się na placu Bankowym o godz. 13:00 od wystąpień na pierwszej scenie przedstawicieli środowisk wspierających Marsz, w szczególności samorządowców”. Zaznaczały także, że „główny ciężar organizacyjny i finansowy związany z Marszem Wolności wzięła na siebie Platforma Obywatelska i jej biuro zajmuje się logistyką Marszu”. Marsz okazał się antyrządową, partyjną demonstracją PO. Przyjechali ludzie z całego kraju z flagami polskimi, unijnymi oraz transparentami z nazwami swoich miejscowości oraz regionów, ale oznaczonymi emblematami Platformy Obywatelskiej. Widoczni byli zwolennicy KOD-u, niektórzy grali na bębnach żeby zwrócić na siebie uwagę. Gdzieniegdzie w oczy rzucały się zielone flagi PSL-u. Próżno było w kilkudziesięciotysięcznym tłumie szukać akcentów samorządowych, choć np. burmistrz podwarszawskiej Podkowy Leśnej Artur Tusiński, który na swoim facebooku też zapraszał na warszawski marsz, wrzucił w sobotę po południu kilka zdjęć, jak maszeruje z tabliczką z napisem „Miasto Ogród Podkowa Leśna” i herbem miasta. – Jesteśmy tu aby wesprzeć samorządowców, którzy walczą o niezależny samorząd, o decentralizację władzy, którzy walczą za nas, aby władza była bliska ludzi, aby była przyjazna, aby była normalna – kokietował ze sceny Grzegorz Schetyna, lider PO, ale był to jeden z nielicznych samorządowych akcentów. Większość wystąpień dotyczyła obrony szeroko rozumianej wolności, demokracji, sprzeciwu wobec reformy oświaty nazywanej tu deformą oraz dobrej zmiany określanej podłą. Na scenie na placu Bankowym, po czołowych politykach Platformy, głos zabrała czwórka samorządowców. Pierwszym był prezydent Poznania Jacek Jaśkowiak, zaanonsowany jako „człowiek, który jako pierwszy w rocznicę Poznańskiego Czerwca nie pozwolił na to, aby apel smoleński był wykorzystywany politycznie przez Macierewicza”. Ale Jaśkowiak nie podjął problemów samorządowych i uderzył w wysokie nuty polityczne. (…) Jak ocenić publiczny przekaz problemów trapiących dziś polski samorząd? Szczerze mówiąc trudno to zrobić, bo takiego przekazu w zasadzie nie było, nie licząc kilku ogólnych odwołań do prób centralizacji władzy państwowej. Sobotni marsz pokazał, że samorząd jest dla Platformy Obywatelskiej narzędziem do zdobycia paru punktów w rankingach politycznych, a inicjowana kilka razy fraza „Ręce precz od samorządu” podziękowaniem za to, że organizacje samorządowe zorganizowały autokary i przywiozły trochę uczestników warszawskiego marszu. Korporacje samorządowe dopraszając się na Marsz Wolności zagrały na bębenku PO i przyczyniły się do budowy wizerunku tej partii.

Gdyby w lokalnych mediach został pominięty jakiś ważny temat – prosimy o kontakt z nami – poprzez formularz TWOJA INFORMACJA. Zajmiemy się sprawą, o której do nas napiszesz.
Brak wyników
Zobacz wszystkie wyniki
Po zapoznaniu się z niniejszą informacją, poprzez kliknięcie na „Przejdź do serwisu” lub zamknięcie tego okna zgadzasz się na to, aby Twoje dane osobowe były przetwarzane
w taki sposób jaki został omówiony w regulaminie oraz niniejszej polityce (https://sudeckiefakty.pl/cookies)
PRZEJDŹ DO SERWISU Manage consent