80 lat temu rozegrał się potworny dramat. Nie kładzie się on cieniem na relacjach pomiędzy Polską i Ukrainą, lecz jest niezabliźnioną i niestety wciąż krwawiącą raną.
Zanim doszło do apogeum zbrodni, jakim stała się „krwawa niedziela” 11 lipca 1943 roku, miały miejsce pojedyncze i nasilające się ze strony Ukraińców akty agresji i terroru wobec Polaków. Najczęściej dotykały one osób uchodzących za liderów polskiej społeczności: nauczycieli, urzędników, zarządców majątków, przedwojennych zawodowych podoficerów Wojska Polskiego. Masowe zbrodnie na Polakach rozpoczęły się w lutym 1943 r. od wymordowania mieszkańców Parośla (w powiecie sarneńskim). Kontynuowano je w kolejnych miesiącach, rozszerzając równocześnie obszar objęty ludobójczymi działaniami.
Za datę symboliczną dla Rzezi Wołyńskiej uznaje się 10 lipca 1943 r., kiedy bojownicy UPA rozerwali końmi wysłanego na pertraktacje z nimi przedstawiciela Polskiego Państwa Podziemnego Zygmunta Rumla. Największych zbrodni dokonano jednak w niedzielę 11 lipca 1943 r. w zachodniej części Wołynia, kiedy nastąpiła skoordynowana akcja OUN(b)-UPA. Tego dnia w 99 miejscowościach ludność została zaatakowana w porze Mszy świętej. Ukraińcy wiedzieli, że w kościołach zgromadzi się większość Polaków wyznania rzymskokatolickiego. Opisy bestialstwa, z jakim mordowani byli Polacy, i statystyki tej zbrodni są tak porażające, że każde ze świadectw paraliżuje oddech. Według różnych szacunków ocenia się, iż w wyniku ludobójstwa dokonanego przez Ukraińców na obywatelach II Rzeczypospolitej Polskiej zginęło ponad 100 tysięcy Polaków zamieszkałych w około 4300 miejscowościach Wołynia i Galicji Wschodniej.
Ofiary wciąż nie doczekały się pochówku i upamiętnienia. Obok Polaków, którzy stanowili cel akcji ukraińskich nacjonalistów, zamordowani zostali także przedstawiciele innych mniejszości narodowych oraz Ukraińcy, którzy stanęli po stronie ofiar. Należy przypomnieć historyczny kontekst – od września 1939 roku na ziemiach wschodnich województw II Rzeczypospolitej ścierały się siły dwóch totalitaryzmów XX wieku – Rzeszy Niemieckiej i Związku Sowieckiego. Dla jednego i drugiego reżimu konflikt pomiędzy Polakami i Ukraińcami był instrumentem wojennych i politycznych strategii.
Rzeź Wołyńska stała się – jak to ktoś niedawno powiedział – „piekłem w piekle wojny”. Podzieliła dwa sąsiadujące ze sobą narody. Polaków i Ukraińców, którzy i wtedy mieli, i dzisiaj mają tego samego przeciwnika. Gdy 24 lutego 2022 roku od świtu stało się jasne, że ów wspólny wróg nie przestał rościć sobie praw do wolności Ukraińców i suwerenności Ukrainy, Polacy otworzyli swoje domy, a Polska swoje granice dla uciekających przed wojną – głównie kobiet i dzieci – obywateli Ukrainy. Każdy z ponad 500 dni od czasu inwazji Rosji na Ukrainę potwierdza przyjazne odniesienie Polaków i Polski do Ukraińców i Ukrainy. Nie mogliśmy uczynić więcej, aby Ukrainie i światu dowieść, iż solidarność jest genem polskości.
Przez minionych 80 lat nie doczekaliśmy przyznania się do winy za zbrodnię, prośby o wybaczenie jej okrucieństwa i skali oraz woli zadośćuczynienia, jakim byłoby upamiętnienie ofiar przez ich godny pochówek pod imieniem i nazwiskiem. Cenne są gesty odsłonięcia symbolicznych rzeźb lwów na Cmentarzu Orląt Lwowskich czy jedna zgoda na rozpoczęcie poszukiwań i ekshumacji w miejscowości Puźniki (były powiat buczacki). Mamy też w oczach scenę, gdy kilka lat temu prezydent RP, będąc na Ukrainie, samotnie kładzie biało-czerwoną wiązankę kwiatów w szczerym polu, gdzie kiedyś znajdowała się polska wieś, i scenę sprzed kilku dni, gdy w Katedrze Łuckiej prezydenci Polski i Ukrainy składają hołd ofiarom ludobójstwa. Widzimy także polskiego premiera wkopującego drewniany krzyż w jednym z miejsc zbrodni i brodzącego w błocie pomiędzy miejscami poszukiwań ofiar kaźni. Nie ma obok niego szefa ukraińskiego rządu.
Ukraińcy i Ukraina zmagając się ze śmiertelnym zagrożeniem od Rosjan i Rosji, otrzymują od Polaków i Polski trudne do przecenienia wsparcie w każdej możliwej formie i sferze. Jednak jako społeczeństwo i jako państwo milczą w sprawie ludobójstwa z 1943 roku. Tej ciszy nie przełamują pojedyncze i incydentalne apele o potrzebie pojednania polsko-ukraińskiego, bo tuż obok słychać głosy gloryfikujące Stepana Banderę i kojarzoną z nim Organizację Ukraińskich Nacjonalistów. Czerwono-czarne flagi nadal są eksponowane w miejscach publicznych lub w trakcie uroczystości państwowych.
Nadzieję budzą wspólne deklaracje przywódców wspólnot chrześcijańskich z Polski i Ukrainy, którzy są – oby – prekursorami pojednania. Nie ma jednak dialogu historyków obu stron, bez czego prawda o zbrodni sprzed 80 lat nie ujrzy światła dziennego. Mimo – zdawać by się mogło – ekstremalnych okoliczności wojny, jakiej doświadczają Ukraińcy i z jaką zmaga się państwo ukraińskie, w narodzie tym i jego instytucjach proces szczerego i niewymuszonego otwarcia na bolesną prawdę oraz jej konsekwencje zaledwie – być może – kiełkuje.
Narodowy Dzień Pamięci Ofiar Ludobójstwa dokonanego przez ukraińskich nacjonalistów na obywatelach II Rzeczpospolitej obchodzimy dopiero od 2016 roku. Dochodzenie do prawdy i oddanie należnego hołdu Polakom zgładzonym 80 lat temu to jednak wyzwanie na wiele kolejnych lat, może nawet na dziesiątki lat. „Nie o zemstę, lecz o pamięć wołają ofiary” – głosi napis na pomniku ofiar ukraińskich nacjonalistów na Cmentarzu Rakowickim w Krakowie. O pamięć!
Krzysztof Kotowicz Foto: ipn.gov.pl
To krzyczy cisza i pamięć pomordowanych,których nie zakrzyczy żadna cisza!!! Wtedy mimo mieszanych rodzin polsko ukraińskich . Bracia mordowali siostry a siostry braci bo po ojcu Ukraińcy. Synowie byli i córki Ukraińcami a po żonie Półce córki były półkami i na odwrót znam to z opowieści ojca,który aby się ratować uc8ekl z Dobromira mając 17 lat do wojska polskiego kłamiąc,że ma 18 lat