Sudeckie Fakty

WIDEO

WYWIAD

BLOGI

SZUKAJ

Brak wyników
Zobacz wszystkie wyniki
6 °c
Wałbrzych
6 ° śr.
7 ° czw.
7 ° pt.
  • AKTUALNOŚCI
  • TWÓJ POWIAT
    • Ząbkowice Śląskie
    • Kłodzko
    • Dzierżoniów
    • Świdnica
    • Wałbrzych
    • Jelenia Góra
  • DZIEJE SIĘ
  • SPORT
  • KULTURA
  • Dolny Śląsk
  • AKTUALNOŚCI
  • TWÓJ POWIAT
    • Ząbkowice Śląskie
    • Kłodzko
    • Dzierżoniów
    • Świdnica
    • Wałbrzych
    • Jelenia Góra
  • DZIEJE SIĘ
  • SPORT
  • KULTURA
  • Dolny Śląsk
Sudeckie Fakty
Home Ząbkowice Śląskie

Pojęcia wolności i niepodległości pozostawały w sferze marzeń (Ząbkowicki Urząd Bezpieczeństwa Publicznego – część 1)

Info Zabkowice4YOU przez Info Zabkowice4YOU
15 marca 2017
w Ząbkowice Śląskie, Aktualności
2
Pojęcia wolności i niepodległości pozostawały w sferze marzeń (Ząbkowicki Urząd Bezpieczeństwa Publicznego – część 1)

Lata mijają, pamięć blaknie jak stare fotografie. Zdarza się, że obrazy pozornie na nich utrwalone znikają zupełnie. Tak też potrafi zanikać pamięć. Choćby pamięć o Polakach, którzy przed laty zasiedlali tę ziemię. Paradoksem jest fakt, że znacznie więcej wiemy o wysiedlonych Niemcach i dawnej historii Ziemi Ząbkowickiej niż o ludziach, którzy również ekspatriowani przybyli tutaj, żeby budować życie od nowa.

Nie zadbaliśmy dostatecznie, żeby udokumentować ich postacie i nasze polskie osiągnięcia na przejętych ziemiach. Nasze archiwa mają poważne luki. Przepadło wiele cennych dokumentów. Dlatego też chciałbym choć niektórym postaciom, wybitnym i nie tylko, przywrócić pamięć. Wbudować ich w naszą tradycję. Ubogacić ząbkowicką historię, nie pomijając chwil trudnych i tragicznych.

Ząbkowice Śląskie: w tle ulice Orkana i Asnyka. Od lewej idą: pani Maria, pani Wincenta i Ewa Szpiganowiczowe

Nie zamierzam opisywać historii i działalności tego zbrojnego i represyjnego ramienia „władzy ludowej”. Ograniczę się tylko do kilku wspomnień o ludziach, których życie w dużym stopniu zostało doświadczone przez ten zbrodniczy resort, bądź nawet odebrane. Są to opowieści o zwykłych mieszkańcach, o ludziach, którzy jako osiedleńcy zamieszkali na terenie naszego powiatu. O znajomych  i sąsiadach moich rodziców. Do tygla jakim po stopniowym wysiedlaniu ludności narodowości niemieckiej stały się Ziemie „Odzyskane” wlewać się zaczęła ludność ekspatriowana z Kresów, z Polski Centralnej, niedobitki ludności żydowskiej, byli Powstańcy Warszawscy szukający bodaj chwilowego azylu w oczekiwaniu na powrót do stolicy. Dołączali do nich wracający do kraju robotnicy przymusowi, więźniowie obozów koncentracyjnych, kryjący się przed NKWD członkowie AK i innych niepodległościowych formacji polskich oraz przeróżne szumowiny jakie zwykle ciągną tuż za postępującymi wojskami. A wszystko to przemieszane zostało z pozostałą jeszcze na miejscu ludnością autochtoniczną i uciekającymi na zachód formacjami Ukraińskiej Armii Powstańczej, dezerterami różnego sortu z różnych armii II wojny światowej i ukrywającymi się członkami Wehrwolfu. Ja miałem okazję te czasy obserwować i poznać osobiście, widziałem je wprawdzie z perspektywy kilkuletniego dziecka, ale pamięć moją dodatkowo ubogacają pisane przez mojego ojca wspomnienia. A nie były to czasy łatwe. Wprawdzie życie budowano od nowa, ale pojęcia wolności i niepodległości nadal pozostawały w sferze marzeń. Ci, którym należał się szacunek i hołdy, a więc bohaterowie czasów wojny i okupacji często bywali więzieni, represjonowani, jeżeli nawet nie skazywani na śmierć. Represje na ogół dotykały ludzi szlachetnych i prawych. Tych dla których przyszłość Polski nie pozostawała obojętna. Przez cały czas „władza ludowa” starała się wymazać ze świadomości społecznej pamięć i ślady po tych, którzy kładli na szalę swoje życie, „żeby Polska była Polską” i tych, którzy chcieli żyć według wpojonych im przed wojną ideałów.

Ząbkowice Śląskie – lasek ponad basenem miejskim. Siedzą: pani Maria i Ewa Szpiganowiczowe

Gdy przybywając z odległego Zakliczyna nad Dunajcem, zamieszkaliśmy w Ząbkowicach Śl. przy ulicy Wrocławskiej 16, rodzice moi zaprzyjaźnili się z mieszkającą w domu po przeciwnej stronie ulicy, rodziną państwa Szpiganowiczów. Składała się ona z niezwykle miłego małżeństwa Wincenty i Konstantego Andrzeja, ich córeczki Ewy oraz pani Marii – matki pana Konstantego. Pani Wincenta była przedwojenną dyplomowaną pielęgniarką, pan Konstanty inżynierem geodetą, a pani Maria nauczycielką języka francuskiego. Głowa rodziny – pan Konstanty,  maturę zdał przed II wojną światową w Wilnie. Następnie ukończył podchorążówkę lekkiej artylerii w Nieświeżu. Z kolei ukończył geodezję na Politechnice w Warszawie. Po kampanii wrześniowej powrócił do Warszawy, tam na przełomie lat 1943/1944 został aresztowany na dworcu podczas łapanki i wywieziony do Majdanka. Na skutek splotu szczęśliwych okoliczności już po trzech miesiącach wyszedł na wolność dzięki wstawiennictwu przyjaciół, u których z racji dużego mieszkania, mieszkał wysokiej rangi niemiecki oficer. On to przyczynił się do jego zwolnienia. Niedługo jednak cieszył się wolnością, wkrótce został ponownie aresztowany i osadzony w Pruszkowie. Stamtąd przewieziono go do Drezna, gdzie pracował w fabryce broni. Miał szczęście, bo tuż przed wielkim nalotem alianckim na Drezno zakład przeniesiony został do Jeleniej Góry. Wtedy, wraz z lekarzem dr Sielickim, zdecydowali się na ucieczkę, zostali jednak złapani i osadzeni w obozie pracy w Miliczu, a na koniec w Ząbkowicach Śl. Koniec wojny zastał go w tym mieście, tam też zdecydował się pozostać i zamieszkać. Wkrótce ściągnął swoją rodzinę przebywającą wówczas w Augustowie, która w upiornych warunkach, po dwóch tygodniach jazdy pociągiem towarowym, dotarła wreszcie na miejsce. W lutym 1946 r. na walnym zgromadzeniu Wrocławskiego Związku Mierniczych Rzeczypospolitej Polskiej został wybrany na prezesa Zarządu Związku. Po zarejestrowaniu się jako geodeta we Wrocławiu w Wojewódzkiej Radzie Narodowej, otrzymał pracę na terenie Kłodzka, Ołdrzychowic i Żelazna. Jednocześnie od czerwca 1945 r. był kierownikiem Referatu Kultury i Sztuki w Ząbkowicach Śl. Zadanie miał bardzo utrudnione, a właściwie w tamtych czasach niewykonalne. Udało mu się jedynie ochronić część dóbr składowanych w zamku i pocysterskich zabudowaniach klasztornych w  Kamenz (Kamieńcu Ząbkowickim)  w Quickendorf (po wojnie Kwiatkowice, obecnie Lutomierz) i w Heinrichau (Henrykowie). Pan Konstanty solidnie i z poświęceniem pracował, dalszy los całej rodziny zapowiadał się pomyślnie oraz dobrze wróżył na przyszłość.

Pani Wincenta Szpiganowicz i Leszek A. Nowak

Wtem, nagle i niespodziewanie na skutek donosu został aresztowany przez PUBP i uwięziony najpierw w Ząbkowicach Śląskich, a potem w Kłodzku. Zarzucono mu, że słucha zachodniego radia co jest dowodem na to, że jest przeciwny ludowej władzy. W Ząbkowicach przez sześć tygodni przetrzymywany był w nieludzkich warunkach w ziemiance wykopanej przy siedzibie PUBP. Podczas przesłuchań bito go i dręczono. W końcu doprowadzono do procesu, w wyniku którego został uniewinniony. Wszyscy powołani przez prokuraturę świadkowie zgodnie z prawdą świadczyli za nim. Zarzuty zawarte w donosie, okazały się nieprawdziwe, a sam donos najprawdopodobniej został spreparowany przez nadgorliwych funkcjonariuszy bezpieki, dla których uczciwy i prawy, o przedwojennej moralności inżynier geodeta był solą w oku. Po wyjściu na wolność nie pozwolono mu podjąć pracy w zawodzie. Chcąc utrzymać rodzinę pracował jako nauczyciel matematyki, fizyki i rysunku technicznego. Codziennie musiał dojeżdżać z Ząbkowic do szkół w Dzierżoniowie i Świdnicy. Dopiero po roku 1956 w wyniku gomułkowskiej odwilży mógł wreszcie zatrudnić się jako geodeta w Zakładach Górniczo – Hutniczych w Szklarach koło Ząbkowic Śl. Tam na podstawie własnego patentu zbudował piec obrotowy do wytopu rudy. Niestety choroba nabyta w więzieniu na dłuższą metę nie pozwoliła mu na stały etat w zakładzie, zmuszony więc został do powrotu do zawodu nauczycielskiego. Do śmierci uczył matematyki, fizyki i rysunku technicznego  w ząbkowickim technikum. Represje i szykany ze strony UB doprowadziły do tego, że rodzina cierpiała biedę i straciła poczucie bezpieczeństwa. Po aresztowaniu pana Konstantego, ząbkowicki UBP podczas rewizji dotkliwie ograbił jego mieszkanie, a zabytkowe meble prawem kaduka trafiły do siedziby PZPR przy ul. 1 Maja. Nigdy nie zostały zwrócone, a rodzina nie doczekała się żadnego zadośćuczynienia za krzywdy materialne i moralne.

Pan inżynier geodeta Konstanty Andrzej Szpiganowicz

Jeszcze jako dziecko, bodaj czy nie z końcem 1949 roku pierwszy raz zetknąłem się z mrożącym wówczas krew w żyłach określeniem Urząd Bezpieczeństwa, czyli po prostu UBP, lub jak potocznie szeptano „bezpieka”. Zatrzymano wówczas pana Bolesława Zielińskiego, bardzo dobrego znajomego mojego ojca, jednego z bardziej przez niego lubianych partnerów brydżowych. Pan Bolesław był  mocno już wiekowym panem, miał 72 lata,  i należał do osób ze wszech miar godnych szacunku. Urodzony 2 lutego 1877 r. w Szczawnem w powiecie sanockim, był doktorem praw  i dziennikarzem. Publikował w lwowskich „Przeglądzie” i „Kurierze”. W międzywojniu od 1 grudnia 1923 r. był prezydentem miasta Łucka – stolicy województwa wołyńskiego, a także zasłużonym na Wołyniu organizatorem polskiego teatru. W ostatnich latach przed wojną przebywając w Stanach Zjednoczonych prowadził tam teatralne zespoły polonijne.  Po wojnie osiedlił się w Ząbkowicach, mieszkał wraz z żoną dwoma córkami i wnuczką w pobliżu ulicy Żeromskiego. Zaczął pracować jako nauczyciel w Liceum i jednocześnie z pasją włączył się w życie kulturalne miasta. W 1946 r. przejął obowiązki kierownika literackiego i reżysera  w Teatrze Miejskim. Niestety w jakiś czas potem, gdy teatr podporządkowany został Powiatowej Radzie Narodowej zaprotestował przeciwko tej decyzji, podając się w dniu 7. XI. 1946 r. do dymisji. Powód naturalnie był inny, dr Zieliński nie chciał, by zgodnie z koncepcją „towarzyszy” z PPR, teatr stał się tubą propagandową komunistów. Za nim, wówczas z pracy w teatrze zrezygnowali: Zdzisław Klucznik – dyrektor sceniczny, Tadeusz Szurmiński – dyrektor administracyjny i Stanisław Pałetko – aktor. Z chwilą ich odejścia teatr wyraźnie obniżył loty i już niczym specjalnym się nie wyróżniał spośród wielu podobnych istniejących w niektórych śląskich miastach. Niewielu wie, że pan Bolesław Zieliński był również autorem poczytnych w latach 30-tych XX w. książek dla młodzieży. Ja sam posiadałem w swojej biblioteczce dwie – „Orlego Szpona” i „Wodną Lilię”(wznowione w 1991 r.). Miałem też okazję przeczytać pożyczony mi przez autora maszynopis ciekawego opracowania o północnoamerykańskich Indianach zatytułowany „Ostatni wigwam”. O ile wiem, nie ukazał się on nigdy drukiem, a maszynopis prawdopodobnie zaginął.

Pan Bolesław Zieliński (zdjęcie z 1926 r.)

Pana Bolesława aresztowano pod pretekstem gry w brydża na dolary, co było w owym czasie surowo zakazane, bowiem „wolny” obywatel PRL – u, nie miał prawa posiadać obcych środków płatniczych. Moim zdaniem chodziło w tym przypadku, przede wszystkim o zastraszenie i danie nauczki niepokornemu i inaczej myślącemu inteligentowi. Zwłaszcza, że reprezentował on sobą przedwojenną, wolną Polskę, a w dodatku miał żonę Amerykankę. Po kilku miesiącach schorowanego pana Bolesława  zwolniono z aresztu, który mieścił się w piwnicach budynku banku przy ul. Legnickiej 3 wówczas zajmowanego przez PUBP. Na twarzy pana Bolesława długo jeszcze widać było ślady ciężkiego, pożegnalnego pobicia. Pamiętam, że mówiono wtedy, iż zwolnienie zawdzięczać miał czyjejś interwencji u Bolesława Drobnera, którego miał znać z dawniejszych czasów. Poza tym był dla Urzędu Bezpieczeństwa bezużyteczny odmawiając jakiejkolwiek współpracy, skoro więc udało mu się przeżyć miesiące aresztu, to łaskawie go wypuszczono.

Wielokrotnie bywał w naszym domu pan Kazimierz Filipowicz „Kord” – nauczyciel, kapitan rezerwy WP. Po powrocie z kampanii wrześniowej w 1941 r. został zaprzysiężony przez Inspektora ZWZ – AK. W jesieni 1942 r. mianowany został na stanowisko Komendanta Obwodu AK powiatu lubomelskiego. Zorganizował wtedy placówki samoobrony w polskich wsiach przeciwko nacjonalistom ukraińskim z UPA. Kierował obroną poszczególnych wsi i walkami odwetowymi przeciwko UPA oraz wojskom niemieckim. W styczniu Oddział Partyzancki Korda został przemianowany na I Batalion 43 i podporządkowany 27 Wołyńskiej Dywizji Armii Krajowej i dalej walczył z ukraińskimi i niemieckimi oddziałami. W dniach 25/26 sierpnia 1944 r. Wołyńska Dywizja na żądanie dowództwa wojsk sowieckich została podstępnie rozbrojona. W jesieni tego roku „Kord” został aresztowany przez NKWD i w trakcie, pożal się Boże „procesu” skazany na karę pozbawienie wolności. Odbywał ją kolejno na Zamku w Lublinie, w Rembertowie, Sieradzu i Koronowie.  W dniu 6. XII. 1946 r. został zwolniony z więzienia. Udał się na Dolny Śląsk i od 1. II. 1947 podjął pracę jako nauczyciel w Szkole Podstawowej nr 1 w Ząbkowicach Śl. Jednak już po roku przeniósł się do Pabianic, gdzie nadal pracował w szkolnictwie. W tym też czasie  ukończył przerwane przez wojnę studia. Zmarł jako wielce dla Pabianic zasłużony pedagog. Pochowano go na cmentarzu w tym mieście. To jeszcze jeden z polskich bohaterów, którzy po wojnie szukali schronienia w Ząbkowicach Śl. jednak na skutek ciągłych prześladowań przez PUBP nie znalazł w naszym mieście azylu. Jego przykład dobitnie ukazuje, jak represyjny był Powiatowy Urząd Bezpieczeństwa wobec polskich patriotów. Pana Filipowicza mój ojciec bardzo cenił jako doskonałego nauczyciela i wielkiego patriotę.

Pan Kazimierz Filipowicz „Kord”

Jako mały chłopczyk miałem przyjemność poznać niezwykle sympatyczne małżeństwo Hunczków, które zamieszkiwało w Bardzie. Ojciec mój w czerwcu 1947 r. odwiedził dr Hunczka w celu konsultacji trapiącej go choroby. Wziął mnie wtedy ze sobą, chcąc mi przy okazji pokazać to idylliczne miasteczko i zrobić synkowi przyjemność kąpielą w Nysie. Z odwiedzin u państwa Hunczków szczególnie zapamiętałem to, że zostałem poczęstowany przez panią Katarzynę doskonałymi ciasteczkami i zimną wodą z sokiem porzeczkowym, a upał tego dnia był nieznośny. Minęło sporo lat, w Polsce upadła komuna. Któregoś dnia przeglądając książki mojego ojca natknąłem się na „Frankensteiner – Münsterberger Heimatkalender” z 1940 r. i tam na stronach 146 i 156, przeczytałem, że w miejscowości Wartha (Bardo) przy Adolf – Hitler – Strasse 127 (obecnie ul. Główna 47) mieszkał lekarz dr Hunczek, ordynował zaś w „St. Elisabeth = Krankenhaus”. Jest tam też odręczny dopisek mojego ojca: „Dr Hunczek został zamordowany w nocy przez bandytów z UB/950”. Od wydania owego Heimatkalendera minęło dziesięć lat, skończyła się II wojna światowa, Śląsk został przyłączony do Polski i życie zdawało się biec naturalnym rytmem. Po przeczytaniu przypomniałem sobie ową wizytę sprzed wielu lat. Rozpocząłem prywatne śledztwo.

Państwo Franz i Kathärina Hunczkowie z Barda

Mordu dokonano z inspiracji ząbkowickiej ekspozytury Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w dniu 14 kwietnia 1950 r. Niewielka społeczność tej małej miejscowości, a szczególnie jej starsza część doskonale pamięta tę sprawę i dużo wie na ten temat. Nieźle zorientowani są też niektórzy członkowie wspólnot zakonnych mających swoje domy w Bardzie. Dokonany na małżeństwie Hunczków mord miał charakter polityczny, a jego celem było wyeliminowanie niewygodnych, cieszących się dużym autorytetem członków lokalnej społeczności. Słynący z altruizmu i empatii doktor Hunczek był osobą wielce szanowaną, ubogich leczył za darmo, a chorym poświęcał cały swój czas ze szkodą dla własnej rodziny. Tak więc, zgodnie z metodami stosowanymi przez UBP, pozbyto się, przy okazji jeszcze rabując, przedstawicieli autochtonicznej ludności. Kto wie czy jednym z powodów ich śmierci nie była przynależność etniczna, gdyż to górnośląsko – niemieckie małżeństwo postrzegane było przez ówczesne władze jako obce i niepotrzebne w nowej rzeczywistości przejętych ziem. Sympatie propolskie i dobre serce nie uratowały popularnego lekarza. Dodać należy, że pierwsza żona doktora – Maria z domu Januszowska (1907 – 1935), matka Wernera, była pochodzenia polskiego. Zabójstwa, bandyci udający chorych, dokonali w gabinecie willi, gdzie doktor przyjmował pacjentów. Małżeństwo mieszkało tam razem z czwórką nieletnich dzieci: córeczkami Barbarą  i Ursulą oraz synkami Wernerem i Dietrichem. Dziećmi po tragedii początkowo zajęły się miejscowe zakonnice, potem zamieszkały u cioci na Górnym Śląsku. W styczniu 1958 r. cała czwórka wyemigrowała do Niemiec. Dzieci Katarzyny i Franciszka Hunczków, mimo że minęło już tyle czasu, bez przerwy zadawały sobie pytanie – „Dlaczego?”. Z najstarszym synem dr Hunczka – Wernerem, po 2003 r. korespondowałem aż do jego tajemniczej śmierci we Wrocławiu w 2005 r. Mieliśmy się spotkać  po 56 latach, lecz los pokrzyżował nasze plany. Od czasu do czasu koresponduję i spotykam się z Barbarą Villette – córką Hunczków, która mieszka niedaleko Paryża. W dniu 31. VII. 2002 r. zwróciłem się do Okręgowej Komisji Ścigania Zbrodni Przeciwko Narodowi Polskiemu, Oddział IPN. we Wrocławiu z prośbą o przeprowadzenie dochodzenia w sprawie zabójstwa małżeństwa Hunczków z Barda i o moralne zadośćuczynienie dla żyjących członków ich rodziny. Śledztwo zostało podjęte, lecz w dniu 15.VI.2003 r. umorzono je „wobec niewykrycia sprawców przestępstwa”. Od lat odwiedzam grobowiec Hunczków, palę znicze i rozmyślam o koszmarze owej kwietniowej nocy, o ludzkiej bezwzględności i o pamięci.

Państwo Barbara Viette-Jacques z domu Hunczek i Dietrich Hunczek przy grobie swoich zamordowanych rodziców (cmentarz w Bardzie)

Następne wspomnienie o tej przerażającej, terrorystycznej instytucji utrwaliło się raz na zawsze w mojej świadomości, w związku z zatrzymaniem przez bezpiekę mojego Ojca. Był to piękny majowy dzień 1950 r., ulica Wrocławska tonęła w zieleni, bzy kwitły jak oszalałe. Wracałem z moją niewidomą Mamą z kościółka ojców Bonifratrów, gdzie poszliśmy zanieść bukiet kwiatów z naszego ogrodu. Wtem, niespodziewanie podszedł do nas nasz bliski znajomy, przyjaciel i bliski sąsiad pan Edward Kuczkowski – mąż niezwykle lubianej przez młodzież pani Heleny – polonistki z ząbkowickiego liceum. Zwracając się do mojej Mamy, powiedział nieoczekiwanie przyciszonym głosem – „Pani Ziuto proszę wstąpić do nas, żona ma pani coś do zakomunikowania”. Państwo Kuczkowscy w mieszkaniu, z wielką ostrożnością i delikatnością poinformowali Mamę o zatrzymaniu męża i ze swojej strony zadeklarowali wszelką konieczną pomoc. Nie obyło się bez łez i słów współczucia, zwłaszcza że niewidoma kobieta z ośmioletnim synkiem, pozbawieni opieki pozostawali dosyć bezradni. Popłakałem się i ja, choć wtedy z tej sytuacji niewiele zrozumiałem, poza tym, że Tatuś na noc nie wróci, ale to też był wystarczający powód. Pan Kuczkowski zaoferował się pójść z Mamą następnego dnia do siedziby PUBP w celu uzyskania jakichś informacji.

Józefa Budzyn Nowakowa – moja mama i Stanisław Nowak – mój tato

W domu zastaliśmy drzwi wejściowe zamknięte i zaplombowane. Ubecy szczęściem nie wiedzieli, że do mieszkania jest drugie wejście przez werandę od strony ogrodu. Tamtędy też dostaliśmy się do środka. Pomieszczenia przedstawiały pożałowania godny widok. Szuflady w meblach zostały wybebeszone, wszystkie książki z biblioteki leżały w stosach na podłodze, tak samo papiery i dokumentacja naukowa Ojca. Wiele cenniejszych przedmiotów bezpowrotnie przepadło.

Stanisław Nowak „Dembrza” – mój tato

W tym miejscu winien jestem kilka słów na temat mojego Taty – Stanisława Nowaka. Otóż ukończył on polonistykę na Lwowskim Uniwersytecie im Jana Kazimierza. Języka polskiego uczył w gimnazjach i liceach we Lwowie, Borysławiu,  Przemyślu i Zakliczynie nad Dunajcem. W obronie ojczyzny walczył przeciwko inwazji armii sowieckiej na Polskę w 1920 r. W czasie okupacji niemieckiej jako żołnierz Batalionów Chłopskich i potem Armii Krajowej czynnie uczestniczył w ruchu oporu, nosił pseudonim „Dembrza”. Nadmierne zainteresowanie jego osobą przez miejscowy Urząd Bezpieczeństwa wzięło się stąd, że kilkukrotnie spotkał się z księdzem Tomaszem Sapetą spowiednikiem sióstr Marianek z Barda. Z księdzem, podczas jednej z wycieczek samochodowych po okolicy, zapoznał go pan Józef Dąbrowski, ówczesny dyrektor szkoły w której uczył. Ksiądz Sapeta znany był z bezkompromisowych opinii o władzy ludowej i jej przedstawicielach, był zdecydowanym antykomunistą i zdeklarowanym wrogiem Sowietów. Gdy ksiądz dowiedział się, że Tato przed wojną uczył w Przemyślu, gdzie sam kończył seminarium duchowne, zapałał do niego szczerą sympatią. Chętnie razem gawędzili i politykowali. Wprawdzie ich poglądy na przyszłość nieco się różniły, ale w pełni zgadzali się z opinią, że „ówczesny rząd był bandą szumowin, zdrajców i zbirów”. Interwencja mojej Mamy w PUBP nie dała nic, poza informacją że Ojciec został istotnie  zatrzymany przez ich funkcjonariuszy i tymczasowo przebywa w areszcie. Mijały dni, nagle, po tygodniu Ojciec pojawił się w domu. Był wymizerowany i mocno przygnębiony. Okazało się, że przez kilka dni był przetrzymywany w zbiorowej celi, wraz z innymi nieszczęśliwcami, z których kilku nosiło na twarzach i ciałach ślady brutalnych przesłuchań. W końcu i jego wezwano na przepytywankę, przesłuchanie prowadził jakiś kurduplowaty, jąkający się ubek z Wrocławia. Przede wszystkim pytał, skąd zna księdza Sapetę i co ich łączy. Ojciec odpowiedział, że księdza poznał jeszcze przed wojną w Przemyślu, i że łączą ich zainteresowania historyczne. Na to usłyszał, że towarzysze z UBP domyślają się jakie są te zainteresowania, i że on jako nauczyciel powinien być ostrożniejszy w doborze znajomych, a poza tym, że oni niczego nie zapominają i będą mu się bacznie przyglądać. Obecnie zostaje zwolniony, ale powinien mieć się na baczności. Ojciec długo nie mógł odreagować tej traumatycznej przygody, po której raz na zawsze pozostało poczucie obrzydzenia i braku nadziei. W jakiś czas potem dowiedział się, że przesłuchiwał go porucznik Jerzy Felczer z pochodzenia Żyd – oficer śledczy WUBP we Wrocławiu. Ten nowy etap życia nie rokował optymistycznie na przyszłość. 73-letniego księdza Sapetę UBP aresztował 10 marca 1949 r.  W czasie śledztwa był nieludzko katowany, wybito mu wszystkie zęby. Pod fałszywymi zarzutami skazany został na dwa lata więzienia, ale oprawcy postarali się oto, by już po kilku miesiącach zmarł w zakładzie karnym na Kleczkowskiej we Wrocławiu. Ciało księdza Tomasza 1 marca 1950 r. zostało pochowane w bezimiennym grobie na Cmentarzu Osobowickim. Prawdziwym powodem aresztowania księdza Sapety była jego działalność związana z obroną domu zakonnego sióstr Marianek w Bardzie.

Ksiądz Tomasz Sapeta

Ząbkowicki Urząd Bezpieczeństwa podobnie jak Franciszka Hunczka, o którym napisałem wcześniej, pozbył się w sierpniu innego przedstawiciela lekarskiego zawodu. Dr med. Michał Roznatowski zastrzelony został w dniu 14.VIII.1951 r. z okna siedziby bezpieki. Dr Roznatowski osierocił żonę  i maleńką trzyletnią córeczkę. Dr Michał Roznatowski na swoje nieszczęście powrócił z Zachodu do Polski, w Ząbkowicach spotkała go śmierć. Swoją żonę poznał w obozie, gdzie została wywieziona po Powstaniu Warszawskim. Do obozu  trafiła po pobycie w Oświęcimiu i w Ravensbrück.

 

Państwo Michał i Halina Roznatowscy

Służba Bezpieczeństwa długo jeszcze prześladowała wdowę po nim, uniemożliwiając jej normalne życie. Doktora dobrze znał mój Ojciec, ja też go zapamiętałem, wiadomość o jego śmierci dogłębnie wstrząsnęła naszą rodziną. Po wielu latach, gdy już jako kierownik antykwariatu „Desy” przyjmowałem od klientki przedmiot do sprzedania, poprosiłem ją o dowód osobisty celem spisania danych osobowych. Spojrzałem na niego i od razu uderzyło mnie w oczy nazwisko „Roznatowska”. Spytałem starszą, dystyngowaną panią, czy przed laty nie zamieszkiwała w Ząbkowicach Śl. Okazało się, że była to właśnie żona zamordowanego lekarza. Niezwykle sympatyczna pani opowiedziała mi o dalszych kolejach swojego życia. Dowiedziałem się, że ma córkę Annę, która jest lekarzem i mieszka we Wrocławiu. Minęło jeszcze kilka lat i doszła mnie wiadomość, że pani Anna dr nauk medycznych jest pediatrą i neurologiem. 31 lipca 2002 r. wystąpiłem do Okręgowej Komisji ścigania Zbrodni Przeciwko Narodowi Polskiemu Oddział IPN we Wrocławiu z wnioskiem o przeprowadzenie dochodzenia w sprawie mordu dokonanego na dr Michale Roznatowskim. Śledztwo zostało umorzone 8 lipca 2003 r., wobec „powagi rzeczy osądzonej”.

 

Pan Michał Roznatowski

W ząbkowickim liceum w dziesiątej klasie poznałem Jerzyka Kozika, zaprzyjaźniliśmy się, był to sympatyczny chłopiec, mieszkał z mamą nieopodal gazowni. Kiedyś będąc  u niego w mieszkaniu, spotkałem dotąd niewidzianego pana. Okazało się że jest to jego ojciec, który dopiero co powrócił z „zaprzyjaźnionego” z PERELEM, ZSRR. Pan ten o imieniu Jan na nasz widok serdecznie się uśmiechnął i zaczął wypytywać o nasze szkolne i pozaszkolne sprawy. Przede wszystkim pytał czy uprawiamy jakiś sport. Gdy odpowiedziałem, że tak, uśmiechnął się i powiedział – mężczyzna musi być wysportowany i sprawny fizycznie, żeby mógł obronić siebie i swoich bliskich przed złymi ludźmi, a ojczyznę przed wrogimi zakusami. Dlatego też rozwijajcie w sobie tężyznę fizyczną, Poza tym sport daje radość, ale o tym już pewnie sami wiecie. Pan Jan wtedy wyglądał nieszczególnie, był mocno wychudzony i wymizerowany. Nie miał zupełnie zębów i wcale nie wyglądał na uprawiającego jakieś sporty. Gdy zostaliśmy sami zwierzyłem się ze swoich wątpliwości Jerzykowi. Ten z miejsca zaperzył się i podekscytowany wyrzucił: – Bo ty nie wiesz, że mój tato przed wojną był znanym sportowcem. Ano bo i skądże miałbyś wiedzieć. Opowiem ci o nim i Jurek zaczął niezwykle poważną i wyważoną opowieść. Widzisz Leszku, mój tato, choć teraz na to nie wygląda, już od najmłodszych lat zdradzał wybitne uzdolnienia sportowe, szczególnie  w biathlonie, chodził  do szkółki narciarskiej Marusarza, gdzie nauczył się skakać na nartach, zjazdów, slalomów i biegów. Wraz z pełnoletniością otrzymał certyfikat instruktora narciarskiego. Przełom w jego życiu nastąpił wraz z otrzymaniem w 1926 r., powołania do odbycia służby wojskowej w 4 Pułku Strzelców Podhalańskich w Cieszynie. Utalentowany i głęboko patriotyczny otrzymał skierowanie do szkoły podoficerskiej i ukończył ją w 1927 r. z I lokatą jako kapral. W tym samym czasie osiągnął pierwsze sukcesy sportowe w zimie jako narciarz, ale brylował też w letnich wielobojach zajmując czołowe miejsca. następnie został odkomenderowany do rocznej Szkoły Wysokogórskiej w Zakopanem, którą ukończył w 1930 r., również z I lokatą, w tym też roku awansował do stopnia plutonowego. W latach 1931 – 32 odbył dwuletnie studia w Centralnym Instytucie Wychowania Fizycznego w Warszawie. Od 1935 r. studiował w Szkole Oficerów Piechoty w Bydgoszczy, którą ukończył w 1937 r. w stopniu podporucznika. Równolegle trenował ekipę biathlonową na Zimową Olimpiadę w Garmisch – Partenkirchen w Niemczech. Czy trzeba więcej? Przeprosiłem za swoje wątpliwości: – Widzisz Jurku zmylił mnie jego wygląd. Po prostu nie wygląda na sportowca. Możesz się nie dziwić, tato przeszedł swoje. Opowiem ci o jego dalszych losach.

Jan Kozik – kawaler Orderu Virtuti Militari

Przed samym wybuchem wojny tato,  otrzymał skierowanie do 6 Pułku Strzelców Podhalańskich  w Samborze. W Kampanii Wrześniowej został ciężko ranny. Gdy już jako tako doszedł do siebie, przekroczył sowiecko – niemiecką strefę demarkacyjną, a stamtąd bez powodzenia starał się przejść do Rumunii. Zagrożony aresztowaniem przez NKWD uciekł do Lwowa. Z początkiem 1940 r. przystąpił do Związku Walki Zbrojnej, przybierając pseudonimy  konspiracyjne: „Zdzisław”, „Karski” i „Walek”. Po wybuchu wojny niemiecko-rosyjskiej i zajęciu Lwowa przez III Rzeszę w pierwszej dekadzie 1942 r. tato  objął rozkazem dowództwa AK, Komendę Dzielnicy Zachód i otrzymał awans na kapitana służby stałej. Z właściwą sobie energią włączył się w wir prac organizacyjnych. Od lutego 1943 r., kiedy to armia niemiecka poniosła klęskę pod Stalingradem, zaczął zdawać sobie sprawę, że „wyzwolicielami” Kresów będą bolszewicy. Dla niego akcja „Burza” rozpoczęła się w lipcu 1944 r. Zgodnie z ustaleniami, jego zgrupowanie zaatakowało Niemców 25 lipca. Po dwóch dniach Lwów został już uwolniony przez wojska sowieckie i oddziały AK. W tym samym dniu generał Filipkowski odznaczył tatę orderem Virtutti Militari.

Niestety w ślad za Armią Czerwoną do miasta wkroczyło NKWD i podstępnie, łamiąc umowy i obietnice, niemal z marszu zaczęło aresztować żołnierzy AK. Tato ukrył się więc i włączył do konspiracji, tym razem jako oficer supertajnej organizacji „Nie”(Niepodległość). Niestety już wkrótce 18 lutego 1945 r., na skutek donosu, został aresztowany przez NKWD i skazany na 10 lat katorgi. W efekcie trafił etapem przez Krasnojarsk do Norylska. Dopiero po śmierci Stalina, tatę objęła „amnestia”. W jej wyniku 9 stycznia 1954 r. przekazano go na stacji Brześć pełnomocnikowi władz polskich. Od razu został zatrzymany przez żołnierzy KBW i funkcjonariuszy UBP. W areszcie ojca intensywnie przesłuchiwano i zastraszano. Przesłuchujący tatę major UBP kategorycznie stwierdził – „Będziesz wisiał, masz krawat jak amen w pacierzu !”. Wreszcie po obowiązkowym upokorzeniu i pozbawieniu jakichkolwiek złudzeń, 19 stycznia zwolniono go do domu. Tak bohatera przywitała wytęskniona Ojczyzna, niestety teraz „ludowa”. Swój obecny wygląd tato zawdzięcza nieludzkiej pracy w łagrze i wykwintnym posiłkom, które tam serwowano.

Jerzy Kozik i Leszek A. Nowak

Opowieść Jerzego nie zaskoczyła mnie, to i owo już wiedziałem o naszym odwiecznym wrogu. Zdziwiła mnie tylko jego szczerość, ale jak widać ufał mi. Potem już sam mogłem obserwować zmagania pana Jana z ówczesnym ustrojem. Dalsze życie przebiegało mu pod stałym nadzorem PUBP, codziennie musiał się zgłaszać w siedzibie urzędu. Mowy nie było by uzyskał stałą pracę. Kolejno próbował w NBP,  w REDP, by w końcu, dzięki pomocy życzliwego mu inżyniera Jerzego Tołłoczki, dostać posadę w Klubie Sportowym „Budowlani”, gdzie pracował do 31 marca 1957 r. Stopniowo pogarszający się stan jego zdrowia nie pozwalał na wyczerpujące i aktywne życie zawodowe. Wraz z teściową podjął spokojniejszą pracę  w kiosku „Ruchu” w Bardzie. Niewiele to pomogło, jego zdrowie psuło się coraz bardziej. W końcu wystąpił  z wnioskiem o zaopatrzenie rentowe, decyzja jednak była odmowna, z uzasadnieniem, że „Jan Kozik nie przepracował co najmniej 5 lat w PRL”. Sterany życiem  i walką bohater zmarł 7 grudnia 1958 r. Na jego pogrzebie nie było przemówień i salw honorowych żegnających niezłomnego żołnierza i sportowca. Wraz z żoną pochowani są na cmentarzu w Ząbkowicach Śląskich. Ja do dnia dzisiejszego od czasu do czasu spotykam się z Jerzykiem i sporadycznie pisujemy do siebie.

 

Leszek A. Nowak (dzięki uprzejmości "Wiadomości Powiatowych")
Tagi: społeczeństwo
UdostępnijUdostępnij
Poprzedni wpis

Odnajdziecie radość, aby móc się nią podzielić?

Następny wpis

Dolnośląski alarm smogowy

Następny wpis

Dolnośląski alarm smogowy

Komentowane 2

  1. peter says:
    9 miesięcy temu

    dla mnie to nic nowego to tylko potwierdzenie tak wygladaja kraje w ktorych wladze przejmuja szumowiny i przestepcy. bardzo dlugo nie rozumialem dlaczego ojciec czesto mowil „dobrze, ze rusy mnie z niewoli wypuscili dopiero poczatek pazdziernika” do domu dotarl (w Swietochlowicach) pod koniec pazdziernika 1945.kiedy polski oboz pracy byl rozwiazany. oboz kturego komendant wslawil sie zamordowaniem okolo 3000 osob starszych i mlodych bez wzgledu na plec i narodowosc slazak,polak, czy volksdeutsch (pod komendantura „nazi”umarlo w tym obozie okolo 470 wiezniow). Rodzice znali dobrze Dr.Hunczka kturemu mama zawdzieczala ze nie musiala sama wychowywac 3 lobuzow najmlodszy1950r.urodzenia. Poczatek lat 1970 odwiedzila rodzicow w Bardo corka Hunczkow Ursula.mialem pecha, ze nie bylo mnie juz w domu. O Dr.Hunczku duzo slyszalem nie tylko od rodzicow ale i od rodzenstwa rodzicow Mamy cale rodzenstwo aojca jedna siostra przewineli sie przez Bardo najladniejsze miasto swiata.

    Odpowiedz
  2. Pingback: Ktoś, nie mający pojęcia o tamtych czasach mógłby spytać – jak można było żyć w takiej dwoistości (Ząbkowicki Urząd Bezpieczeństwa – część 2) - Sudeckie Fakty

Dodaj komentarz Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz jeszcze

  • Popularne
  • Komentowane
  • Najnowsze

Wolność

12 lipca 2020
Święto Miodu i Dni Bolkowa 2025 – warto tam być

Święto Miodu i Dni Bolkowa 2025 – warto tam być

5 czerwca 2025
Nowe personalia w diecezji świdnickiej

W diecezji świdnickiej nowi proboszczowie i wikariusze – LISTA wszystkich zmian

15 czerwca 2023

Będą zmiany w parafiach – biskup świdnicki podjął decyzje dotyczące proboszczów

10 czerwca 2022
Muzyka duszy zabrzmi w Sanktuarium Wambierzyckiej Królowej Rodzin

Muzyka duszy zabrzmi w Sanktuarium Wambierzyckiej Królowej Rodzin

6 czerwca 2025
W świdnickim Kościele Pokoju zagra organista Katedry Notre Dame w Paryżu

W świdnickim Kościele Pokoju zagra organista Katedry Notre Dame w Paryżu

6 czerwca 2025
Święto Miodu i Dni Bolkowa 2025 – warto tam być

Święto Miodu i Dni Bolkowa 2025 – warto tam być

5 czerwca 2025
Aktywni Dolnoślązacy nabór trwa

„Aktywni Dolnoślązacy” – nabór trwa

5 czerwca 2025

Reklama

Timcatering.pl

Ostatnie aktualności

Muzyka duszy zabrzmi w Sanktuarium Wambierzyckiej Królowej Rodzin
Kłodzko

Muzyka duszy zabrzmi w Sanktuarium Wambierzyckiej Królowej Rodzin

6 czerwca 2025
W świdnickim Kościele Pokoju zagra organista Katedry Notre Dame w Paryżu
Świdnica

W świdnickim Kościele Pokoju zagra organista Katedry Notre Dame w Paryżu

6 czerwca 2025
Święto Miodu i Dni Bolkowa 2025 – warto tam być
Jelenia Góra

Święto Miodu i Dni Bolkowa 2025 – warto tam być

5 czerwca 2025
Aktywni Dolnoślązacy nabór trwa
Wałbrzych

„Aktywni Dolnoślązacy” – nabór trwa

5 czerwca 2025
Web Summit w Vancouver
Dolny Śląsk

Web Summit w Vancouver – z udziałem dolnośląskich przedsiębiorców

5 czerwca 2025
Debiut nowych modeli
Jelenia Góra

Debiut nowych modeli zeroemisyjnych autobusów E9 i U18

4 czerwca 2025

SudeckieFakty.pl - wiarygodne informacje obejmujące powiaty: wałbrzyski, świdnicki, dzierżoniowski, ząbkowicki i kłodzki, jeleniogórskie oraz Dolny Śląsk. Sprawdzone fakty i wyraziste opinie.

Polityka Prywatności

sudeckiefakty

Nieskrywana spontaniczność i nieudawana naturaln Nieskrywana spontaniczność i nieudawana naturalność zamieniają kilkadziesiąt minut w roku w pasmo ciepłych ekspresji niesionych aurą słów, które nigdy nie pozostawiają publiczności obojętną.
➡️ https://sudeckiefakty.pl/milosc-jest-zadomowieniem-i-niejedno-ma-imie-foto/ 
#miłość #muzyka #poezja #śpiew #recytacja #koncert #miłośćniejednomaimię #ząbkowiceŚląskie
Budynek Szkoły Podstawowej oraz przedszkola w Psz Budynek Szkoły Podstawowej oraz przedszkola w Pszennie już wkrótce doczeka się termomodernizacji oraz poprawy efektywności energetycznej.
➡️ https://sudeckiefakty.pl/budynki-oswiaty-z-lepsza-efektywnoscia-energetyczna-w-pszennie-to-bardzo-konkretna-sprawa/
#inwestycja #edukacja #ekologia #termomodernizacja #pszenno #gminaświdnica
Pasje dolnośląskich policjantów przybierają różne formy, a ich spektrum jest bardzo szerokie. Począwszy od sportów drużynowych, bieganie, strzelectwo na sportach ekstremalnych skończywszy.
➡️ https://sudeckiefakty.pl/zdobyl-najwyzszy-szczyt-afryki-polnocnej-jebel-toubkal-niesamowity-wyczyn-policjanta-z-klodzka/ 
#wspinaczka #wspinaczkagórska #wspinaczkawysokogórska #jebeltoubkal #policjant #pasjonat #himalaista #kłodzko
78 lat temu – 19 lutego 1947 roku – na mocy wy 78 lat temu – 19 lutego 1947 roku – na mocy wyroku komunistycznego sądu, w dzierżoniowskim więzieniu stracony został żołnierz Armii Krajowej Mieczysław Jeruzalski.
➡️ https://sudeckiefakty.pl/mial-20-lat-gdy-zamordowany-zostal-na-podstawie-wyroku-komunistycznego-sadu-sp-mieczyslaw-jeruzalski/ 
#armiakrajowa #ak #żolnierz #żołnierzewyklęci #zbrodniekomunistyczne #zbrodniesądoweprl #cześćichwałabohaterom #wiecznapamięćpoległym
Wyobraź sobie lot balonem, który nagle zaczyna s Wyobraź sobie lot balonem, który nagle zaczyna się podnosić… Niżej widać już tylko chmury. Wyobraź sobie rejs okrętem podwodnym, który niespodziewanie bardzo się zanurza… Peryskop nie sięga już lustra wody, aby ujrzeć niebo. Nie zastanawiasz się, co będzie dalej? Może jednak wolisz wiedzieć, co się wydarzy?
➡️ https://sudeckiefakty.pl/wartosci-leki-nadzieje-uciechy-pojda-na-wysypisko-ai-moze-zawladnac-czlowiekiem/
#sztucznainteligencja #ai #technologiecyfrowe #ryzyka #szanse #inteligencjaczłowieka #człowiek #aieksploracja #andrzejzybertowicz #dobraksiążka #bliżejsłowa
Burmistrz Złotego Stoku Grażyna Orczyk i Barda M Burmistrz Złotego Stoku Grażyna Orczyk i Barda Marta, jako przedstawicielki inicjatywny Lokalnej Organizacji Turystycznej „Dolny Śląsk poza utartym szlakiem”, prezentowały dzisiaj zamierzenia dotyczące szans na ożywienie branży turystycznej po powodzi.
➡️ https://sudeckiefakty.pl/plan-na-dolny-slask-poza-utartym-szlakiem-rozmowa-w-palacu-marianny-oranskiej/
#turystyka #ziemiakłodzka #ziemiaząbkowicka #złotystok #bardo #kamieniecząbkowicki #pałacmariannyorańskiej #atrakcjeturystyczne #produktturystyczny
Muzyka duszy zabrzmi w Sanktuarium Wambierzyckiej Królowej Rodzin

Muzyka duszy zabrzmi w Sanktuarium Wambierzyckiej Królowej Rodzin

6 czerwca 2025
W świdnickim Kościele Pokoju zagra organista Katedry Notre Dame w Paryżu

W świdnickim Kościele Pokoju zagra organista Katedry Notre Dame w Paryżu

6 czerwca 2025
Święto Miodu i Dni Bolkowa 2025 – warto tam być

Święto Miodu i Dni Bolkowa 2025 – warto tam być

5 czerwca 2025
Brak wyników
Zobacz wszystkie wyniki
  • AKTUALNOŚCI
  • TWÓJ POWIAT
    • Ząbkowice Śląskie
    • Kłodzko
    • Dzierżoniów
    • Świdnica
    • Wałbrzych
    • Jelenia Góra
  • DZIEJE SIĘ
  • SPORT
  • KULTURA
  • Dolny Śląsk

© 2022 SudeckieFakty.pl

Po zapoznaniu się z niniejszą informacją, poprzez kliknięcie na „Przejdź do serwisu” lub zamknięcie tego okna zgadzasz się na to, aby Twoje dane osobowe były przetwarzane
w taki sposób jaki został omówiony w regulaminie oraz niniejszej polityce (https://sudeckiefakty.pl/cookies)

PRZEJDŹ DO SERWISU
Manage consent

Privacy Overview

This website uses cookies to improve your experience while you navigate through the website. Out of these, the cookies that are categorized as necessary are stored on your browser as they are essential for the working of basic functionalities of the website. We also use third-party cookies that help us analyze and understand how you use this website. These cookies will be stored in your browser only with your consent. You also have the option to opt-out of these cookies. But opting out of some of these cookies may affect your browsing experience.
Necessary
Always Enabled
Necessary cookies are absolutely essential for the website to function properly. This category only includes cookies that ensures basic functionalities and security features of the website. These cookies do not store any personal information.
Non-necessary
Any cookies that may not be particularly necessary for the website to function and is used specifically to collect user personal data via analytics, ads, other embedded contents are termed as non-necessary cookies. It is mandatory to procure user consent prior to running these cookies on your website.
SAVE & ACCEPT