Raz w życiu uczestniczyłem w pracach obwodowej komisji wyborczej. Było to w czerwcu 1989 r., w czasie pamiętnych wyborów. Nie było wtedy żadnych komputerów, za to członkowie komisji posługiwali się ołówkami kopiowymi, liczydłami. Wyniki wyborów znaliśmy wczesnym rankiem, a całej Polsce po południu.
W minioną niedzielę, czyli 25 lat później, też odbyły się wybory i też będą zapamiętane. Mija druga doba od ich zakończenia i znamy wyniki exit poll, znamy wyniki w gminnych okręgach wyborczych, bo są dostępne na drzwiach siedzib komisji obwodowych, tym samym wiemy kto został wybrany na radnego oraz na burmistrza, ale nie wiemy – jako wyborcy – jakie są wyniki wyborów do rady powiatu i do sejmiku. Nie ma żadnego oficjalnego źródła informacji nawet w kwestii frekwencji wyborczej. W serwisie internetowym Państwowej Komisji Wyborczej na mapce Dolnego Śląska widać granice Powiatu Ząbkowickiego, ale wyświetla się napis „powiat świdnicki” i rzeczywiście po kliknięciu tam pojawiają się dane z powiatu, z jakim nawet nie sąsiadujemy. Kandydaci „biegają” po terenie, fotografują i spisują informacje z protokołów komisji obwodowych i tak liczone dane są z oczywistych względów przyczyną ich dyskomfortu. Znają bowiem wyniki z urn wyborczych, ale nikt ich nie może uznać za wiarygodne. Także na ZĄBKOWICE4YOU.PL pojawiły się pierwsze nieoficjalne informacje o personaliach nowych radnych powiatowych zdobywane z różnych źródeł, ale już wiadomo, że mogą być nieaktualne. O pozyskaniu zestawień dotyczących głosowania na radnych wojewódzkich można tylko śnić. Skandal goni skalndal, bo panowie sędziowie z PKW ogłaszają co rusz, że serwery i systemy już są sprawne, a wszystkie media ogólnopolskie komunikują coś dokładnie przeciwnego.
Kompromitacja wyborów jest oczywista. Wręcz pod znakiem zapytania staje ich ważność. Dla ważności wyborów nie wystarczy bowiem głos oddany przez uprawnioną osobę. Musi być ważny, a słychać z różnych stron o deszczu głosów nieważnych. Głosy muszą być rzetelnie przeliczone w obwodach, a następnie prawidłowo zsumowane przy ustalaniu wyników głosowania na poszczególnych szczeblach procedury wyborczej. A z tym właśnie jest już nie tylko kłopot, ale rosnąca z każdą godziną poważna wątpliwość co do prawidłowości procedur i ich bezpieczeństwa. Zastosowanie bardzo prostej metody mogłoby przeciąć już wczoraj zaistniały impas. Wyłączyć (w cholerę!) komputery i liczyć głosy na piechotę. Na oczach członków komisji pakować karty do bezpiecznych i zapieczętowanych kartonów czy worków, a protokoły z ich udziałem zwozić do siedzib gmin, powiatu i województwa. Tam raz jeszcze ręcznie sprawdzać i sumować dane z protokołów – także z udziałem przedstawicieli wszystkich komitetów wyborczych. Napisać protokoły końcowe i wywiesić je w miejscu publicznie dostępnym i dopiero wtedy opublikować w sieci. Jeśli tego wszystkiego nie można przeprowadzić, to będziemy czekać na wyniki, bo – jak powiedział jeden z członków PKW – „możliwe, że dzisiaj wieczorem będzie możliwe podanie oficjalnych wyników”. Z wynikami wyborów samorządowych 2014 wyborcy powinni móc się zapoznać natychmiast po ich obliczeniu, a nie „może wieczorem” dzisiaj lub nie wiadomo kiedy. W przeciwnym przypadku wyborcy mają prawo czuć się jako traktowani niepoważnie (najdelikatniej rzecz ujmując). PKW podlega ocenie obywateli i ocena ta wypada bardzo źle, bo to, co PKW wyprawia z kolejnymi wyborami (podobnie było z wyborami do Parlamentu Europejskiego w maju br.) psuje demokrację w Polsce. I podważa wiarygodność wyborów.