Nie zamierzam polemizować z akolitami „premiera tysiąclecia”, który udowodnił, ze wszystko jest w stanie udowodnić i wytłumaczyć. To niezależnie przydatna cecha potrzebna do pełnienia funkcji „strażnika żyrandola” pardon, prezydenta Europy. I tyle jazdy obowiązkowej.
Kontynuując temat zapodany w tytule, pora na meritum. W ubiegły piątek odwiedzając, służbowo, europejską stolicę kultury 2016 otrzymałem od ulicznego rozdawcy bezpłatnych gazet, lokalne „Metro”. W nim, na 3. stronie, w małej, krótkiej, zwięzłej notce podano informacje dobitnie potwierdzającej tytułowe pytanie. I nie jest to bynajmniej pytanie retoryczne i mam wrażenie, że to nie 1. jaskółka a raczej jedna z pierwszych. A na pewno nie ostatnia. Premier Bawarii – Horst Seehofer zapowiedział, że „Opłaty za przejazd niemieckimi autostradami zostaną wprowadzone dla kierowców z zagranicy, nawet bez zgody UE” . Znając niemiecką konsekwencję, można bez dużego ryzyka przyjąć, że nie są to czcze przechwałki, tym bardziej, że oni są już po wyborach krajowych i federalnych. Jakby komuś było mało zdecydowania w wypowiedzi szefa rządu jednego z większych krajów Republiki Federalnej to jeszcze „dołożył”. „Kraj taki jak Republika Federalna Niemiec popełniłby kardynalny błąd, gdyby – chcąc uchwalić jakąś ustawę – pukał przedtem do drzwi UE i pytał: Czy wolno nam to zrobić?”. W wywiadzie dla dziennika „Donaukurier” dodał, że taka postawa to byłby – „paraliż państwa”.
Znając konsekwencję, zdecydowanie i bezkompromisową postawę, „premiera tysiąclecia” wobec tych, dzięki, którym… bez trudu można zaryzykować twierdzenie, że nie ruszy nawet małym palcem lewej nogi w sprawie. I żeby nie musiał szukać wytłumaczenia, podpowiadam. Bo przecież byłoby to wtrącanie się w wewnętrzne sprawy członka UE.