Poczytuję sobie za duży sukces osobisty albo kolejny dowód na to, że mam intuicję właściwą płci przeciwnej. Na mój czerwcowy apel – niewysłuchany przez burmistrza czy starostę, o marszałku województwa czy wojewodzie nie wspominając – o to, by przyjąć wielki zbiór genialnego malarza Zdzisława Beksińskiego, którego nie chce podjąć ZA DARMO partyjna koleżanka wymienionych panów (prezydent Warszawy), udało się uzyskać namiastkę odzewu.
Kilka miesięcy po moim błagalnym apelu, jaki opublikowałem gdzie tylko mogłem, w Ząbkowicach doszło do wydarzenia artystycznego wysokiej klasy. Odbyła się wystawa malarstwa Krzysztofa Heksla, o której więcej można przeczytać na ZĄBKOWICE4YOU.PL Tenże artysta nie tai, iż inspiruje się Zdzisławem Beksińskim, co też łatwo można było naocznie zweryfikować podczas wystawy prezentowanej w Galerii Rotunda. Nie będę powtarzał słów uznania dla Pracowników Ząbkowickiego Ośrodka Kultury za to, że zdobyli się na wysiłek zorganizowania pokazu dzieł nieprzeciętnych, skierowanych do myślącego samodzielnie odbiorcy i tym samym udowodnili, że w naszym mieście jest grono osób (może i wąskie, ale sztuka nigdy nie była zjawiskiem egalitarnym i masowym) spragnionych kultury. Kultury, czyli tworzenia, poszukiwania i wewnętrznego wznoszenia się. Było to i dla mnie pocieszające, że mieszkam wśród ludzi, którzy nie odbierając nikomu przyjemności jedzenia kiełbasy popijanej piwem na klepisku, sami wolą delektować się winem i herbatnikiem mając pod nogami twarde podłoże. Na marginesie tego zdania dodam pytanie: i kto tu buja w obłokach???
Radość moja była krótka, gdy w serwisie instytucji kultury, której mecenasami są burmistrz, radni, a więc nasi wybrańcy sprzed czterech lat, przeczytałem wiadomość o odwołaniu przez ZOK koncertu pt. „Opera pro Patria”. Wydarzenie to miało się odbyć w nawiązaniu do Narodowego Święta Niepodległości. Przyczyną była, jak napisano w komunikacie, „niska frekwencja”. Niska, czyli nie zerowa… Niska, czyli byli chętni, aby zapłacić za bilet wstępu na zapowiadający się ciekawie koncert w wykonaniu artystów scen operowych europejskiej klasy. Niska, czyli zbyt mała, aby pieśniarzy i muzyków godziło się (i opłacało) fatygować do Ząbkowic. Ząbkowic, czyli miasta, którego władze od czterech lat pasą mieszkańców „darmowymi” imprezami określanymi jako „kulturalne” czy artystyczne”, a będące w gruncie rzeczy masową rozrywką. Jej „darmowość” jest oczywiście iluzoryczna, bo gdyby sięgnąć do detalicznych sprawozdań finansowych Gminy Ząbkowice i umów zawieranych przez jej agendy z wykonawcami i obsługą tych masówek, okazałoby się, że składamy się wszyscy na ubaw dla niektórych. Zaryzykuję tezę, że i ten koncert, który został odwołany przez ZOK, a więc instytucję zależną od samorządu gminnego, zmieściłby się w budżecie kultury czy promocji, gdyby taką wolę wykazał ktoś z decydentów (burmistrz, radni, dyrektor instytucji kultury). Prosta kalkulacja: 300 widzów razy 25 złotych za jeden bilet, to 7500 zł. Widownia ZOK-u (po modernizacji sali widowiskowej) ma chyba więcej wygodnych miejsc, ale załóżmy, że nie udałoby się przyciągnąć tylu widzów w ok. 20-tysięcznej gminie czy ponad 50-tysięcznym powiecie. Nie „może”, lecz z pewnością Narodowe Święto Niepodległości zasługuje na wydatkowanie wspomnianej kwoty, aby umożliwić darmowe wejście na koncert. Co więcej, zasługuje bardziej, niż szereg innych imprez masowych, jakich pełno było choćby tylko w tym roku w Ząbkowicach. Nie chcę mi się wierzyć, że nie można było rozprowadzić wejściówek (zaproszeń z odręcznym podpisem Pana Burmistrza lub Pana Starosty) wśród kombatantów, seniorów, nauczycieli, młodzieży, pracowników instytucji samorządowych. Skoro nie jest problemem zapraszanie (ze wspomnianym podpisem) na imprezy tysięcy ludzi, to kilkuset nie można?
Cały wywód ma jeszcze jeden wątek, którego nie będę krył, nawet jeśli narażę się na zarzut nadmiernego krytycyzmu wobec władz gminnych czy nawet „czepialstwa”. Jest dla mnie już nie skandalem, ale przyczyną zażenowania, że nie znajduje się środków w budżecie na wydarzenie kulturalne z przesłaniem patriotycznym, którego nigdy za wiele i jednocześnie znajduje się niemałe kwoty na finansowanie stricte komercyjnych imprez rozrywkowych. Jedne i drugie są potrzebne – zgoda. Istnieje jednak coś takiego jak hierarchia ważności. Widać dla osób podejmujących decyzje o życiu naszej lokalnej wspólnoty ważniejsza jest masowa wyobraźnia od zbiorowych przeżyć. Może dzieje się tak dlatego, że pewna kategoria wydarzeń bardziej sprzyja lansowaniu się? Dlatego powtórzę postawione już w tym tekście pytanie: i kto tu buja w obłokach???