Powszechnie znanym i uciążliwym zjawiskiem współczesności są telemarketerzy. W zasadzie dzwonią bez żadnych ograniczeń (poza godzinami nocnymi) i namawiają, namawiają, namawiają, bez końca. Do zakupu towarów i usług i nie tylko. Trzeba jednak przyznać, że zdarzają się wśród nich prawdziwi mistrzowie.
Możemy się oburzać, skąd mają nasze numery telefonów ale „dajemy” im je sami, mniej lub bardziej świadomie. Ze stacjonarnymi nie mają żadnych problemów, a komórkowe zdobywają prawie równie łatwo bo… Kiedyś wyraziliśmy zgodę, jak kupowaliśmy telefon, meble czy telewizor albo braliśmy kredyt czy zostaliśmy mniej lub bardziej szczęśliwymi posiadaczami karty kredytowej czy lojalnościowej. Możemy teoretycznie zapytać skąd nasz rozmówca ma nasze dane, zastrzec je i postraszyć GIODO, ale trzeba mieć świadomość, że to jest jednak „donkiszoteria”. Bo choć prawo stoi po naszej stronie to i tak „przeciwnik” potrafi sporo.
Kiedyś przyszedł mi pomysł napisania poradnika dla „odmawiających”. Poradnika, który testowałem sam na sobie. I choć nie jestem zbyt asertywny, dawałem radę. Obiecuje się podzielić swoimi uwagami niebawem.
Wracając do rzeczy. Pojawiło się światełko w tunelu, niewielkie bo niewielkie ale jednak. 25 grudnia w życie wchodzi nowelizacja ustawy o prawach konsumenta. Może sprawić, że natarczywość telemarketerów trochę będzie poskromiona. Mówi o tym zapis, który wprowadza wymóg, by każda umowa była potwierdzana na piśmie. Ma to ograniczyć możliwości natarczywego nękania przez telemarketerów. Jednak dopiero życie pokaże kto, kogo. I to już niebawem, na początku roku. Autorowi nie pozostaje nic innego jak 3manie kciuków za tych, którzy nie mają w sobie tyle siły, żeby powiedzieć NIE. Obojętnie jak byle skutecznie, oczywiście, konsekwentnie, bez inwektyw.