Jakich wrogów znajdowała bezpieka?
Dosyć charakterystycznym przykładem może być pan Antoni Skąpski. Pan Antoni był drużynowym I Drużyny Skautowej im. S. Czarneckiego w „Sokole”. Należał do POW. Ciężko ranny został w styczniu 1919 r. w obronie Lwowa. Ukończył Gimnazjum w Nowym Sączu. Studia rolnicze w Krakowie przerwała mu wojna 1920 r., w której uczestniczył jako ochotnik w pułku ułanów Księcia Józefa. W 1921 ukończył Podchorążówkę w Grudziądzu, a następnie studia rolnicze na Uniwersytecie w Poznaniu. W 1939 r. służył w szwadronie KD 6, a od 8. IX. był dowódcą szwadronu Kawalerii Dywizyjnej. Dostał się do niewoli niemieckiej, z której jako inżynier rolnik został zwolniony. Dalej walczył w AK. Po wojnie nie ujawnił się. W 1946 r. założył Spółdzielnię Ogrodniczą w Ząbkowicach Śl. Gnębiony i prześladowany przez ząbkowicki PUBP, wrócił do Krakowa i dalej pracował w swoim zawodzie. Po śmierci pochowany został na cmentarzu w Batowicach.

Wspomnę jeszcze jednego wroga ludu jakim dla ząbkowickiego PUBP był pan Stefan Szmakfefer „Andrzej”, „Bej”, Bohdan”, „Lach”, „Mat”, „Szach”, „Wuj”, vel Zawadzki. Pan Stefan po powrocie z Rosji do kraju ukończył gimnazjum i następnie dwa lata studiował na Politechnice Warszawskiej. Z kolei odbył służbę wojskową w Szkole Podchorążych Piechoty. Wziął udział w Kampanii Wrześniowej. Podczas okupacji niemieckiej w latach 1940 – 1945 czynny był w konspiracji ZWZ – AK. Po rozwiązaniu AK (19 stycznia 1945 r.) dalej działał w po akowskiej konspiracji ROAK/D SZ/WIN na terenie Mazowsza. Chcąc uwolnić się od tropiących go NKWD i UBP wyjechał na Dolny Śląsk i zamieszkał w Złotym Stoku. Pracował tam jako komisarz ziemski. W dniu 3 czerwca 1950 r. został aresztowany przez UBP i przewieziony do więzienia Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego w Warszawie. Wojskowy Sąd Rejonowy w Warszawie skazał go na karę dożywotniego więzienia. Ostatecznie po kilku jeszcze wyrokach Prokurator Wojewódzki w Poznaniu w dniu 2 maja 1956 r. na podstawie ustawy amnestyjnej z dnia 27 kwietnia 1956 r. złagodził mu karę do 4 lat więzienia i utratę praw do 2 lat i 4 miesięcy. W dniu 2 maja 1956 r. zwolniony został z Centralnego Więzienia Karnego we Wronkach. Po zwolnieniu powrócił do Złotego Stoku. Zmarł w Ząbkowicach Śląskich. Był jeszcze jednym przykładem z wielu, jak władza „ludowa” obchodziła się z polskimi bohaterami.
Ząbkowicka bezpieka opierając się na haśle – „ten przeciw nam, kto nie idzie z nami” nie działała inaczej niż inne na terenie całej Polski. Stosowała te same haniebne metody w czasie morderczych śledztw, łamiące prawo procesy sądowe i upadlające ludzką godność warunki uwięzienia. Ofiary komunistycznej „sprawiedliwości” były usuwane na margines życia. W większości pozbawiano ich możliwości kształcenia się i udziału w życiu publicznym. Ci którzy przeżyli, wegetują obecnie na głodowych emeryturach, często schorowani i bezradni. Natomiast ich oprawcy dotąd żyją bezkarnie i dostatnio.
Wymienię jeszcze innych spośród wielu funkcjonariuszy PUBP w Ząbkowicach, którzy byli bandą renegatów, szumowin i zbirów”. Tak więc kolejno. Zbigniew Sikora , który był zastępcą szefa PUBP oraz p.o. szefa. Ten też musiał być wyjątkowo „uzdolniony”. Awansował wysoko. Skończył w stopniu majora jako naczelnik Wydziału IV KW MO we Wrocławiu.

Z końcem lat 50. XX wieku w ząbkowickim PUBP pracował podporucznik Tadeusz Gregorczyk, mimo że skończył tylko szkołę powszechną, to dzięki akcesowi już w styczniu 1945 r. do PPR, szybko awansował. W dniu 1 listopada 1952 r. otrzymał stopień porucznika i stanowisko szefa placówki UB w Oławie. W okresie od 1 lipca 1952 r. do 10 marca 1953 r. szefem w ząbkowickim PUBP był Stanisław Maluga. Z kolei w roku 1953 obowiązki szefa PUBP pełnił porucznik Aleksander Sordyl. Po nim tę funkcję od 1 lutego 1954 r. do 1 września 1955 r. pełnił Stanisław Stokłosa. Jego następcą został Stanisław Makuch, który od 1 stycznia 1957 r. do 31 sierpnia 1963 r. był zastępcą komendanta MO do spraw bezpieczeństwa w Ząbkowicach Śląskich. Jego kariera służbowa była oszałamiająca. W stopniu pułkownika od 30 kwietnia 1977 r. był II sekretarzem Ambasady PRL w Pradze, przedstawicielem Departamentu I MSW przy MSW Czechosłowacji. Zwolniony został w 1978 r. Tego, miałem nieprzyjemność poznać osobiście. Otóż gdy zamieszkałem we Wrocławiu przy ul. Mickiewicza, któregoś dnia mój ojciec rozpoznał w starszym panu siedzącym z wnuczkiem na ławeczce w Parku Szczytnickim ponurą postać znaną mu jeszcze z Ząbkowic. Wskazał mi go i objaśnił jaką rolę ten przed laty pełnił w mieście, w którym kiedyś mieszkaliśmy. Nomen omen okazało się, że człowiek ten mieszka w sąsiedniej willi, a mój synek Kubuś bawi się z Pawłem – jego wnuczkiem. Tak się zdarzyło pewnego dnia, a było to w latach 80. XX wieku, że przechodząc koło niego gdy był z wnuczkiem powiedziałem: – Dzień dobry panie Makuch. Ten wielce zaskoczony, wybąkał: – Skąd, skąd pan mnie zna? Ano znam pana z Ząbkowic. Zaczerwienił się, i momentalnie odszedł. Dotąd wobec sąsiadów grał rolę godnego szacunku, emerytowanego urzędnika. Wyjaśniło mi się wtedy, skąd czasami na podjeździe jego willi tyle luksusowych samochodów. Ano, to z pewnością starzy parteigenossen odwiedzali emerytowanego kamrata.
Zastępcami szefów ząbkowickiego PUBP kolejno byli wspomniani już: Zbigniew Sikora, Roman Kysiak, Aleksander Sordyl, Bolesław Duszel, Władysław Kostecki, Ksawery Rogut i Stanisław Makuch.
PUBP mieścił się w willi przy ulicy Legnickiej 3. Mieszkańcy miasta ze strachem spoglądali na otoczony ponurą sławą budynek, a ci którzy mieli nieprzyjemność znaleźć się w nim nawet przez chwilę, później omijali go szerokim łukiem. Wszyscy wiedzieli dobrze co działo się w jego murach ale starali się o tym nie mówić, nawet szeptem.
Bezpieka miała też kilka tajnych placówek na terenie miasta i w niektórych wsiach. Jedna z katowni znajdowała się przy ulicy Bolesława Prusa w budynku obecnego Starostwa, a zatrzymanych rozstrzeliwano bez wyroku po przeciwnej stronie ulicy pod murem na terenie obecnej Spółdzielni Inwalidów „Elsin”. Druga katownia mieściła się przy Placu Strażackim (obecnie pl. M. Curie-Skłodowskiej) za budynkiem – garażem i magazynem z wieżą do suszenia węży strażackich. Był to piętrowy budynek mieszczący cele bez okien. Jeszcze z początkiem lat 90. na ścianach widać było wyryte przez więźniów napisy, które wskazywały na to że przetrzymywano tam ludzi z Warszawy, Myślenic i Zakopanego . W zalanej piwnicy tego budynku walały się aluminiowe talerze i sztućce. Były kwatermistrz Straży Pożarnej – pan Czesław G., opowiadał, że jeszcze w latach 70. odwiedzali go przyjezdni ludzie i prosili o wpuszczenie do tego budyneczku. Opowiadali przy tym, że byli tam więzieni bezpodstawnie lub na podstawie li tylko pomówień.
Gdy w latach 80. od strony placu przy murach i pod nimi ku ulicy Batalionów Chłopskich układano rury kanalizacyjne, podczas wykopów natrafiono na 16 ludzkich szkieletów. Niektóre z czaszek nosiły ślady przestrzeleń. Pojawił się wówczas prokurator z Kłodzka i lekarz sądowy, szkielety zostały zabrane, a wykonawcy tych prac – panu Karolowi Bednarczykowi i jego synom zabroniono mówić o tym zdarzeniu. Obecnie znajduje się na tym miejscu przykryte asfaltem boisko sportowe. Co dziwne, mieszkańcy pobliskich domów, na których zapleczach mieściły się te obiekty nadal dochowują tajemnicy [wobec kogo?] i twierdzą, że bezpośrednio po wojnie w tych budyneczkach miały siedzibę biura Zakładów Magnezytowych z Grochowej (obecnie Grochów).
Kolejna katownia znajdowała się w narożnym budynku ulicy Kłodzkiej i ulicy Partyzantów, gdzie po wojnie mieściła się Komenda MO. Więźniów przetrzymywano tam w wilgotnych lochach od strony kina „Pionier” (później „Promień”). Niestety w trakcie remontu w 1991 r., zatarte zostały wszystkie ślady jakie pozostały tam po więzionych. Bowiem przed remontem na niektórych ścianach w pomieszczeniach na strychu i w piwnicy widniały napisy wykonane przez aresztantów, a nawet adresy ich zamieszkania.
Ilu ludzi i kogo zamęczono w tych i innych katowniach PUBP i MO w Ząbkowicach Śląskich? Trudno dzisiaj powiedzieć. Z pewnością było ich wielu, a odpowiedzialność za cierpienia i na ogół złamane życie pozostałych aresztantów, ponosi banda odstępców i zawodowych zbirów – zdrajców swojej Ojczyzny. Zarówno prześladowcy jak ich ofiary żyli razem w tym samym mieście i okolicznych wsiach. Żyli tam również donosiciele, tajni współpracownicy i wszelkiego autoramentu kapusie współpracujący z bezpieką.
System, który stworzył anormalne stosunki współżycia nie był przeznaczony dla ludzi porządnych i prawych. Najlepiej w jego ramach czuli się ludzie niegodni i łajdacy. Komunistyczny system wykluczał jednostki wartościowe i na swój sposób był rasistowski. Pod szumnymi hasłami stworzony został dla ludzi podłych, a z propagowanymi hasłami równości i sprawiedliwości nic wspólnego nie miał. Właściwie to jedynym celem tego zakłamanego systemu było utrzymanie władzy dla władzy i podporządkowanie Polski Wielkiemu Bratu.
Warto na tym miejscu przytoczyć słowa Lesława Breitera – też swego czasu dotkniętego każącą ręką „ludu pracującego” w postaci bezpieki: „Wszyscy mieszkaliśmy w dzielnicy willowej, przy obecnej ulicy Waryńskiego i Mickiewicza [wtedy były to ulice Polna i Ogrodowa]. Żeby dojść na próbę do teatru, musieliśmy przejść przez ulicę 1 Maja. Ulica Żeromskiego była zamknięta, ponieważ tam mieściła się dzielnica rosyjska. Jeżeli Tur nas zauważył, to już w tym dniu próby nie było. Trzeba było iść do niego. Ponieważ miał klucze od niemieckiej fabryki wódek i likierów, która mieściła się przy obecnej ulicy Aliantów oraz kierowcę, wysyłał go zawsze po wódkę do magazynu. Najbardziej serce nas bolało z tego powodu, że musieliśmy pić tam na siłę. A był to okres, w którym wódka byłą najcenniejszym pieniądzem. Dla orientacji powiem, że starosta nie dostawał żadnych pieniędzy do dyspozycji, natomiast otrzymywał jedną lub dwie beczki spirytusu. I za to kupował od Rosjan wszystko, co mu było potrzebne: benzynę, itp. Za pół litra można było kupić piękny, złoty zegarek z grubą, złotą dewizką […]. Potem porucznika Tura zamknęli. Taki los spotykał pierwsze władze. Wszystkich ich po kolej zamykali. Zamknęli Tura, zamknęli Szyjkę, zamknęli Mącznika, za przeróżne kombinacje związane z poniemieckim mieniem. W jednym z budynków mieszczących się na podwórzu Urzędu Miasta znajdował się magazyn pełen rzeczy skonfiskowanych ewakuowanym Niemcom. Jeden z pierwszych starostów w ciągu pół roku opróżnił magazyn zupełnie.”
Ano tacy byli ci pierwsi, a i następni nie lepsi…
Leszek A. Nowak (dzięki uprzejmości „Wiadomości Powiatowych”)
POPRZEDNI FRAGMENT TYDZIEŃ TEMU