Czytałam ostatnio bloga, w mózgu zachowało mi się określenie „bezpieczna strefa”. Post dotyczył rozterek matki półrocznego brzdąca. Będąc matką trójki dzieci (Ania 16 lat, Szymon 13 lat i Zofka 3 lata) dochodzę do wniosku, że miejsce zwane „Bezpieczna strefa”- NIE ISTNIEJE.
Mało tego kiedy dziecko rośnie, strefa maleje. W skrócie: pierwszy szok przeżywa się gdy dziecko odstawione od piersi nadal je, żyje oddycha, z pierwszą samodzielną łyżeczką zupy (która rzadko trafia do buzi; O nie, zaraz, zaraz! Największy szok jest w momencie gdy dziecko opuszcza inkubator! Pierwsze dziecko jest największym szokiem. Co ja mam robić, jak trzymać, jak karmić, słowo JAK? jest myślą przewodnią na początku. Kolejne porody wcale nie są łatwiejsze, ból jest dokładnie taki sam a nawet czasem bardziejszy, ale jakby kobieta mniej się pieści ze sobą i jakoś to leci), po zupie przychodzi czas na nocnik, pierwsze kroki, słowa… Pierwsza klasa, występy, nieśmiałe miłości – to nadal jest w miarę stateczna „Strefa Bezpieczna”.
Cóż to, hmm a no nic, siedzę sobie właśnie, w tle ryczy Simba, Zofka zasnęła. Piję piwko, popalam fajkę, a Ania z Szymonem o Mój Boże: na festynie w Radochowie! Koniec Stref!!! Pozostaje zachwiana sercem logika, emocje biorą górę nad zdrowym rozsądkiem, wyobraźnia szaleje. Pozostaje cienka jak pajęcza sieć nadzieja, że zarówno przebieg wydarzeń będzie pomyślny, jak i dzieci rozsądek swój zachowają. W tym momencie oprócz rozpłakania się nic innego nie przychodzi mi do głowy.
Dzieci dorastają, czy tego chcemy czy nie. Spadają wtedy na nas decyzje, które mogą zaważyć na naszym i ich całym życiu, nigdy nie wiemy czy robimy dobrze. Czy to już odpowiedni czas. Czy one są wystarczająco rozważne i czy możemy im zaufać. Jednak mimo wszystko, pomimo tego serca dziś rozkołatanego co niczym czarna wrona w duszy mojej trzepoce ze strachem, postanowiłam nie być kwoką. Chcę by moje dzieciaki mogły być wolne, szczęśliwe… Ach trudne to wybory ale nie da się wrócić do małości.
Eliza Grzeszczuk / „ELAJZA”