Gdy się lubi ludzi, lubi się swoją pracę i ma się dystans do samej siebie, wówczas krytyka motywuje do pracy, bo po części wskazuje kierunek do działania. Trzeba trzeba umieć słuchać ludzi, trzeba być dyskretnym, bo nie wszyscy, którzy ze mną rozmawiają pragną pomocy. Niejednokrotnie chcą się wygadać, upewnić się czy dobrze postępują, proszą o radę. Jeżeli lubi się swoją pracę, lubi się ludzi i ma się oparcie w rodzinie, można nawet „góry przenosić”. Empatia i postawienie się w sytuacji drugiego człowieka powoduje to, że prawo i formalne względy są też do przejścia, tylko zabierają więcej czasu i wymagają od nas cierpliwości.
Rozmówczynią portalu ZĄBKOWICE4YOU.PL
– jest Izabela Woronowicz
zastępca burmistrza Piławy Górnej
Na co dzień pracuje Pani w samorządzie, ale poza Gminą Ząbkowice Śląskie i poza Powiatem Ząbkowickim. Jednocześnie jest Pani mieszkanką Ząbkowic i byłym pracownikiem Urzędu Miejskiego. Śmiem sądzić, że takie doświadczenia pozwalają patrzeć na sprawy gminy i powiatu z dystansem, ale i z zaangażowaniem. A zatem co jest atutem Powiatu Ząbkowickiego?
Na wejściu tak mocne pytanie… Wyobrażam sobie całą strategię powiatu, w której powinny znaleźć się jego słabe i mocne strony (tzw. SWOT) a muszę powiedzieć w paru słowach, by czytelnicy się nie znudzili. Mocne strony: dobre położenie, promocja regionu, dobrze ukształtowany system komunikacji drogowej i kolejowej, dobra sieć placówek oświatowych i ich równomierne rozłożenie na terenie powiatu, budowane obiekty sportowo-rekreacyjne, wykwalifikowana kadra pedagogiczna, pracowitość i gospodarność mieszkańców, umiejętność wykorzystania środków unijnych, wysoka aktywność lokalnych środowisk kulturalnych i rozwinięta działalność organizacji pozarządowych.
Gdzie są słabości Powiatu Ząbkowickiego? Jaki jest – Pani zdaniem bilans dobrych i słabych stron?
Słabe strony… Trzeba o nich powiedzieć. Są nimi: ujemny przyrost naturalny, starzenie się ludności, duża czasowa migracja mieszkańców, zły stan techniczny dróg, zbyt mała liczba miejsc pracy, duża liczba ludzi młodych i kobiet wśród bezrobotnych, ukryte bezrobocie na wsi, niewielka ilość powstających średnich i małych przedsiębiorstw, odpływ wykształconej kadry i młodzieży, małe zainteresowanie inwestorów krajowych i zagranicznych regionem, mała ilość produktów stanowiących wyróżnik regionu. Do tego wykazu dodałabym: brak współpracy powiatu z gminami i niedostatek wspólnej (pomiędzy gminami a powiatem) oferty w zakresie promocji inwestycyjnej, turystycznej, edukacyjnej. Poważnym problemem jest emigracja ludzi młodych i wykształconych i praktyczny brak zachęt do powrotu osób, które wyemigrowały zarobkowo. Nie ma komunikacji publicznej w obrębie Powiatu i nie jest sprawny system opieki zdrowotnej. Jak widać – słabych stron jest więcej, ale być może spowodowane jest to tym, że samorząd powiatowy ma starą strategię, do której chyba nikt nie zagląda. Jej ostatnia aktualizacja miała miejsce w …2006 r., a tekst pierwotny jest stworzony w …2001 r. Przez 13 lat tyle się zmieniło… Zarówno w obszarze wymagań i oczekiwań klientów, jak i w sferze politycznej, gospodarczej, społecznej i legislacyjnej. Te zmiany wymagają szybkiego dostosowywania się. Jeśli administracja nie nadąża za zmianami w swoim otoczeniu, wcześniej czy później zostaje w tyle, co niestety daje się zauważyć w Powiecie Ząbkowickim. Podsumujmy. Największym atutem naszego Powiatu jest pracowitość i gospodarność mieszkańców, a największą słabością niedosteteczna współpraca powiatu z gminami. Dopowiem: powiat to siedem gmin, a nie jedna…
Uchodzi Pani za osobę, która stawia wysoką poprzeczkę wymagań sobie i współpracownikom. Mam tu na myśli funkcjonowanie administracji samorządowej. Osobiście nie jestem „fanem” rozmaitych certyfikatów, ale przyznaję, że jakość pracy urzędników to zmora szefów, ale przede wszystkim odczucia zwykłych mieszkańców. Jak pogodzić oczekiwania ludzi, którzy chcą mieć wszystko załatwione „od ręki” z koniecznością zachowania procedur, przepisów, już o obiektywizmie i bezstronności nie wspominając? Oboje wiemy, źe o urzędnikach nie mówi się dobrze i ta opinia nie bierze się z powietrza…
Tak wiem, o urzędniku mówi się, że nic nie robi, tylko popija sobie kawkę, rozmawia dla zabicia czasu z koleżanką lub przez telefon, i nie ma czasu dla klientów – petentów. Tak można powiedzieć o każdym kto pracuje zawodowo! Gdy jestem zła na mojego Męża, by Go bardziej zezłościć mówię, że nic nie robi, tylko siedzi i jeździ pociągiem, nie musi nawet uważać na znaki drogowe, bo przecież na torach ich nie ma. Inny przykład równie przewrotny – rolnik. Cóż on robi? Też nic, tylko patrzy na pole jak mu pszeniczka rośnie i cieszy się z tego jak duży będzie miał plon. Nic z tego, co powiedziałam wcześniej nie jest prawdą, a pozwoliłam sobie powiedzieć o tych trzech grupach zawodowych trochę w sposób uszczypliwy tylko dlatego, że te trzy zawody są u mnie w rodzinie i wiem jak jest ciężko pracować w urzędzie, na kolei, czy na roli. Ale do rzeczy… Jak pogodzić oczekiwania ludzi, którzy chcą mieć wszystko załatwione „od ręki” z koniecznością zachowania procedur, przepisów, już o obiektywizmie i bezstronności nie wspominając? Najkrócej mówiąc – w 90% decyzje urzędników pokrywają się z oczekiwaniami klientów, ale zostaje te 10% klientów niezadowolonych, którzy swoim niezadowoleniem dzielą się z sąsiadami czy innymi osobami. Dzieje się tak może dlatego, że żyjemy zbyt szybko, nie mamy czasu dla bliskich, oduczyliśmy się rozmawiać ze sobą, ale też i słuchać. Albo inaczej – słyszymy tylko to, co chcemy usłyszeć i zachowujemy się jak …dzieci, gdy ktoś powie „nie” (tupiemy nogami, krzyczymy, odgrażamy się). Proszę mi wierzyć – urzędnik to też człowiek. Żyje i mieszka obok nas, musi się kształcić, bo przepisy ciągle się zmieniają i też nie jest nieomylny. Trzeba też wiedzieć, że często wymagania i oczekiwania klientów są wzajemnie sprzeczne, dlatego też od urzędnika wymaga stosowania się ściśle do zasad przepisów. Na tym polega bezstronność i obiektywizm.
Małe gminy coraz mocniej odczuwają skutki procesów demograficznych. Coraz mniejsza liczba urodzeń, coraz większy udział osób starszych wśród mieszkańców, migracja lub nawet emigracja młodych, aktywnych osób poza rodzinne wsie i miasta. To są realne problemy, które odbijają się w funkcjonowaniu oświaty, na rynku pracy, w sferze pomocy społecznej. W czym upatruje Pani szansę na odwrócenie, a przynajmniej zatrzymanie wspomnianych zjawisk? Czy w ogóle pojedyncza gmina, a nawet powiat są w stanie zmienić owe tendencje?
Pojedyncza gmina nie ma takiej możliwości, ale powiat już tak. Siedem gmin albo dwa powiaty mogą więcej. Według mnie powinniśmy położyć nacisk na szkolnictwo zawodowe, zorganizować współpracę szkół średnich z wyższymi. Wiem, ze młodych ludzi nie da się zatrzymać oferując tylko szkolenia. Muszą mieć trwałe miejsca pracy. Bardzo ważnym krokiem jest pomoc w zakładaniu małych i średnich firm, bo to małe firmy płacą najwięcej podatków. Dla młodych ludzi świat się nie kończy na pracy. Chcą odpoczywać, korzystać z instytucji kultury, kina, teatru, bawić się. Musimy więc zadbać o dostęp do tych dóbr. Choćby poprzez dobijanie się u naszych parlamentarzystów o lobbing w sprawie budowy drogi ekspresowej S8 do Wrocławia.
Do poruszonego już problemu braku miejsc pracy, co w naszym Powiecie wyraża się prawie 20-procentowym bezrobociem, dodać należy jeszcze jeden problem dotykający ogół mieszkańców. Mam na myśli dostępność do świadczeń medycznych. Powszechna jest opinia, że w Ząbkowicach jest pod tym względem nie tak, jak oczekujemy tego. Skoro ludzie „tułają się” w poszukiwaniu lekarzy specjalistów w innych miastach (np. Pieszyce, Bielawa, Kłodzko, Dzierżoniów, o Wrocławiu nie wspominając), skoro nawet kolejki do lekarza pierwszego kontaktu są takie, że chcąc się zarejestrować, trzeba się w nich ustawić godzinę przed otwarciem przychodni, to znaczy, że coś nie działa. Jest lekarstwo na ten stan?
Ma Pan rację. Z publiczną ochroną zdrowia na terenie powiatu jest na bakier. Pozbyliśmy się balastu jakim było prowadzenie i utrzymanie szpitala. Dzisiaj nie jesteśmy w stanie tego odwrócić. Możemy jednak chronić i pielęgnować to co mamy, czyli ratownictwo medyczne. Od 2006 r. mówi się o nowej siedzibie Pogotowia Ratunkowego, od 2006 r. wiadomo, gdzie będzie usytuowana. I co? I nic w tym kierunku nie dzieje się. Sam zapis w uchwale budżetowej to za mało!
Obecne władze gmin i całego powiatu kładą duży nacisk na promocję walorów turystycznych Ziemi Ząbkowickiej. Uważa Pani turystykę za dźwignię rozwoju dla naszych miast i wsi czy raczej będzie to jeden z elementów przynoszących zarówno przyjemność zwiedzającym i odpoczywającym u nas, a dla naszych mieszkańców realne dochody?
Myślę, ze obrany kierunek jest dobry. Jestem realistką i wiem jak trudno jest dzisiaj przyciągnąć do gminy dużego inwestora który zatrudni kilkadziesiąt czy kilkaset osób. Nasz powiat powinien stawiać na małe zakłady, firmy, tzw. rodzinne, kilkuosobowe. Bo to te firmy są filarem gospodarki. One umieją się szybko dostosować do zmieniającego się otoczenia, wymagań klientów. Turystyka jest ważną dziedziną, powiedziałabym nawet, że rozwojową, ale nie przeceniałabym jej roli. Produkcja i usługi stanowią siłę napędową lokalnej gospodarki.
Powiat Ząbkowicki przez wiele lat uchodził za obszar rolniczy. Dzisiaj ten sielski obraz zanika – tak mi się zdaje… Może mylę się. Czy rolnictwo i rolnicy, poza zwyczajowymi dożynkami, mają prawo oczekiwać czegoś od samorządów? Na przykład w dziedzinie warunków życia na wsi…
Na pewno dzisiejsi rolnicy nie są tacy sami, jak ci z lat 80. czy 90. Wielu z nich w dorosłość wchodziło w latach 90. Są siłą napędową obecnego rolnictwa, są dobrze wykształceni, wiedzą jak korzystać z funduszy unijnych, choć rolników którzy utrzymują się tylko z roli jest coraz mniej. Dlatego – i tu powtórzę się za moją p. sołtys Jadwigą Ziębą – że dożynki to powinny być nie tylko świętem rolników, lecz także każdego z mieszkańców, którzy prowadzą w swojej wsi jakąkolwiek działalność gospodarczą. Myślę, że na wsi warunki życia są coraz lepsze. To wynik korzystania z PROW czy funduszu sołeckiego. Może nawet w niektórych dziedzinach na wsi żyje się lepiej niż w mieście. Mam tu na myśli tak błahą sprawę jak np. plac zabaw, który jest prawie w każdej wsi na terenie gminy Ząbkowice, a dopiero w tym roku został wykonany taki plac zabaw z prawdziwego zdarzenia w parku miejskim. Tak samo z kanalizacją sanitarną, która jest już w kilku wsiach na terenie naszej gminy, a w niektórych rejonach w centrum Ząbkowic do dzisiaj jej nie ma. Uważam więc, że trzeba oczekiwać od rządzących więcej, mówić o swoich oczekiwaniach, ale też rozumieć, że nie wszystko daje się zrealizować od razu.
Jest Pani samorządowcem już dobrych kilka lat. Przeszła Pani po szczeblach awansu, więc doświadczenie jest na tyle bogate, że ostatni poruszany przeze mnie wątek musi być bardziej osobisty. Co skłania Panią do pracy w samorządzie? Przecież to nieustannie wystawianie się na oceny… Ludzie chętnie krytykują, rzadko chwalą, jeszcze mniej chętnie dziękują. To jakiś rodzaj misji w Pani przypadku? Z jednej strony trzeba słuchać ludzi, a z drugiej strony kierować się normami prawa, rozmaitymi formalnymi względami. Jak to Pani godzi w codziennej pracy?
Jestem samorządowcem już od kilkunastu, a dokładnie od 14 lat. Ma Pan rację! Praca w samorządzie to praca z ludźmi i ich charakterami. W moim przypadku jest tak, że to ludzie dają mi siłę do pracy. Może to zabrzmi dziwnie, ale my urzędnicy ocenę za swoją działalność otrzymujemy raz na cztery lata podczas wyborów. Przedsiębiorcy, sklepikarze, budowlańcy są oceniani przez mieszkańców codziennie i to im należy się niski ukłon. Nie do końca tak jest, że ludzie nie dziękują czy też nie chwalą. Czynią to, tylko może nie o wszystkim słyszymy. Gdy się lubi ludzi, lubi się swoją pracę i ma się dystans do samej siebie, wówczas krytyka motywuje do pracy, bo po części wskazuje kierunek do działania. Trzeba trzeba umieć słuchać ludzi, trzeba być dyskretnym, bo nie wszyscy, którzy ze mną rozmawiają pragną pomocy. Niejednokrotnie chcą się wygadać, upewnić się czy dobrze postępują, proszą o radę. Jeżeli lubi się swoją pracę, lubi się ludzi i ma się oparcie w rodzinie, można nawet „góry przenosić”. Empatia i postawienie się w sytuacji drugiego człowieka powoduje to, że prawo i formalne względy są też do przejścia, tylko zabierają więcej czasu i wymagają od nas cierpliwości.
Rozmawiał: Krzysztof Kotowicz