W subiektywnej prasówce – w każdy poniedziałek rano – dostarczamy Państwu fragmenty artykułów, jakie ukazały się w minionych kilku dniach w lokalnych gazetach i portalach internetowych.
Pogotowie Ratunkowe w Ząbkowicach Śląskich potrzebuje pomocy. Jednostka ma tylko jedną nową karetkę, dwa pozostałe pojazdy mogą nie dojechać do chorego. Powiat ząbkowicki prosi o pomoc – chce bezpłatnie pożyczyć od wrocławskiego Pogotowia Ratunkowego dwie karetki. Powiatowa stacja ma kilka pojazdów, ale tylko jeden jest nowy, pozostałe mają na licznika po 300 tysięcy kilometrów, a to może oznaczać, że karetka stanie w polu. Dyrektor wrocławskiego Pogotowia Ratunkowego Wincenty Mazurec przyznaje, że dostał nietypową prośbę od starosty ząbkowickiego. Dyrekcja tłumaczy, że kontrakt z NFZ nie wystarcza na zakup nowych pojazdów. To tłumaczenie nie przekonuje Wincentego Mazurca. Jest szansa, że jeszcze w lipcu stacja w Ząbkowicach ogłosi przetarg na nowy ambulans. Jego koszt szacowany jest na 300 tysięcy złotych. Połowę tej kwoty ma dać starostwo, resztę mają dołożyć okoliczne gminy. Procedury mogą jednak potrwać nawet dwa miesiące. Ratunkowe w Ząbkowicach ma pod opieką około 70 tysięcy mieszkańców powiatu. Rocznie wyjeżdża około 5 tysięcy razy.
Wiadomości Powiatowe (nr 27/2016) poświęcają uwagę planom rozwojowym Gminy Złoty Stok.
W ubiegłym roku kopalnię złota w Złotym Stoku odwiedziło prawie 200 tysięcy turystów. Średniowieczny Park Techniki, który powstał niedawno obok kopalni zwiedziło w 2015 roku 50 tysięcy turystów. Rok 2016 Park zamierza ukończyć z wynikiem 65 tysięcy zwiedzających. (…) Musimy stworzyć takie atrakcje na terenie samego miasta, że turysta po obejrzeniu kopalni chętnie przyjdzie do Złotego Stoku i spędzi tu resztę dnia – mówi burmistrz Grażyna Orczyk. Gmina przystąpiła do programu rewitalizacji miejscowości. Władze gminy planują rewitalizację kościoła ewangelickiego znajdującego się w pobliżu rynku, który w latach 70. XX wieku został przerobiony na salę gimnastyczną, a jego wystrój został zdemontowany. Obiekt bardzo ucierpiał podczas przeróbek i podczas ostatnich lat. Obecnie niszczeje przez nikogo nie użytkowany. W przyszłości ma tam powstać specyficzne centrum kultury z salą wystawo-konferencyjną, prezentacją multimedialną o historii Złotego Stoku i możliwością wejścia na wieżę widokową, z które rozciąga się bardzo atrakcyjna panorama na wschodnie Sudety oraz polskie i czeskie miejscowości. Opracowywany jest także projekt rewitalizacji parku miejskiego. Po rewitalizacji ma nosić nazwę Ogrodu Guttlerów – bogatych przedsiębiorców, którzy zarządzali kopalnią, a obecny park rzeczywiście był ich ogrodem. Jedną z takich atrakcji mógłby stać się przepiękny XVI-wieczny budynek mennicy, jednak dzisiaj mieszczą się w nim trzy mieszkania prywatne. Warto przypomnieć, że jest to jeden z najstarszych i zarazem jeden z najlepiej zachowanych obiektów tego typu w Europie. (…) Proces uatrakcyjnienia Złotego Stoku to praca na kilka lat. Ale przecież od czegoś trzeba zacząć!
Gazeta Ząbkowicka (nr 146/2016) przynosi wiadomość o niezwykłych sukcesach hodowców bydła z Kamieńca Ząbkowickiego.
Zawieźliśmy 6 sztuk bydła, w tym dwie krowy. W kategorii krów czarno-białych nasze zajęły pierwsze i drugie miejsce, a oprócz tego w kategorii ras wszystkich krów nasza uznana została za najlepszą i dostała super championa – cieszy się Wiktor Karol, prezes Ośrodka Hodowli Zarodowej w Kamieńcu Ząbkowickim, które posiada 958 krów mlecznych i drugie tyle młodych cieląt i jałówek. Ale to nie wszystko. – W czterech kategoriach jałówek rasy czarno-białe zdobyły pierwsze miejsca. – Dodatkowo jedna z naszych jałówek została uznana za najlepszą i też zdobyła super championa – podkreśla Wiktor Karol. Takie wyniki kamienieckie krowy zajęły 25-26 czerwca w Piotrowicach podczas 21 Edycji Regionalnej Wystawy Zwierząt Hodowlanych. Ciężka praca Nagrodzenie właśnie tych krów nie jest przypadkowe. Jak tłumaczy, Wiktor Karol przygotowanie każdej krowy wymaga dużo wysiłku. – Każda krowa musi elegancko chodzić. Oprócz tego dbamy o wygląd estetyczny. Podglądamy i strzyżemy, aby wypadły jak najlepiej – tłumaczy. Miesiąc wcześniej wytypowano 12 sztuk bydła. Spośród nich ostatecznie wytypowaliśmy 2 krowy, 4 jałówki i jednego małego cielaczka, które okazały się najlepsze. Kamienieckie krowy od lat znane są w całym kraju. Zajmują nie tylko wysokie miejsca na wystawach, ale przede wszystkim mają dużą wydajność mleczną. W tym roku za najlepszą oborę w Polsce w kategorii 150 – 300 krów pod względem wydajności uznano oborę w Starczowie. Od lat mleko od krów znajdujących się m.in. w tej oborze trafia do produktów Danone.
Doba.pl (pod datą 07.07.2016) podejmuje temat kontrowersyjnej działalności strzelnicy w Ząbkowicach Śląskich.
Ząbkowicka strzelnica nadal budzi emocje wśród okolicznych mieszkańców. Ponownie zgłosili się do nas Czytelnicy, którym przeszkadzają odgłosy strzelania. (…) O ponowne zajęcie się tematem poprosił nas Czytelnik: – Bardzo proszę o zajęcie się tematem strzelnicy przy stadionie. Od początku swego istnienia strzelnica ta miała status sportowej, czyli strzelano tam z tzw. „wiatrówek”.Obecnie (od ok. 10 miesięcy) strzela się tam z broni wielkokalibrowej. Wiem o czym piszę bo byłem w wojsku. Hałas jest niemiłosierny i choć mieszkam ok. 1200 m. od strzelnicy wyraźnie słychać wystrzały, nieraz seriami co świadczy o używaniu broni automatycznej. Wiem, że była jakaś inicjatywa mieszkańców Osiedla XX-lecia w tym względzie i nawet jakaś tzw. „inspekcja”, ale jak dotąd nic się nie zmieniło. Owszem, jest wolność gospodarcza (LOK wydzierżawił strzelnicę podmiotowi prywatnemu), a podmioty mogą realizować swoje cele, ale na Boga- nie wbrew interesom społecznym a takim jest dla mnie poszanowanie prawa do spokoju. Kolejny kontrowersyjny w tym względzie temat to prawo do odpoczynku mieszkańców na terenie rekreacyjnym, jakim niewątpliwie powinien być obszar stadionu miejskiego. Niemałym nakładem wybudowano np. skate-park w bezpośrednim sąsiedztwie strzelnicy. W tak potwornym hałasie trudno o skuteczny wypoczynek… Na strzelnicy niedługo pojawią się haubice??? – pisze Czytelnik. Zapytaliśmy więc starostwo, czy znane są już wyniki listopadowej kontroli i czy podjęto jakieś decyzje w sprawie strzelnicy. Okazuje się, że sprawa nie znalazła jeszcze swojego finału. – Tutejszy organ ochrony środowiska prowadzi na wniosek mieszkańców postępowanie administracyjne w sprawie uciążliwości spowodowanej emisją hałasu ze Strzelnicy w Ząbkowicach Śl. W chwili obecnej tut. organ zawiadomił strony postępowania o zebranym materiale dowodowym w sprawie, w tym: wynikach oględzin, uzyskanych wynikach badań hałasu, zapisach miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego, podejmowanych krokach przez inne organy. Po terminie wyznaczonym do zapoznania się i wniesienia ewentualnych uwag rozpatrzy zebrany materiał i wyda stosowną decyzję – informuje Wydział Rolnictwa i Środowiska Starostwa Powiatowego. W międzyczasie zgłosił się do nas inny Czytelnik, który twierdzi, że podczas spaceru z psem w okolicach strzelnicy przeleciał obok niego pocisk. Wszystko miał nagrać telefonem komórkowym i przedstawić policji. – Mogłem zostać trafiony rykoszetem! A górka za strzelnica jest częstym miejscem spacerów, nawet dzieci. To niebezpieczne miejsce! – mówił w rozmowie z nami. (…)
Express-miejski.pl (pod datą 07.07.2016) przytacza wspomnienia osób, które doświadczyły skutków katastrofalnej powodzi tysiąclecia, jaka miała miejsce w naszym regionie w 1997 r.
Obfite deszcze na obszarze Polski, Czech i Austrii spowodowały, że poziom wody w rzekach, potokach i strumieniach gwałtownie wzrastał. Pierwsze podtopienia zaczęły występować już po kilku dniach opadów. Ludzie żyli jednak nadzieją, że deszcze ustąpią i zdołają uchronić się przed tragedią. Kiedy strażacy chcieli ewakuować mieszkańców z domów zagrożonych zalaniem, część z nich sprzeciwiała się, licząc na cud. – Dźwięk strażackich syren słychać było często. Na ulicach coraz częściej pojawiały się wozy strażackie. Miałam wtedy 7 lat i czułam, że zbliża się coś złego – wspomina Agnieszka, mieszkanka Barda. Moment kulminacyjny powodzi przypadł na noc z 7 na 8 lipca 1997 roku. To właśnie wtedy przez miasta i wsie przeszła ogromna fala powodziowa, niszcząc wszystko, co napotkała na swojej drodze. Wieś Pilce, znajdująca się niegdyś w gminie Kamieniec Ząbkowicki jest już tylko wspomnieniem. Została doszczętnie zalana przez Nysę Kłodzką, która wyżłobiła sobie przez nią nowe koryto, niszcząc przy tym wiele pól. W związku z tym rząd podjął decyzję o budowie zbiornika retencyjnego na tym terenie i likwidacji miejscowości. – Po tym, jak woda przerwała most i wdarła się do wsi, byliśmy niemal odizolowani od świata. Pozostawaliśmy w swoich domach, bo nie było możliwości ucieczki i z niepokojem patrzyliśmy za okno czy przyjdzie pomoc, czy domy się zawalą. 9 lipca opady ustały, poziom wody zaczął spadać. Zaczęto ewakuować nas helikopterem do Suszki. Nam udało się dostać do ogrodu sąsiada, skąd zostaliśmy przetransportowani w bezpieczne miejsce, ale niektórych ewakuowano do śmigłowca przy pomocy lin prosto z dachów domów – wspomina Robert Sadzik, były mieszkaniec Pilc. (…) Woda swoje plony zebrała też m.in. w gminie Bardo jak i samym Kamieńcu Ząbkowickim. Poniszczone domy, uszkodzone mosty, zalane ulice, służby niosące pomoc i sporo bezradnych mieszkańców, którym powódź zabrała wszystko to, na co pracowali całe życie. – Przerażający widok zrujnowanego Barda i ogromny szum wody, który słychać było prawie w całym mieście. Te dwie rzeczy najbardziej utkwiły mi w pamięci – wspomina powódź tysiąclecia Tomasz Karamon – miłośnik historii i autor albumu Bardo – powrót do przeszłości. – Pamiętam, że strażacy chodzili po domach, mówili, żeby zabrać ze sobą dokumenty i opuścić pomieszczenie. Informowali, że niedługo spodziewają się sporej fali, która może uszkodzić budynki znajdujące się w małej odległości od rzeki. Tego, że fala będzie tak ogromna nie spodziewał się jednak chyba nikt. Ja mieszkam około 200 metrów od rzeki, nie ewakuowano mnie, a jednak część mojego budynku została zalana – relacjonuje Sebastian Tracz, obecnie strażak w bardzkiej jednostce. W Kamieńcu Ząbkowickim nurt rzeki był tak silny, że porwał ciągnik jadący w stronę Sosnowej. – Pojazd przewrócił się, a mężczyzna znajdował się na kole i praktycznie nie miał szans, żeby samemu wydostać się z rzeki. Razem z kolegą rzuciliśmy się na pomoc. Podpięliśmy linkę do auta, weszliśmy od ul. Paczkowskiej w nurt rzeki, dotarliśmy do kierowcy, ewakuowaliśmy go i przewieźliśmy do nieistniejącego już szpitala w Kamieńcu Ząbkowickim. W akcji ratunkowej brało udział więcej osób, które nas zabezpieczały – opowiada Dariusz Łysoń, który za bohaterską postawę został odznaczony przez prezydenta medalem za ofiarność i odwagę. Innym zdarzeniem, o którym opowiada bohater to nieudana próba ewakuacji osoby niepełnosprawnej, która znajdowała się w budynku na ulicy Szpitalnej. – Podjechaliśmy samochodem pod budynek i mieliśmy plan, żeby ponownie przy pomocy linek wydostać mężczyznę i jego żonę z budynku. Nie było jednak szans na skuteczną pomoc, gdyż nurt rzeki był zbyt silny. Po tym, jak woda nieco opadła mieszkańców udało się ewakuować przy pomocy łodzi – relacjonuje Dariusz Łysoń. W ciągu 18 lat od słynnej powodzi po dziś dzień poziom wody w rzekach kilkukrotnie podnosił się i spędzał sen z powiek mieszkańcom pobliskich domów. Tak wielkich strat, jak w 1997 roku woda na szczęście nigdy już nie wyrządziła.
W Dolnym Śląsku.com (pod datą 29.06.2016) zamieszczono artykuł dotyczący historii granicy polsko-czesko-niemieckiej ustalonej po II wojnie światowej.
Pierwotnie linia graniczna naszkicowana prawdopodobnie własnoręcznie przez samego Stalina, miała przebiegać na wspomnianej Odrze i Nysie Kłodzkiej. W takim wypadku Wrocław stałby się miastem granicznym, podzielonym pomiędzy Polskę i Niemcy. Wrocławski Rynek znalazłby się po niemieckiej stronie, zaś Ostrów Tumski po polskiej. Wszystkie pozostałe miejscowości za zachód od Odry przypadłyby Niemcom. Bolesławiec nadal nosiłby niemiecką nazwę Bunzlau, Lubań – Lauban, a Nowogrodziec – Namburg am. Queis. Podobnie Wrocław znany byłby chociażby częściowo jako Breslau. Radziecka mapa z pierwotną zachodnią granicą Polski jest dostępna TUTAJ

Natomiast Ziemia Kłodzka i raciborska miała przypaść Czechosłowacji. Czesi zgłaszali także żądania do Kotliny Jeleniogórskiej. Ziemia Kłodzka należała niegdyś do Królestwa Czech, później stała się częścią Cesarstwa Austriackiego. Gdyby ustalenia pozostałyby na dotychczasowym poziomie, granica zachodnia zarówno z Niemcami jak i Czechosłowacją wyglądałaby zupełnie inaczej. Dolny Śląsk w większości przypadłby pokonanym Niemcom, a Czesi odzyskaliby swoje historyczne terytorium. Stało się jednak inaczej. Stalin zmienił linię graniczną i rejon Kłodzka przypadł ostatecznie Polsce. W czerwcu 1945 roku doszło do zbrojnego konfliktu z naszymi południowymi sąsiadami. Jak pisał pełnomocnik rządu na Dolny Śląsk Stanisław Piaskowski: „Milicja czeska, korzystając z otwartej granicy, weszła na 10-12 km w granice Dolnego Śląska, zajmując stację kolejową Lewin w obwodzie Kłodzko na linii prowadzącej do Pragi i stację kolejową Mittelwalde w obwodzie Bystrzyca (na linii do Wiednia) oraz kilka sąsiednich wiosek”. W kierunku Kłodzka, Czesi wysłali pociąg pancerny, a w rejonie Raciborza, czechosłowacka piechota zajęta okoliczne miejscowości. Polacy próbowali negocjować. Byli skłonni pójść na ustępstwa, jednak żądania Czechów były wygórowane, a w konflikt wtrąciły się władze radzieckie. Nasi sąsiedzi de facto zostali zmuszeni do podpisania z Polską porozumienia i ostatecznego uznania granicy. Więcej na ten temat w filmie pt. Zagadka Zachodniej Granicy Polski – Gra Stalina. Można zadać sobie pytanie, dlaczego Stalin kreśląc pierwotnie linię graniczną z Niemcami i Czechosłowacją, zmienił w ostatnim momencie zdanie? Jeszcze na konferencji w Poczdamie Alianci byli przeciwni granicy na Odrze i Nysie Zachodniej (Łużyckiej). Zarówno Churchill jak i Roosevelt od początku byli nieprzychylni tak daleko wysuniętej granicy na zachód. Wiązało się to przede wszystkim z wysiedleniem niemieckiej ludności, która zostałaby przerzucona do brytyjskiej strefy okupacyjnej. To wiązałoby się z kosztami dla Brytyjczyków. Ponadto nasi zachodni sojusznicy nie chcieli zbytniego osłabienia Niemiec. Do tego jednak dążył Stalin. Przekazanie Polsce Szczecina, ważnego portu na morzu bałtyckim miało osłabić Niemcy. Towarzysz Stalin chciał również jak najbardziej skonfliktować Polskę z sąsiadami, poprzez spory graniczne. Jedynym gwarantem granicy na Odrze i Nysie Łużyckiej był Związek Radziecki. Alianci byli mocno sceptyczni, a definitywne ustalenia nie zapadły. Oficjalnie kwestia granicy polsko – niemieckiej nie została uregulowana. Dopiero kanclerz Republiki Federalnej Niemiec, Willy Brandt w grudniu 1970 roku podpisał układ na mocy którego, RFN uznało granicę z Polską. Jest to bardzo ważne wydarzenie, zarówno z punktu widzenia Polski jak i Dolnego Śląska. Podpisany dokument na trwałe zamyka kwestię przynależności Dolnego Śląska i Pomorza do państwa polskiego.
Gdyby w lokalnych mediach został pominięty jakiś ważny temat – prosimy o kontakt z nami – poprzez formularz TWOJA INFORMACJA. Zajmiemy się sprawą, o której do nas napiszesz.
Brak wyników
Zobacz wszystkie wyniki
Po zapoznaniu się z niniejszą informacją, poprzez kliknięcie na „Przejdź do serwisu” lub zamknięcie tego okna zgadzasz się na to, aby Twoje dane osobowe były przetwarzane
w taki sposób jaki został omówiony w regulaminie oraz niniejszej polityce (https://sudeckiefakty.pl/cookies)
PRZEJDŹ DO SERWISU Manage consent