Naukowcy są bezcenni, a ci amerykańscy są niezastąpieni. Jednak tym razem o holenderskich nauczonych, uczonych i krzewiących wiedzę.
Tak zaczyna się najnowszy wpis Krzysztofa Wolińskiego na jego blogu (zobacz cały wpis z 15.02.2015).Bloger snuje refleksję na tle minionych już tegoroczych walentynek.
W wyniku, popartych jak mniemam badaniami, doszli do wniosku, że w czasie trwającego zaledwie 10 sekund namiętnego pocałunku zmienia swoje położenie 80 milionów bakterii. (…) Badaniom, pamiętamy naukowym, towarzyszyła ankieta, w której obie płcie musiały określić jak często się całują i z jaką intensywnością zwaną namiętnością. I tu zaskoczenie? Na 10 pocałunków panowie uznali wszystkie za namiętne, natomiast panie takim komplementem nazwały tylko 5. Nie po raz pierwszy się okazało, że różne płcie mają różne oceny zdarzeń, w których występują wspólnie i to bardzo wspólnie. Niech i skromny autor ma swój drobny wkład w rozwój nauki czy może raczej pisząc serio „nauki”.
Natomiast co do jednego nie mam złudzeń. Całowanie ma przyszłość i nie ma się co ograniczać. Nie tylko na Walentynki, dzień Życzliwości, Dzień Kobiet, imieniny, wesela, chrzciny itd. itp., ale codziennie, bez względu na okoliczności. Niech się ta flora bakteryjna przemieszcza jeśli już musi, wszak i tak się przemieszcza w sposób niekontrolowany zupełnie. A ta forma przemieszczania przynajmniej jest przyjemna, przynajmniej dla połowy płci nadobnej i wszystkich facetów. I nic w tym dziwnego bo faceci wiadomo częściej uprawiają „propagandę sukcesu” przede wszystkim własnego sukcesu.
Nie wchodząc w głębiej w temat, który powoli zmierza w kierunku wojny płci pozwolę sobie wrócić do głównego nurtu, walentynkowego chociaż w aspekcie „the Day after”. Myślę, że bez zbytniej nachalności i szczególnego namawiania ze strony autora będą się Państwo całowali i całowali i całowali… Czego wszystkim życzę 🙂
Jeśli chcesz się odnieść do powyższego tekstu – możesz umieścić swój komentarz pod artykułem.