Piotr Zbyl – prezes Fundacji Rezydencja Opatów Henrykowskich
w szczerej rozmowie mówi o rewitalizacji pałacu w Sieroszowie oraz o planach na przyszłość dla miejsca, w którym spotykają się historia i przyszłość.
⇒ Człowiek tak zajęty, jak Pan, podejmuje się bardzo czasochłonnej i kosztownej inicjatywy, jaką jest rewitalizacja zrujnowanego pałacu w Sieroszowie. To jakiś impuls czy myśl o tym dojrzewała dłużej? To tak przychodzi na myśl z dnia na dzień czy idea rodziła się w dłuższym czasie?
Przede wszystkim impuls. Przeznaczenie lub Opatrzność… Opowiadałem już o tym kilka razy w trakcie różnych spotkań i w internecie, w jaki sposób staliśmy się właścicielami – jako rodzina Zbyl, a teraz fundacja „Rezydencja Opatów Henrykowskiej”. Jej celem jest odbudowa i uratowanie zniszczonego pałacu w Sieroszowie.
⇒ Historia tego obiektu (ta udokumentowana) sięga początków XVII wieku. Jak to jest, gdy człowiek tak twardo stąpający po ziemi, jak Pan – na co dzień przedsiębiorca, a więc osoba poruszająca się w twardych rygorach biznesu, styka się ze śladami przeszłości, odpryskami wspomnień, reliktami minionych pokoleń. Czy to jest inspirujące także w sferze zawodowej, czy raczej to odrębna rzeczywistość i jakieś spełnianie marzeń?
Można te kwestie rozpatrywać na trzech płaszczyznach. Z ramach prowadzonej przeze mnie działalności mamy w zakres aktywności firmy wpisaną rewitalizację zabytkowych obiektów. Dzięki ponad 20-letniemu doświadczeniu z odbudową i odnową zabytkowych budynków i centrów miast dysponujemy praktyczną wiedzą o prawidłowościach i metodach, jakie mają zastosowanie także w odniesieniu do pałacu w Sieroszowie. Miało to znaczenie przy podejmowaniu decyzji o zakupie obiektu. Mieliśmy wówczas wiedzę o faktycznym jego stanie oraz o skali pracy, jaką trzeba będzie wykonać, zanim odzyskana będzie zdolność budynku do jakiejkolwiek adaptacji funkcjonalnej. Od początku znaliśmy zakres koniecznych robót i tego nie obawialiśmy się.
W sferze finansowania projektu, przyznać trzeba, iż to jest wyzwanie. Liczymy na pozyskanie środków zewnętrznych, bo odnowa pałacu, to odnowa dobra narodowego. Nikt nie ma złudzeń, że w najbliższych latach pałac stanie się obiektem dochodowym. Pisząc biznes-plan nie zakładaliśmy w tym etapie, jaki jest obecnie zrealizowany, dochodowości. Także trudno aktualnie planować taki profil przyszłych funkcji pałacu, jakie miałyby dawać zysk. Dlatego podchodzimy do każdego najmniejszego ruchu bardzo skrupulatnie, aby w przyszłości można było zdefiniować rolę, jaką będzie pełnić pałac. Celem powinna być jego samowystarczalność. Posiadanie obiektu, który wymagałby stale dotacji jest nieracjonalne, ale też trzeba mieć na uwadze, że pałac nie będzie nigdy przysłowiową „kurą znoszącą złote jajka”. Budynek i jego otoczenie ma służyć społeczeństwu – także w tym znaczeniu ma stanowić dobro narodowe, że nie będzie to obiekt zamknięty.
Trzeci poziom wiąże się z tym, co umownie można nazwać „sentymentem”. Jesteśmy rodowitymi sieroszowianami jako rodzina. Nie ma więc co udawać, że nie jesteśmy uczuciowo z tym miejscem związani. Jest mnóstwo osobistych okoliczności sprawiających, że Sieroszów i tutejszy pałac są dla nas ważne. Każdy inny nabywca spoza naszego terenu mógłby potraktować pałac jako jedną z inwestycji i mógłby skupić się na opłacalności czy nawet szybkim zwrocie nakładów. Dolny Śląsk jest dosłownie naszpikowany takimi obiektami i byłaby to prawdopodobnie tylko jakaś kolejna przestrzeń do opłacalnego wykorzystania. Nasza optyka jest inna, choć nie możemy pomijać aspektów bezpieczeństwa finansowego całego projektu w perspektywie dłuższej, niż czas prowadzonych robót budowlanych i adaptacyjnych. Jednak patrzymy na wszystko przez „okulary uczuć”.
⇒ Od czego zależy tempo tych prac?
Oczywiście od środków, jakimi będziemy mogli dysponować na rewitalizację sieroszowskiego pałacu.
⇒ Może Pan zdradzić rząd kwot, o jakich należy w tym przypadku mówić, aby pałac odzyskał stan techniczny umożliwiający jego praktyczne wykorzystanie?
Kosztorys, jaki przygotowaliśmy na potrzeby rewitalizacji samego jedynie pałacu w Sieroszowie sięga kwoty ok. 7 – 10 mln zł. Wiele zależy od docelowego standardu, jaki miałby być przyjęty. Pamiętajmy, że poruszamy się po obszarze objętym przepisami konserwatorskimi. To oznacza pewne rygory i brak ustępstw architektonicznych. Pałac został zbudowany w stylu barokowym i to wyznacza ramy, jakich musimy się trzymać. To kryterium uwzględnione zostało przy opracowywaniu wspomnianej dokumentacji projektowo-kosztorysowej. Do tego jeszcze trzeba dodać obecne uwarunkowania rynkowe, bo materiał sporządzony ponad trzy lata temu nie mógł przewidzieć dynamiki zmian w sferze kosztów pracy i materiałów budowlanych. Sądzę, że podwojenie wymienionej sumy planowanych nakładów nie będzie przesadą.
⇒ Renowacja pałacu w Sieroszowie trwa już około cztery lata. Co udało się wykonać przez ten czas? Jaka jest różnica pomiędzy pierwszym dniem, kiedy wszedł tu Pan jako nowy właściciel, a tym, co widzimy dzisiaj?
Jesteśmy właścicielami pałacu i otoczenia od czterech lat – to prawda. Jednak trzeba przypomnieć, że fundacja przez pierwsze dwa lata musiała się skupić na uporządkowaniu papierowej dokumentacji obiektu i całej nieruchomości. To bardzo czasochłonne i żmudne zajęcie, bo skompletowanie rozmaitych zaświadczeń, pozwoleń i uzgodnień jest niesamowicie. skomplikowane. Uporządkowanie tzw. „papierologii” było czasochłonnym ogniwem całego projektu rewitalizacyjnego, aby dało się przejść do kolejnych działań. Po pewnym czasie mogliśmy przystąpić do dosłownie rozumianego porządkowania obiektu. Ogrom fizycznej pracy i czasu zajęło posprzątanie samego budynku pałacowego. Dla zwyczajnego przechodnia czy nawet turysty te prace nie są widoczne na pierwszy rzut oka. Gdy jednak ktoś obserwuje zmiany, widzi ich efekty. Odbudowa kamiennego ogrodzenia, przywrócenie stabilności murów pałacu to są bardzo konkretne rezultaty naszych prac i włożonych nakładów.
⇒ Powołana została Fundacja „Letnia Rezydencja Opatów Henrykowskich”. Fundacja pozyskuje środki niezbędne do sfinansowania kolejnych etapów rewitalizacji pałacu. Udało się zdobyć duże wsparcie na ten cel?
Dotąd największą pomoc otrzymaliśmy z Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Za to wsparcie bardzo serdecznie dziękujemy, bo to pozwala odzyskiwać drugie czy trzecie życie pałacowi. Składaliśmy także aplikację w ramach programu rozwoju obszarów wiejskich do Urzędu Marszałkowskiego Województwa Dolnośląskiego. Tu jednak nie udało się nam zdobyć dotacji. Bazujemy zatem na ministerialnych środkach.
⇒ Mimo niepowodzenia z wnioskiem pisanym na kanwie rozwoju obszarów wiejskich, zamierza Pan ponowić starania o wsparcie z tego strumienia środków pomocowych, jakimi dysponuje samorząd wojewódzki czy agendy rządowe? Pałac jest przecież zlokalizowany we wsi i jego ewentualne przyszłe funkcje mogą być doregulowane pod kątem środowiska wiejskiego…
…Myślę, że tak! Rzecz jasna chcielibyśmy penetrować różne kierunki pod względem przyszłych ról pałacu, a tym samym na etapie jego odnowy, także szukać pomocy w różnych domenach. Chcemy bardzo szybko go odbudować i udostępnić społeczeństwu. Naszym celem jest to, by jak najszybciej służył on przybywającym tu osobom indywidualnym czy grupom. Zależy nam niezmiernie na tym, by pałac był otwarty dla społeczności.
Jesteśmy z Sieroszowem związani od czasu, gdy po II wojnie światowej na te tereny przyjechali moi dziadkowie. Wiemy, jak pałac wyglądał wtedy; wiemy jak się zmieniał; wiemy, jak wygląda teraz. Niezależnie od tych zmian, pałac zawsze wzbudzał pozytywne skojarzenia. Nigdy nie zetknąłem się z opinią inną, niż ta, że pałac to dobre i niezwykłe miejsce. Udało mi się dotrzeć do wspomnień ludzi, którzy mieszkali tu przed 1945 rokiem. Czasami przyjeżdżają tu, kontaktują się z nami. Można nawet rzec, iż „kibicują” nam osoby z różnych zakątków świata! Wszyscy są zgodni co do tego, że pałac emanuje pozytywną energią. Tę aurę chcemy odzyskać. To motywuje nas do szukania pomocy finansowej wszędzie tam, gdzie to jest możliwe.
⇒ Pałac w Sieroszowie nie jest jedynym takim obiektem na Dolnym Śląsku, a nawet na Ziemi Ząbkowickiej. Wyobraża Pan sobie, że za 10 czy 15 lat (a czas upływa szybciej, niż się wielu ludziom wydaje) obok pałacu w Sieroszowie odnowione są pałace w Bobolicach, Kluczowej, Stolcu? Czy taka „sieć” pałaców mogłaby – Pana zdaniem – stanowić jakiś lokalny „skarb”, że mogłyby się stać jakimś rodzajem lokalnej instytucji przez to, że są posadowione na terenach wiejskich. Tym bardziej, że Dolny Śląsk to w dużym stopniu wieś…
W latach 90. wyrządzono dużo krzywdy – że tak to określę – takim obiektom. Pokutował stereotyp ich niemieckości, dość powszechne było przekonanie, że nasza obecność na tych terenach jest tymczasowa. Ludzie nie identyfikowali się z miejscami i budowlami, co w konsekwencji prowadziło do ich degradacji. Państwowy charakter własności przez wiele lat nie sprzyjał utożsamianiu się z tym mieniem wartościowym historycznie i materialnie. Po zmianach ustrojowych, obiekty te formalnie miały właściciela, ale faktycznie nie było poczucia troski o majątek w konkretnych wsiach. Cała ta kaskada niesprzyjających okoliczności stopniowo zaczęła się zmieniać na korzyść. Widzimy to choćby na przykładach pałaców w Sieroszowie czy Bobolicach. Oba pałace mają właścicieli zdecydowanych wyprowadzić je ze stanu zapaści.
⇒ Czyli musi być ktoś, kogo nazwiemy gospodarzem?
Zdecydowanie tak – gospodarz jest niezbędny. To musi być jeden gospodarz, który będzie dosłownie „czuł” sprawę. Jego odpowiedzialność nie może zależeć jedynie od poziomu zamożności, bo jeśli jest się właścicielem, to zabiega się o każdy detal i o całość. Słowo „gospodarz” jest bardzo trafne, bo to musi być ktoś kto zamknie budynek na noc i kto otworzy go za dnia. To musi być ktoś, kto zadba o bezpieczeństwo budynku oraz ład wewnątrz i wokół budynku. Mówię o czynnościach prozaicznych, wręcz przyziemnych, ale dzięki nim miejsca odżywają, coś się w nich dzieje i pojawia się związane z tym ciepło nie tylko rozumiane fizycznie. Niedaleko stąd mamy pałace w Kluczowej i Stolcu i gołym okiem widzimy, że nic się tam nie dzieje. Pałace te niszczeją i ulegają zapomnieniu.
⇒ Jedynym na Ziemi Ząbkowickiej pałacem, jaki już w widoczny sposób odzyskał dawną świetność, jest Pałac Księżnej Marianny Orańskiej w Kamieńcu Ząbkowickim. To jednak zupełnie inna skala wyzwania w stosunku do Sieroszowa czy pozostałych obiektów…
…To prawda, tam od paru lat właścicielem jest gmina, co niewątpliwie wzmacnia efektywność całego procesu renowacji. Samorząd jest postrzegany inaczej, niż fundacje czy stowarzyszenia. Dysponuje aparatem urzędniczym oraz innymi możliwościami finansowymi i organizacyjnymi. Trafne jest spostrzeżenie, że warto byłoby w przyszłości połączyć w jakiś sposób pałace Ziemi Ząbkowickiej. Skoro jest Szlak Cysterski, którego nota bene pałac sieroszowski jest ogniwem, i który jest bardzo propagowany i dofinansowany także przez odbudowę dróg i rozmaitej wszelkiej infrastruktury, to dlaczego nie pomyśleć o jakimś naszym lokalnym „szlaku pałacowym”?
⇒ Jeżdżąc po powiecie ząbkowickim, co zakręt – co miejscowość, spotykamy ślady lub zarysy pałaców. Współcześnie w smutny sposób przypominają piękną historię. Przytłaczają ponurym wyglądem. Nie wiadomo do kogo mieć żal o ten stan. Przeglądając dawne widokówki czy obrazy lub grafiki, oczy robią się szerokie, bo widać cudowne krajobrazy i wpisane w nie obiekty.
Nasuwa się wizja wspomnianego już „szlaku pałacowego”. Nad taką koncepcją powinien pochylić się ktoś w starostwie powiatowym i gminach naszego powiatu, w tym gminie ząbkowickiej, która jest nam najbliższa. To jest kwestia wytyczenia celów przez osoby decyzyjne w samorządzie. Mówi się lub słyszy się na przykład o ścieżkach rowerowych, o ścieżkach edukacyjnych. Może te trasy mogłyby powiązać pałace Ziemi Ząbkowickiej…
⇒ Mówiliśmy wcześniej o potrzebie współpracy z samorządem wojewódzkim. Teraz rozmawiamy o tym samym w odniesieniu do powiatu i gminy. Przydałby się bardzo efekt synergii, dzięki której Fundacja „Rezydencja Opatów Henrykowskich” w Sieroszowie oraz samorządy miałyby przestrzeń realizacji wspólnych celów. Wszystkie te instytucje i nade wszystko społeczność lokalna, potrzebują tego rodzaju obiektów, ale wspólnie nie działają. Pan, jako rzeczony już gospodarz, ma pomysł na pałac w Sieroszowie. Być może mieszkańcy sołectwa, władze gminy, powiatu i województwa jeszcze o tym nie wiedzą. Być może nie doceniają szansy, jaka pojawia się dzięki już podjętej renowacji. Może trzeba to owym partnerom opowiedzieć? Przykładem jest Kotlina Jeleniogórska, gdzie dzięki przywróceniu do życia licznych pałacyków mamy do czynienia z falą ruchu turystycznego i rosnącym zainteresowaniem odtworzonymi miejscami. Gdyby ten efekt przenieść do nas…
Myślę o spotkaniach plenerowych. Planuję wydanie materiałów o charakterze broszury i książki. Otwieram się na kontakty z lokalnym środowiskiem krajoznawców. Niedawno odbyła się u nas wizyta studyjna uczniów Zespołu Szkół Zawodowych z Ząbkowic Śląskich. Jestem zainteresowany kontynuacją tych relacji i nowymi, jakie przysporzyłyby pałacowi w Sieroszowie sympatyków i wniosłyby nowe pomysły w tę przestrzeń, jaką restaurujemy.
⇒ Słowo „pałac” brzmi bardzo wzniośle. Wywołuje skojarzenia na przykład z pałacami w Książu czy Kamieńcu Ząbkowickim. W Sieroszowie mamy do czynienia z dużym domem, w którym niegdyś mieszkali ludzie, gdzie toczyło się ich normalne życie z dniami radości i smutku, narodzin i umierania. Ludzie tu pracowali i odpoczywali. Płakali i świętowali. Niektóre tego typu budynki, po odnowieniu, zamieniane są w hotele, domy weselne, restauracje czy różne ekspozycje. Wchodzi się do nich i po kilku chwilach wychodzi. Nie ma Pan wrażenia, że tracą one w ten sposób „genius loci”, czyli swego opiekuńczego ducha?
Pewnie wzbudzę kontrowersje. Padła nazwa: Książ. To jest obecnie obiekt komercyjny. Przy olbrzymim wkładzie administracji publicznej jest promowany i inwestowany i sam na siebie zarabia. Tam jest codziennie pełno autokarów z wycieczkowiczami, są hotele i imprezy. Pojawiają się w takim kontekście pytania o „duszę” takich miejsc, o klimat im towarzyszący i próbę pogodzenia kwestii ekonomicznych z wartościami wnoszonymi przez historię. W przypadku pałacu w Sieroszowie i podobnych obiektów, według mnie, dobrze byłoby skłaniać się ku temu, by integrowały społeczność lokalną.
Dla mieszkańców i naszych gości pałac sieroszowski może być miejscem dobrych spotkań. Może być miejscem dzielenia się doświadczeniami pomiędzy pokoleniami. Tak właśnie było podczas wspomnianego już pleneru studyjnego młodzieży z Ząbkowic Śląskich. Uczniowie mogli na własne oczy zobaczyć jak odbywa się odbudowa zabytkowego obiektu i czym różni się ten rodzaj sztuki budowlanej od stawiania nowych budynków. Trafiliśmy na moment odtwarzania lukarn z piaskowca. Prawdziwi fachowcy, jakich zgromadziliśmy w Sieroszowie, pokazali dziewczętom i chłopcom tę wymagającą cierpliwości i staranności pracę z nadzieją, że uda się chociaż niektórych z nich zainspirować do tego kierunku kształcenia i przyszłej pracy. Nasi kamieniarze na żywo pokazali młodym kunszt tej pracy.
Takie chwile sprawiają, że w pałacu pojawia się iskra życia. To może tylko epizod, ale nie jedyny i już spodziewam się następnych. Doskonale wiem, że na końcu są zawsze pieniądze. Pałac musi zarobić na siebie. To jest ten styk pomiędzy pasją odtwarzania dawnego piękna a punktem, w którym pałac musimy zabezpieczyć przed ponownym upadkiem czy „plajtą”.
⇒ Pałac budowali zwykli ludzie, kierowali się swoim gustem, praktycznymi potrzebami, umiejętnościami i możliwościami, jakimi dysponowali. Pan podejmuje się wysiłku przywrócenia zamysłu tych, którzy budowali pałac. Trzeba przy tym liczyć się z wymogami prawa budowlanego, przepisów konserwatorskich i innymi obowiązującymi normami dotyczącymi wyposażenia i funkcjonowania pałacu. Mamy tu do czynienia z dwoma różnymi światami… Może przyszłością pałacu są właśnie spotkania pokoleń?
„Nie od razu Rzym zbudowano”. Zanim przyjdzie dzień uroczystego otwarcia i zwyczajowej „parapetówki”, staramy się w ramach środków, którymi dysponujemy, w tempie, jakie dyktują nam obiektywne okoliczności, czynić pałac w Sieroszowie miejscem otwartym i miejscem spotkań. Teraz jesteśmy skupieni na jego odbudowie i nie można wykluczać, że proces ten potrwa jeszcze wiele lat. Zanim przystąpiliśmy do pracy, wsłuchaliśmy się i wczytaliśmy się we wspomnienia poprzednich mieszkańców i użytkowników pałacu.
Zaczęliśmy więc od spotkania dwóch pokoleń, aby nasi poprzednicy ubogacili nas w swój punkt widzenia. Klasztor cystersów w Henrykowie był, jak to klasztor, był domem zamkniętym, ale już drzwi letniej rezydencji opatów henrykowskich były nieco uchylone. Później, gdy po sekularyzacji właścicielami pałacu stała się rodzina Dittrich, miejsce było jeszcze bardziej otwarte. To wynikało z czysto praktycznych względów, bo rodzina ta korzystała z pracy miejscowej ludności. Przez to mieszkańcy Sieroszowa bywali w pałacu, byli z nim na różne sposoby powiązani pracą tam świadczoną. Tak samo dobre obrazy kreśli w swoich wspomnieniach Pani Schnabel – ostatnia niemiecka właścicielka pałacu. W udostępnionych nam listach widać jej spojrzenie z okresu dzieciństwa i młodości. To są obrazy pełne słońca, radości z kontaktów z innymi ludźmi. W pewnym sensie po 1945 r. sytuacja była podobna, bo pałac był państwowym ośrodkiem organizacji rolnictwa. Trochę ten okres jest wstydliwie traktowany, ale zacierają się negatywne doświadczenia. Ludziom po prostu łatwiej jest wracać do pozytywnych wspomnień. To też, może paradoksalnie, był czas wymiany doświadczeń miedzy pokoleniami i to w wielu obszarach wiedzy czy umiejętności. Nie wolno zapominać, że często były to osoby poranione wojną, wypędzone ze swoich rodzinnych stron, wracające z niewoli, ścigane przez komunistyczne służby czy represjonowane przez nie. Tu się zatrzymali i tu znaleźli przystań. To naprawdę był istny tygiel historii!
Chciałbym te wszystkie elementy wymiany międzypokoleniowej przywrócić i utrzymać. Myślę, że ta idea może być motywem przewodnim dla przybywających do sieroszowskiego pałacu przez wiele kolejnych lat. Po jego odbudowie i wyposażeniu, będziemy szukać sposobów na wypełnienie pałacu życiem. No i jest przecież założenie parkowe wokół pałacu, a to kolejny rozległy i pasjonujący watek – tak do rewitalizacji i tak samo dla wykorzystywania na co dzień.
Nie sposób nie zauważyć, że rewitalizacja jest już sama w sobie stanowi wymianę miedzy pokoleniami ludzi, którzy pojawili się na budowie. Na przykład wysokiej klasy rzemieślnik Remigiusz ze Stolca uczy młodszego budowlańca Jakuba sztuki pracy przy obiektach zabytkowych. Kamieniarz Mirek z ponad 20-letnim stażem uczy młodego kamieniarza „Przybysia” pracy z bardzo twardym piaskowcem.
Słowo „pałac” budzi respekt, ale to był i ponownie ma być dom. Prowadząc rewitalizację, jednocześnie szukamy przyszłych funkcji pałacu. Biorąc pod uwagę kulturę agrarną naszego terenu, zakodowaną niejako przez cystersów, próbujemy na przykład pewnych upraw z myślą, iż mogą się stać charakterystyczną dla naszego pałacu. Wokół jest pełno gospodarstw, bo to przecież jest wieś. Sadzimy jednakże czosnek i ziemniaki, potem obserwujemy na ile nasz sposób uprawy budzi efekt zainteresowania. To tylko jeden z przykładów na pomysły, jakich już teraz szukamy dla ożywienia pałacu w Sieroszowie. I mamy w tyle głowy także aspekt komercyjny, aby przysporzyć dochodów na utrzymanie pałacu.
⇒ Ostatnio jest zapotrzebowanie na domy seniora. Może to jest jakiś pomysł na pałac w Sieroszowie?
Myśleliśmy także pod tym kątem, ale ta funkcja mogłaby być jakąś częścią całości. Zamiana całego pałacu w dom seniora mogłoby go zamknąć na wymianę pokoleń. Zamknięty dom, zamknięty teren to nie jest wizja na przyszłość. Finansowo prawdopodobnie to spinałoby się ze względu na systematyczne przychody, ale dusza miejsca mogłaby znów zniknąć.
Spotykając się z młodymi ludźmi, słyszę od nich ciekawe pomysły. W ogóle roczniki wkraczające w dorosłość i życiową samodzielność coraz częściej zwracają się ku modelowi życia, w którym liczy się tradycja, lokalny patriotyzm, ale też zwyczajnie komfort codziennego życia, czyste powietrze, zdrowa żywność i bezpieczeństwo. Na takim tle pałac w Sieroszowie jawi się właśnie jako punkt spotkania różnych wizji życia kolejnych pokoleń Polaków.
⇒ Czuje się Pan kreatorem nowego życia pałacu w Sieroszowie, aby go potem przekazać swoim dzieciom czy raczej zarządza Pan projektem rewitalizacji, aby później powierzyć efekt końcowy komuś innemu i być tu mile witanym gościem? Albo inaczej: rewitalizacja pałacu to osobista pasja czy bardziej życiowa przygoda?
Najpierw chcę jasno powiedzieć, że odnowa pałacu w Sieroszowie to nie jest projekt biznesowy. Nie ma w nim niczego, co jest typowe dla procederu przejmowania i monetyzowania nieruchomości, co widzimy w wielu miejscach. Czy rodzina w przyszłości zechce nadal przejmować się pałacem, to pokaże czas. Człowiek sobie coś planuje, a Pan Bóg ustawia po swojemu… Staramy się myśleć w kategoriach przewidywalnej perspektywy czasu. Snucie wielkich wizji na daleką przyszłość nie ma większego sensu. Swego czasu Michael Jackson snuł plany budowy w Polsce wielkiego parku rozrywki – nie ma parku i nie ma samego Jacksona.
Nie jest sztuką przeinwestować finansowo i tym bardziej dać się ponieść wyobraźni. Trzeba chodzić po ziemi. Staramy się zachować bezpieczny balans pomiędzy ideami a realiami. Na co dzień wraz z wieloma osobami pracujemy nad odbudową pałacu. Jednocześnie rozważamy wszelkie możliwe plany na przyszłość. Jestem dobrej myśli.
Rozmawiał: Krzysztof Kotowicz
Komentowane 1