Obszar Ziemi Kłodzkiej ze względu na swoje walory turystyczne przyciągał zawsze liczne rzesze amatorów turystycznego wypoczynku. W okresie po II wojnie światowej, tereny te stały się jednym z ważniejszych rejonów wypoczynkowych w Polsce. Jednakże bliskość granicy państwowej, stawiała zagadnienie sudeckiej turystyki innym świetle.
Z jednej strony olbrzymi potencjał dla tzw. „wczasów pracowniczych” jako „zdobyczy socjalizmu” dla pracujących mas, a z drugiej strony ryzyko, że dla wielu obywateli teren ten stanie się otwartą bramą do zachodniego świata. Wraz z umacnianiem się systemu komunistycznego władza zmierzała również do przejęcia kontroli również nad tą sferą życia obywateli, jaką był wypoczynek[1], widząc w tym dogodną okazję do indoktrynacji i wychowania „nowego człowieka”.
W początkowym okresie Polski Ludowej niewątpliwie najważniejszym obszarem wypoczynkowo-turystycznym był bez wątpienia region sudecki. W południowych powiatach Dolnego Śląska znajdowała się ponad połowa ogólnopolskiej bazy wczasowej[2]. Poniemieckie wille, pensjonaty i schroniska górskie miały niebagatelne znaczenie w kontekście realizacji programu wczasów pracowniczych i umasowienia turystyki. Innym i równie istotnym czynnikiem zainteresowania organów władzy turystyką w Sudetach był przebieg granicy państwowej z Czechosłowacją. W województwie wrocławskim na całej niemal długości biegła on wzdłuż poszczególnych pasm Sudetów, a więc na obszarach najbardziej atrakcyjnych z punktu widzenia turysty[3].
Ze względu na zarówno na warunki terenowe, jak i wzmożony ruch turystyczny, a dodając jeszcze do tego fakt, że mieszkańcy tych terenów pochodzili z różnych obszarów, od repatriantów z kresów po repatriantów z Francji i Belgii, od mieszkańców centralnej Polski po pozostałych na miejscu autochtonów, (którzy nierzadko utrzymywali kontakty z rodzinami za granicą), to wszystko sprawiało, że ten odcinek granicy zaliczany był do jednych z najaktywniejszych kierunków przestępczości granicznej w skali kraju[4].
Zainteresowanie organów bezpieczeństwa turystyką w regionie sudeckim, szczególnie w początkowym okresie Polski Ludowej tj. w latach 1945 – 1956 wydaje się z pozoru zaskakująco duże. Jednak łatwo to zrozumieć, gdy weźmie się pod uwagę, że najatrakcyjniejsze dla turystów sudeckie zakątki, gdzie znajdowała się większość bazy wypoczynkowej, leżały w obrębie strefy przygranicznej.
Chociaż po drugiej stronie sudeckich szczytów leżała oficjalnie zaprzyjaźniona Czechosłowacja, władze nie traktowały ulgowo kwestii zabezpieczenia południowej granicy kraju, zwłaszcza w okresie stalinowskim, kiedy Polska została w sposób bezprecedensowy w swojej historii „zamknięta” i odcięta od kontaktów ze światem zewnętrznym. Na tej kanwie można się przyjrzeć jak wyglądało zainteresowanie organów władzy ruchem turystycznym w strefie przygranicznej.
Formalnie ochrona granic państwowych należała do zadań utworzonych w 1945 r. Wojsk Ochrony Pogranicza, formacja ta, szczególnie od 1947 r., podlegała ścisłej kontroli UB. W późniejszych latach jej jednostki pozostawały zawsze w większym lub mniejszym stopniu zależne od struktur resortu spraw wewnętrznych, z wyjątkiem okresu 1965-71, kiedy to działała w strukturze MON. Współpraca między organami WOP i UB (później SB) w zakresie zabezpieczenia granicy państwowej miała więc charakter zbieżny[5], przynajmniej w założeniu[6].
Aparat bezpieczeństwa na turystycznych terenach przygranicznych, w swoich działaniach miał do dyspozycji szerokie spektrum możliwości. Jednym z istotniejszych rodzajów działań operacyjnych było wykorzystania agentury, celem zbierania informacji o sytuacji w obszarze granicy państwowej[7]. Nie dziwi więc fakt, że werbowanie osób do współpracy wśród personelu obiektów turystycznych, było istotnym elementem z punktu widzenia działań kontrwywiadowczych organów bezpieczeństwa. Już w pierwszej tymczasowej instrukcji pracy operacyjnej z 1945 r. podkreślano: „Jeśli otrzymamy informację, że osobnik zajmuje się przestępczą działalnością, to najszybsze i najpewniejsze dane o jego wrogiej działalności otrzymamy tylko w tym wypadku, jeśli będziemy mieli przy nim wiernego, oddanego nam człowieka, tzw. agenta”[8].
Początkowo osobowe źródło informacji tworzyli: informator, agent i rezydent oraz nieformalnie kontakt operacyjny[9]. Werbunek osób do sieci agenturalnej odbywać się miał wyłącznie wśród osób pozytywnie ustosunkowanych do „władzy ludowej”. Informatorów starano się pozyskiwać ze względów lojalnościowych, ale także dlatego, że mieszkali lub pracowali blisko granicy i mogli obserwować wyznaczony odcinek graniczny. Cennym materiałem agenturalnym byli również pracownicy nadgranicznych stacji kolejowych i autobusowych. Szczególnie wartościowych informatorów upatrywano w kasjerach i konduktorach, ale także w obsłudze hoteli, domów noclegowych, restauracji czy nawet salonów fryzjerskich. Kiedy agent był bezpośrednim świadkiem przestępstwa granicznego, składał bezpośredni meldunek do WOP, jako obywatelski, oczywiście nie ujawniając swojej agenturalnej działalności[10].
Dane odnośnie stanu osobowego agentury na odcinku granicznym pod koniec 1953 r. wskazują w powiecie kłodzkim było 67 agentów / informatorów i 2 rezydentów. W powiecie bystrzyckim podobnie: 64 i 2. Natomiast w późniejszych latach, dla przykładu w roku 1975 Sudecka Brygada WOP miała do dyspozycji od 114 do 144 tajnych współpracowników (TW), w roku 1976 liczba TW wzrosła do stanu 165 osób. Równocześnie wykorzystywano współpracę z kontaktami operacyjnymi (KO), którzy wg organów byli „obywatelami o właściwej postawie moralno-politycznej”. W 1975 r. na podstawie 236 ich doniesień zatrzymano 67 osób, w roku 1975 natomiast na podstawie 210 pozyskanych informacji od KO zatrzymano 28 osób[11]. Fakt zarejestrowania kogoś jako tajnego współpracownika nic nie mówi jeszcze o charakterze tej współpracy. Oprócz gorliwych agentów byli również i tacy, którzy godzili się na współpracę z WOP czy bezpieką dla własnej wygody, licząc, że służby nie będą interesowały się nimi. Niejednokrotnie służby specjalne później same kończyły z nimi współpracę, stwierdzając brak przydatności lub z powodu niewypełniania zadań jakie przed nimi stawiano[12].
Jednymi z ważnych źródeł informacji dla bezpieki i dla Wojsk Ochrony Pogranicza na temat sytuacji na sudeckiej granicy były schroniska górskie.[13]. Sytuację tę dostrzeżono już w 1948 r., kiedy to szef PUBP w Jeleniej Górze, analizując przebieg granicy z Czechosłowacją, doszedł do wniosku, iż najłatwiejsze miejsca do nielegalnego przekraczania granicy występują w miejscach przebiegu szlaków turystycznych w sąsiedztwie granicy, a schroniska z powodzeniem mogą stanowić punkty przerzutowe. Na podstawie tych wniosków zdecydowano o rozpracowaniu wszystkich schronisk na tamtym terenie. W ramach tego przedsięwzięcia zakładano zwerbowanie w każdym ze schronisk po jednym informatorze, który miałby za zadanie rozpracować pozostałych pracowników i osoby, co do których zachodziło podejrzenie, że mogły się zajmować przemytem. Dla obsługi tych informatorów przewidywano trzech rezydentów. Owo „rozpracowanie obiektowe” otrzymało kryptonim „Granica”[14].
KONTYNUACJA ZA TYDZIEŃ
Grzegorz Palko
Przypisy:
[1] P. Sroka, Turystyka i wczasy pracownicze w regionie sudeckim w latach 1945–1956 przez pryzmat materiałów aparatu bezpieczeństwa; Instytut Historyczny UWr, s. 181
[2] Por. P. Sowiński, Wakacje w Polsce Ludowej. Polityka władz i ruch turystyczny (1945–1989), Warszawa 2001,
-
39. [za]: P. Sroka, Turystyka…, s.181