„Lokator i jego matka terroryzują sąsiadów” – uderza tytuł z pierwszej strony najnowszego wydania „Gazety Ząbkowickiej”. Zanim dotarłem do jego treści, miałem cichą, acz krótką, nadzieję, iż dowiem się o rozwiązaniu problemu lub przynajmniej szansie na to, by spokojni obywatele Ząbkowic Śląskich mogli uwolnić się od towarzystwa osób, które z nikim i z niczym się nie liczą.
Ostatnimi laty nie ma dnia i nocy, by nie były wszczynane awantury. Wyzwiskom, przekleństwom nie ma końca. Krzyki, wyłamywanie drzwi są na porządku dziennym. Zastanawia fakt, że policja przyjeżdża trzy, cztery razy dziennie i brak efektów – mówią mieszkańcy ul. Jasna 3c. Relacja ta podobna jest do tego, co bardzo często pokazują wszystkie stacje telewizyjne w programach interwencyjnych. Cytowana w artykule przedstawicielka Policji w Ząbkowicach Śląskich ujawnia, że tylko pomiędzy 1 lipca a 12 sierpnia w tym miejscu zgłoszonych było… 51 interwencji. Jest też w publikacji informacja, że mieszkańcy domagają się pomocy od Spółdzielni Mieszkaniowej i są nawet skłonni wnioskować o zmniejszenie czynszów w związku z nieznośnymi uciążliwościami, jakie sprowadzają na nich mężczyzna i jego matka. Według deklaracji zarządu spółdzielni, odpowiednie dokumenty są już na biurku prokuratora, ale prezes mówi wprost: Ten pan się nauczył, że nikt mu nie może nic zrobić. Oni są cwani na swój sposób i pewni, że są nietykalni. Z kolei kierowniczka ośrodka pomocy społecznej dodaje, że nie może się wypowiadać na ten temat, rożne sprawy toczą się w sądzie. I na koniec mówi prokurator: Postępowanie to prowadzimy, dokumenty zostały przesłane do policji celem przeprowadzenia postępowania wyjaśniającego.
I tak koło się zamyka, a sprawa zdaje się przybierać charakteru… kwadratury koła. Są mieszkańcy i są: spółdzielnia mieszkaniowa, straż miejska, policja, pomoc społeczna i prokurator, ale problem pozostaje nierozwiązywalny. Zasłanianie się przepisami prawa i procedurami, podczas gdy w oczywisty sposób jest naruszane i gwałcone podstawowe prawo do spokoju i poczucia bezpieczeństwa w miejscu zamieszkania, działa mrożąco! Dlaczego? Dlatego, że obiektywnie naruszające zasady współżycia społecznego zachowania jednej czy dwojga osób nie spotykają się z żadnymi konsekwencjami, a cały ciężar (w tym przypadku także tzw. „odium”) muszą znosić poszkodowane osoby. Co musi się wydarzyć, aby wymienione wyżej instytucje publiczne przerwały pasmo udręk ludzi, którzy systematycznie są pozbawiani warunków do normalnego życia?
Nie wystarczy interwencji telefonicznych i atramentu w pismach? Za mało jest publikacji w mediach lokalnych i musi przyjechać kamera jakiejś telewizji? A może potrzebna jest elementarna empatia urzędników i funkcjonariuszy państwa, by zbyt szybki puls serca, nadmiernie wysokie ciśnienie i usprawiedliwione łzy przestały być permanentnym doświadczeniem przyzwoitych mieszkańców?
Jeśli komuś się zdaje, że problem jest jednostkowy, jest w błędzie. Pisząc te słowa, wiem na pewno o dwóch innych bardzo zbliżonych przypadkach, w których sąsiedztwo osób o cechach socjopatycznych, skutkuje znanymi służbom i instytucjom sytuacjami naruszania elementarnych reguł życia społecznego. Przypadek opisany w „Gazecie Ząbkowickiej” jest zatem trzecim i – jak się obawiam – nie zamyka on wykazu „takich” spraw w Ząbkowicach Śląskich.
W całej Polsce jest około 52363 miejscowości (począwszy od Warszawy, przez Wrocław, Kłodzko, Ząbkowice Śląskie po dowolnie wskazane sołectwo). Jeśli w każdej z nich jest tylko… jeden taki przypadek (a wiemy, że jest ich więcej), to mamy ponad 50-tysięczną hordę osobników codziennie dewastujących spokój i zdrowie przynajmniej wielokrotnie liczniejszej zbiorowości mieszkańców kraju.
- Nie robi to wrażenia na politykach, którzy nie potrafią tak zmienić prawa, by izolować ludzi niezdolnych do życia w społeczeństwie?
- Nie motywuje to adwokatów czy kancelarii prawnych do skutecznej obrony obywateli przed koszmarem bezsilności wobec przemocy sąsiedzkiej?
- Nie wywołuje to w służbach państwa (samorządowych i rządowych) poczucia, że tak hodowana bezkarność rozmaitych osobników, określanych kiedyś jako „niebieskie ptaszki”, jest wyciąganiem cegieł z fundamentów państwa i naraża także budżet państwa na straty?
Mieszkańcy jednego z ząbkowickich osiedli, ale nie tylko oni, i nie tylko ząbkowiczanie, chcą, aby służby mundurowe działały z żelazną konsekwencją. Chcą, by wymiar sprawiedliwości reagował szybko i z determinacją. Chcą, by ustawodawca zaczął chronić ład społeczny przed tymi, którzy mają go za nic i cieszą się niepisanym immunitetem. Gdy tego zabraknie, może się okazać, że na pomoc jest za późno…
PS: Panie i panowie – posłowie, senatorowie, radni, sędziowie, prokuratorzy, policjanci, strażnicy miejscy, prezydenci, burmistrzowie, wójtowie, prezesi, mecenasi – macie sąsiadów zatruwających życie Wam, Waszym dzieciom, rodzicom czy bliskim lub znajomym? Jeśli tak…, to co z tym zrobiliście???
Krzysztof Kotowicz Grafika: google.com