Na początek tygodnia – dostarczamy Państwu fragmenty artykułów związanych z terenem powiatu ząbkowickiego, jakie ukazały się w minionych kilku dniach w gazetach i portalach internetowych. Do lokalnej subiektywnej „prasówki” dodajemy interesujące artykuły o tematyce samorządowej z mediów regionalnych lub ogólnopolskich.
Express Miejski (20.05.2019) odnotowuje wątpliwości wokół budowy krytego basenu przez gminę Ząbkowice Śląskie.
Basen bez sauny? Początkowo tak. Gmina ma w planach budowę saunarium bezpośrednio przy krytej pływalni, ale na realizację tego zadania inwestycyjnego będzie trzeba poczekać. – Na dzień dzisiejszy nie posiadamy dokumentacji projektowej planowanej inwestycji. Aktualnie w urzędzie przygotowywane są wstępne założenia, które pozwolą na ogłoszenie przetargu na sporządzenie dokumentacji dla tego zadania – mówi Stanisław Moderski, inspektor ds. promocji i komunikacji społecznej w ząbkowickim urzędzie miejskim. W lutym na ten cel radni zabezpieczyli w budżecie gminy 60 tys. zł. Jednym ze wstępnych założeń jest, aby saunarium było połączone komunikacyjnie z obiektem basenowym. Jego lokalizacja planowana jest bezpośrednio przy wschodniej ścianie krytej pływalni. Saunarium najszybciej powstanie jednak dopiero w przyszłym roku. W momencie otwarcia krytej pływalni, biorąc pod uwagę najbardziej optymistyczny wariant, sauny będą więc dopiero na etapie budowy.
Przegląd Powiatowy (16.05.2019) podał informacje o biznesowym sukcesie firmy działającej na obszarze podstrefy ekonomicznej w Ząbkowicach Śląskich.
Firma Biomasa Partner Group została wyróżniona w prestiżowym konkursie Diamenty Forbesa. Diamenty Forbesa to kolejne prestiżowe wyróżnienie przyznane naszej firmie w tym roku. Uplasowaliśmy się na 11 pozycji w województwie wielkopolskim i 59 pozycji w rankingu ogólnopolskim w grupie firm z przychodami od 5 do 50 mln zł. – możemy przeczytać na stronie internetowej firmy. Diamenty Forbesa to ranking, który wyróżnia przedsiębiorców z sukcesami, innowatorów. Ta inicjatywa dodatkowo pobudza przedsiębiorczość, a dla ludzi sukcesu jest okazją, aby się poznać. Tegoroczny ranking jest już 12 edycją zestawienia najdynamiczniej rozwijających się firm w Polsce. W zestawieniu znalazły się firmy, które w trzech ostatnich latach najszybciej zwiększały swoją wartość.
Doba (22.05.2019) relacjonuje konferencję historyczną, jaka odbyła się w Srebrnej Górze.
Po raz drugi w „Aniołku” w Srebrnej Górze odbyła się popularno-naukowa historyczna konferencja „Kultura i pamięć Kresów dla Niepodległej”. Prelegenci w swych wystąpieniach omawiali nie tylko obraz życia na Kresach, ale także ich związki z Dolnym Śląskiem oraz zakorzenienie w polskiej kulturze i sztuce. Na konferencji zjawili się przedstawiciele dolnośląskich i opolskich samorządów, delegacje związków kresowian, uczniowie i mieszkańcy. – O Kresach nie możemy zapomnieć. W swojej działalności politycznej i społecznej spotykam się z takimi dwoma dysonansami. Z jednej strony to wspomnienia ludzi, którzy przeżyli ciężki okres przejścia z Kresów na Ziemie Odzyskane i mają w sobie ogromny ból i żal za to, co się stało. Z drugiej strony spotykam osoby, w tym sporą rzeszę samorządowców, którzy współpracę polsko-ukraińską, czy szerzej rozmowy o Ukrainie, o Kresach widzą w kategorii przyszłości, bez wracania do trudnej historii. W mojej ocenie brakuje wypośrodkowania, rozmowy, rzetelnego omówienia, dotarcia do genezy zjawisk i pamięci, aby nigdy historia ta się nie powtórzyła – mówił gospodarz konferencji, wójt gminy Stoszowice Paweł Gancarz. Włodarz przypomniał także, że od 2016 roku 11 lipca obchodzony jest Narodowy Dzień Pamięci Ofiar Ludobójstwa dokonanego przez ukraińskich nacjonalistów na obywatelach II Rzeczypospolitej Polskiej, a od 2017 roku 12 lipca jest Dniem Walki i Męczeństwa Wsi Polskiej. Słowo wstępne wygłosił także Tadeusz Samborski, współpomysłodawca konferencji, aktywnie wspierający sprawy kresowian. – Jestem przekonany, że te spotkania w Srebrnej Górze staną się tradycją, gdyż konferencja ta jest potrzebna i niezbędna, nie tylko z punktu widzenia sentymentalnego czy wspomnieniowego, ale także w kontekście polityki naszego państwa, dążenia do prawdy o Kresach Wschodnich. Prawda ta nadal jest wypłukiwana z głównego nurtu pamięci narodowej i marginalizowana. Tym bardziej winni jesteśmy szacunek i uznanie tym uczonym, którzy podejmują temat ludobójstwa na Kresach Wschodnich i wygnania z tych ziem, mają odwagę wygłaszać referaty i pisać o tym – mówił Tadeusz Samborski.
Pierwszy z wykładów, wygłoszony przez Jędrzeja Majkę i okraszony ciekawymi zdjęciami, ukazywał autentyczne miejsca na Kresach, które opisane zostały w Trylogii Sienkiewicza. Piękno krajobrazów, ciekawostki historyczne i anegdoty zachęcały nie tylko do odwiedzenia Kresów, ale i ponownego przeczytania Trylogii. Następnie dr hab. Dorota Sula w swoim wystąpieniu przedstawiła chaos, dezinformację, dramatyczne decyzje i nieszczęśliwy los mieszkańców Kresów Wschodnich, którzy zostali przesiedleni m.in. na Dolny Śląsk. Niewątpliwie, nic nie ujmując pozostałym prelegentom, gwoździem programu konferencji był wykład profesora Stanisława Niciei, wybitnego znawcy dziejów Kresów, naukowca, byłego rektora Uniwersytetu Opolskiego, byłego senatora, autora wielu publikacji, książek i filmów dokumentalnych o tematyce kresowej. Profesor Nicieja, jak zwykle porywająco, opowiadał o wpływie kresowian na kulturę Dolnego Śląska. Ostatnim prelegentem był wicestarosta ząbkowicki, Waldemar Wieja, który referatem pt. „Obraz społeczeństwa Kresów II Rzeczpospolitej” omówił niejednorodność kresowian, różnice w wykształceniu, narodowości i kulturze.
TV Sudecka (26.05.2019) relacjonuje uroczystość odsłonięcia nowej figury na kamiennym moście w Bardzie.
Dzięki połączeniu sił Dolnośląskiego Związku Mostowców Rzeczypospolitej Polskiej, miasta i gminy Bardo oraz bardzkiej parafii rzymskokatolickiej, w sobotę 25 maja odsłonięto i poświęcono figurę św. Jana Nepomucena, która po 74 latach powróciła na XVI-wieczny kamienny most.
TVP 3 Wrocław (21.04.2019) promuje ciekawą działalność jednego z gospodarstw w gminie Ciepłowody.
Korzenne pierniki to klasyczny przysmak wigilijnego stołu. Ale te ciastka są tak ekspansywne, że wdarły się już nawet do wielkanocnego koszyka. Pierniki wiosenne, równie pyszne jak zimowe, przygotowuje na Święta Wielkanocne rodzina Malinowskich z Ciepłowodów. Wielkanocne pierniki w gospodarstwie Malinowskich powstały z urażonej ambicji. – Startowaliśmy w konkursie na kulinarne dziedzictwo Dolnego Śląska, pierniki były nagrodzone za smak, ale nie za wygląd, ponieważ nie lukrowaliśmy pierników, tylko maźnięte były lukrem z zewnątrz i nie miały tego sznytu pięknego i się zawzięłam, i powiedziałam, że one w następnym roku wygrają i wygrały – wspomina Elżbieta Malinowska z Gospodarstwa Malinowskich w Ciepłowodach. Pierniki są z prawdziwym miodem, bo w gospodarstwie pszczoły grają pierwsze skrzypce i już zabrały się do roboty. – Przygotowałem je już do sezonu i wywiozłem na rzepak bardzo wcześnie, żeby się obleciały, poznały teren, znalazły wodę – mówi Mieczysław Malinowski. Wielkanocne pierniki trochę różnią się od zimowych. – Są na miodzie lipowym, czyli bardzo aromatyczne, pachnące, więcej jest skórki z cytryny i pomarańczy, żeby to miało posmak świeżości, a dodatkowo są lukrowane pod kątem Świąt: kurki, jajka, czyli na wesoło, na kolorowo – wyjaśnia pani Elżbieta. W Gospodarstwie Malinowskich można nauczyć się sztuki zdobienia lukrem… i wymienić doświadczeniami. – Szczególnie dzieje się to wtedy, kiedy spotykamy się gdzieś razem i zaczyna się… „a moja mama tak robiła”, „a moja babcia tak robiła”, „a mój dziadek tak robił” i myślę, że to będzie u nas takie miejsce spotkań. Zresztą rozmawiałam ze starszymi paniami, że spróbują przekazać swoją wiedzę, która gdzieś tam ucieka – mówi Helena Malinowska. Pierniki to żywa tradycja w nowej, pastelowej formie.
https://www.facebook.com/GospodarstwoMalinowskichCieplowody/videos/288612245364422/
Przegląd Powiatowy (23.05.2019) publikuje tekst na temat społeczności żydowskiej w historii Ząbkowic Śląskich. KLIKNIJ TUTAJ, ABY PRZECZYTAĆ CAŁY ARTYKUŁ.
Od tysięcy lat naród żydowski był przedmiotem prześladowań, obiektem pomówień oraz fałszywej propagandy. Antysemityzm jest tworem co najmniej tak starym jak starożytny Egipt. Głównym źródłem nienawiści wobec Żydów, oprócz motywów stricte ekonomicznych i obyczajowych był Talmud (jedna z podstawowych, choć nie uznawana za świętą, księga Judaizmu. (…) Osadnictwo Żydowskie na Dolnym Śląsku, jak twierdzi dr Sławomir Witkowski, pełniło istotną funkcję. Żydzi w dziejach Śląska odegrali znaczącą rolę gospodarczą i kulturalną. Była to bowiem ludność w dużej części bogata i przedsiębiorcza. Pojawienie się pierwszych osadników Żydowskich na Śląsku należy wiązać z pogromami antyżydowskimi w większych miastach Europy zachodniej. Żydzi chętnie osiedlali się na terenie Śląska, który to od końca XIII wieku został całkowicie podporządkowany panującemu w Czechach Janowi Luksemburskiemu. Miasto Frankenstein nie stanowiło wyjątku. Pierwsze wzmianki o gminie żydowskiej pochodzą z XIV wieku. Zaułek żydowski (Judengasse) był po raz pierwszy odnotowany w 1403 r. Niestety w 1508 r. synagoga została doszczętnie zniszczona, a w 1535 r. Ząbkowicie otrzymały od księcia ziębickiego przywilej „de non tolerandis Judaeis” Wspomniany „privilegium” zakazywał Żydom zamieszkania w takim mieście i posiadania w nim nieruchomości oraz zabraniał im wstępu do miasta z wyjątkiem określonych dni. Ciekawostką może być fakt, że dla niektórych dzielnic żydowskich w Polsce i na Litwie wydawano analogiczny privilegium de nontolerandis Christianis. Oba przywileje ustanawiane były jedynie dla miast królewskich, w miastach prywatnych Żydzi posiadali pełną swobodę gospodarczą. Przyczyną zakazów oraz prześladowań było najprawdopodobniej zajęcie jakim trudnili się ząbkowiccy żydzi – lichwa. Niemniej, należy przypuszczać, że pogromy antyżydowskie nie były wyłącznie wynikiem niechęci do ich profesji, lecz miały wymiar również bardziej przyziemny. Mianowicie, wypędzając Żydów chciano pozbyć się u nich zaciągniętych wcześniej długów. Po tych wydarzeniach musiało minąć niespełna 300 lat, aby ludność żydowska z powrotem zaczęła osiedlać się na terenie Ząbkowic. Pierwszym Żydem, który otrzymał zezwolenie w 1806 r. na osadzenie się, był pochodzący z Jutrosina kupiec Moritz Sachs. O zorganizowanym życiu żydowskim w Ząbkowicach Śląskich można mówić dopiero na początku XIX wieku. Po wejściu w życie edyktu emancypacyjnego z 1812 r. w mieście działała filia gminy żydowskiej w Kłodzku. Do Ząbkowic przeniosła się wówczas znaczna grupa Żydów z Białej (Zülz). Wtedy to powstała nowa synagoga. Gmina utrzymywała dwa cmentarze. Starszy cmentarz powstał w 1814 r., a nowy – ok. roku 1880. – możemy przeczytać na stonie Muzeum Historii Żydów Polskich Niemniej, o ponownym rozkwicie gminy żydowskiej możemy mówić dopiero od roku 1860. To właśnie tego roku zostały ukończone prace nad drugą z kolei synagogą, która powstała przy dzisiejszej ulicy Dolnośląskiej. Synagoga została zbudowana w latach 1858-1860, przez cieślę Juliusa Glatzera. budynek synagogi wzniesiono na planie prostokąta, w stylu neogotyckim. Na fasadzie głównej znajdowały się trzy rzędy okien. Jak podaje Jerzy Organiściak: „ząbkowicka synagoga miała pewną osobliwość. W sąsiednim domu nr 8 mieszkała 86-letnia Johanna Kassel. Ze względu na swój podeszły wiek nie mogła ona chodzić po schodach i dlatego gmina żydowska zgodziła się na przebicie okrągłego otworu o średnicy około 5 cm pomiędzy jej mieszkaniem a synagogą, przez który staruszka siedząc w fotelu mogła śledzić przebieg nabożeństwa. Po zakończeniu nabożeństwa otwór był zamykany.” Począwszy od 1840 r. liczebność gminy żydowskiej wzrastała. W 1871 – liczba członków wynosiła 163 osoby. Niestety ten trend został odwrócony. W czasach hitlerowskich gmina praktycznie upadła. Podczas nocy kryształowej bojówki hitlerowskie zdemolowały domy należące do Żydów, splądrowały żydowskie firmy, sklepy itd. Skala prześladowań była tak duża, że większość ludności żydowskiej opuściła Ząbkowice lub po prostu została zamordowana przez nazistów. Po II Wojnie Światowej część ludności żydowskiej wróciła do Ząbkowic. Jednak, po niespełna 30 latach, w wyniku protestów studenckich roku 1968 oraz propagandy antyżydowskiej, ta nieliczna grupa zdecydowała się ponownie opuścić Ząbkowice. Niech słowa Leszka Nowaka stanowią puentę do naszych rozważań na temat zapomnianych mieszkańców miasta Frankenstein: Obecni mieszkańcy nawet nie zdają sobie sprawy jak wyglądało i o ile bogatsze było życie naszego miasta, gdy było w miarę wielokulturowe. Gdy byli jeszcze wśród nas Żydzi, Grecy, przedstawiciele Polonii francuskiej i Niemcy. Jak spauperyzowało się społeczeństwo, gdy zabrakło wśród nas pierwszej fali inteligencji z Kresów, która stopniowo opuszczała nie rokujące nadziei na przyszłość miasto.
Gazeta Ząbkowicka (23.05.2019) kontynuuje cykl historyczny poświęcony roli ewangelików w historii Ząbkowic Śląskich.
Służba diakonisy to nie tylko praca w czasie pokoju. Swoją posługę siostry pełniły również w czasie wojen, pomagając rannym i potrzebującym. Język, narodowość czy kolor skóry nie miały znaczenia. O wojennych losach ząbkowickich sióstr diakonis pisze historyk Kamil Pawłowski. Pozostajemy nadal w tematyce działalności Ewangelickiego Zakładu Diakonijnego w Ząbkowicach Śląskich. Jego duszą była liczna wspólnota sióstr diakonis, które pracowały nie tylko w ośrodkach położonych na terenie miasta, ale również w wielu innych instytucjach rozsianych po całym Śląsku. Ich posługa, skierowana głównie do dzieci i chorych, przybierała również formę służby w lazaretach wojskowych, których na terenie Ząbkowic Śląskich funkcjonowało bardzo dużo. Pierwszy raz, kiedy ząbkowickie siostry zostały przydzielone do posługi wśród rannych żołnierzy, przypadł na czas wojen o zjednoczenie Niemiec. W tym miejscu wypada choć w kilku słowach nakreślić samą istotę tych wojen, niezwykle ważnych dla niemieckiego społeczeństwa. Wojny toczone w latach 1866—1871 miały przynieść Zjednoczenie Niemiec pod egidą Prus. Kształt kraju naszych zachodnich sąsiadów jest efektem właśnie tego niezwykle skomplikowanego procesu. Wojny te przyniosły również wielu rannych, których kierowano do specjalnie w tym celu tworzonych lazaretów. W Ząbkowicach Śląskich takie prowadzone były przez braci bonifratrów, jak również przez siostry diakonisy. Siostry kierowane były one kierowane również do innych śląskich miejscowości. Kolejną wojną, w której ząbkowickie siostry diakonisy służyły rannym żołnierzom, była I wojna światowa. Konflikt ten pochłonął niezwykłą jak do tej pory liczbę ludzkich istnień, wśród których znaczący procent stanowili młodzi ludzie. Już 17 września 1914 r. po bitwie pod Tarnawką (7 9.09.1914 r.) do Ząbkowic Śląskich trafił transport rannych, których skierowano do prowadzonego przez siostry lazaretu. Wspomnieć można, że wraz z wybuchem wojny ząbkowicki dom zgłosił do pracy w lazaretach rezerwy ok. 60 sióstr. Największy lazaret diakonisy prowadziły w szpitalu Bethanien przy ul. Armii Krajowej, gdzie podczas trwania I wojny światowej, opiekę znalazło blisko 700 rannych. Siostry z Ząbkowic Śląskich posługiwały również w Kamieńcu Ząbkowickim, Jeleniej Górze, Lubaniu, Cieplicach, Dzierżonowie czy w Złotym Stoku. Były kierowane również do zagranicznych lazaretów, m.in. we Francji czy Bułgarii. Wielu z rannych, którzy trafili do sióstr diakonis w czasie trwania I wojny światowej, nie przeżyło. Swoje miejsce ostatniego spoczynku znaleźli oni w pobliżu cmentarza diakonis przy dzisiejszej ul. Piastowskiej. Siostry przeznaczyły na ten cel niewielką parcelę, którą otoczono płotem, a na jej środku ustawiono pomnik. Całość została zniszczona wraz z cmentarzem diakonis po zakończeniu 1945 r. Widokówka koresponduje z tematyką powyższego tekstu. Ukazuje budynek nowego Tabeenstift`u, przy dzisiejszej ul. Bohaterów Getta. W świadomości ząbkowiczan, ten okazały gmach funkcjonuje jako Liceum Ogólnokształcące.
TVN24 (25.05.2019) informują o innowacyjnym rozwiązaniu regulującym ruch pojazdów w mieście. KLIKNIJ, ABY ZOBACZYĆ PROGRAM.
Gliwice zakończyły montaż nowatorskiego systemu na wszystkich skrzyżowaniach w mieście. Dzięki niemu karetki szybciej dojeżdżają do pacjentów, a autobusy prawie się nie spóźniają. Takiego rozwiązania nie ma nigdzie w kraju. – W momencie, kiedy autobus zbliża się do skrzyżowania z sygnalizacją świetlną i jest opóźniony, system automatycznie to wykrywa i daje autobusowi priorytet przejazdu przez skrzyżowanie, wydłużając czas światła zielonego – tłumaczy Ludomir Utratny, główny specjalista Centrum Sterowania Ruchem w Zarządzie Dróg Miejskich w Gliwicach. Nadajnik w autobusie łączy się drogą radiową z urządzeniem na skrzyżowaniu. Wszystko podpięte jest do systemu, który pobiera dane z rozkładu jazdy. Gdy autobus ma poślizg, wstrzymuje zmianę świateł. Marcin Żak, który jest kierowcą autobusu miejskiego w Gliwicach, zwrócił uwagę, że „wcześniej stało się przez dwie, trzy, czasem cztery zmiany świateł” – A w tym momencie przejazd jest niemalże płynny – zauważa. Pojazdy uprzywilejowane z priorytetem System działa już w całym mieście, na każdym skrzyżowaniu. Podłączone są do niego też służby ratunkowe. Nadajniki ma większość karetek, radiowozów i samochodów strażackich. – System nadawania priorytetu dla pojazdów uprzywilejowanych jest pierwszym w Polsce – zaznacza Ludomir Utratny. Z systemu najchętniej korzystają policjanci i kierowcy kartek. – Każde skrzyżowanie, na które dojeżdża się, wychwytuje przez satelitę informację, że zbliżamy się i wtedy blokuje się skrzyżowanie – mówi kierowca karetki Benedykt Krzykowski. Pozytywny wpływ systemu dostrzega również podinspektor Marek Słomski z Komendy Miejskiej Policji w Gliwicach. – To gwarantuje szybsze dotarcia na miejsce zdarzenia – wyjaśnia. Przyszłość dla dronów Gdy samochód na sygnale dojeżdża do skrzyżowania, każdy sygnalizator wskazuje czerwone światło. Dla kierowcy karetki czy radiowozu to bardzo komfortowa sytuacja. – Na skrzyżowaniach, gdzie mamy ruch dwukierunkowy, pojazd może poruszać się przeciwległym pasem ruchu – wskazuje Utratny. – W przypadku skrzyżowań, gdzie mamy ruch jednokierunkowy, system wie, które są to skrzyżowania. Działa to troszkę inaczej, ponieważ wypuszcza to skrzyżowanie, ten kierunek, po którym się porusza pojazd uprzywilejowany, na sygnale zielonym, żeby rzeczywiście nie blokować przejazdu – dodaje. Co tydzień przyjeżdżają tu drogowcy z innych miast podejrzeć, jak działa system za prawie 30 milionów złotych. Gliwice chcą iść za ciosem. Już myślą o sterowaniu ruchem za pomocą dronów.
Gdyby w lokalnych mediach został pominięty jakiś ważny temat – prosimy o kontakt z nami – poprzez E-MAIL: [email protected] – zajmiemy się sprawą, o której do nas napiszesz.